Fascynującą klamrę narracyjną przygotowali w tym roku organizatorzy festiwalu Opera Rara. Podczas koncertu inauguracyjnego cykl Dichterliebe Roberta Schumanna wykonany został przez Iana Bostridge’a i Piotra Anderszewskiego. Zabrzmiał on też na koncercie wieńczącym festiwal, który dla odmiany odbył się w Teatrze Słowackiego. Oprócz tego dzieła w programie znalazły się pieśni Johannesa Brahmsa: Vier Lieder nach Gedichten von Heinrich Heine (pod tym roboczym niemieckim sformułowaniem ukryły się: Sommerabend op. 85 nr 1, Mondschein op. 85 nr 2, Der Tod, das ist die kühle Nacht op. 96 nr 1 oraz Meehrfahrt op. 96 nr 4) i Lieder und Gesänge op. 32. Wybór naturalny, wszak Brahms był protegowanym Schumanna, miał z nim bliską relacją, na swoje nieszczęście zakochał się też w jego żonie, Clarze. Dzieła wykonali artyści nie mniej znakomici co ci, którzy wystąpili podczas inauguracji: baryton Matthias Goerne i Bernadette Bartos.
Teatr Słowackiego ma zupełnie inną akustykę niż Filharmonia Krakowska – bardziej suchą, z krótkim pogłosem, jak to w teatrze, w miejscu, w którym trzeba przede wszystkim rozumieć słowa. Wykonywanie tam symfoniki zapewne nie byłoby dobrym pomysłem, ale okazało się, że do recitalu wokalnego takie warunki są idealne. Sprawiały bowiem, że każde słowo śpiewaka było wyraźnie słyszalne. Ucho bardzo szybko przystosowało się zresztą do owej suchości i prawie wcale ona nie przeszkadzała.
Jeśli o stronę wokalną chodzi, to znajdowała się ona na zupełnie innym biegunie niż wykonanie Bostridge’a. Tam – intelektualizm, każde słowo przemyślane dziesięć razy, dokładnie rozważone i wystudiowane, a czasem celowo przejaskrawione. Goerne to zupełnie inny typ artysty. To spontaniczny liryk, który poszedł na żywioł, za emocjami zawartymi w tekście i w muzyce. Interesowała go przede wszystkim płynność, naturalność narracji i jej wewnętrzna logika, oparta na sercu, a w mniejszym stopniu na intelekcie. Także tempa były zupełnie odmienne (mówię o Dichterliebe) – Im wunderschönen Monat Mai było o wiele bardziej powolne, bardziej płynne, bardziej liryczne. Ciepły, nasycony głos śpiewaka idealnie pasuje do tego repertuaru, moją uwagę zwrócił też fakt, jak starannie kontrolował dynamikę. Goerne ma potężny głos, mógł więc z powodzeniem przeszarżować w forte. Nic takiego się jednak nie stało. Wszystko było pod kontrolą, zaśpiewane z wielką troską o kulturę dźwięku i o zrozumiałość każdego słowa.
Bernadette Bartos partnerowała śpiewakowi z wyczuciem, przezornie pozostając w tle i pozwalając barytonowi na przejęcie ciężaru prowadzenia narracji. Była to kolejna wyraźna różnica w porównaniu z duetem Anderszewski/Bostridge. Tam pianista był równorzędnym partnerem śpiewaka, tutaj artystka pozostała w skromnej, ale bardzo sprawnie zrealizowanej roli akompaniatorki.
Patrząc na ten koncert całościowo muszę powiedzieć że był niezwykle udany. Zarówno Goerne jak i Bostridge mają swoich wiernych fanów, obaj są też zresztą bez wątpienia wybitnymi śpiewakami. Ale gdybym osobiście miał wybierać, która realizacja Dichterliebe bardziej do mnie przemówiła i poruszyła, to wskażę bez wahania na duet Goerne/Bartos.
foto. Michał Ramus
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl
Tak jest. Cudowny!