Charles Koechlin to francuski kompozytor reprezentujący to samo pokolenie co Claude Debussy, Paul Dukas czy Maurice Ravel, jest od nich jednak dużo mniej znany. Był outsiderem z wyboru, nie zabiegał o względy wydawców i wykonawców, zaś za życia ceniono go bardziej jako teoretyka i pedagoga niż jako kompozytora. Muzyka ta zaczęła zdobywać uznanie dopiero pod koniec długiego życia Koechlina. Wówczas jednak na francuskiej scenie muzycznej pojawiły się młode wilki w rodzaju Pierre’a Bouleza, a wobec ich dokonań dzieła starszego pana jawiły się jako mało odkrywcze. Koechlin mało się tym przejmował, a swoje podejście do życia skwitował następującym stwierdzeniem: „Artysta potrzebuje wieży z kości słoniowej, nie po to aby uciec od świata, ale po to, aby świat obserwować i żeby móc być sobą. Owa wieża jest dla artysty niczym rozświetlająca świat dokoła niego latarnia morska”.
W młodości Koechlin chciał zostać astronomem, ojciec jednak naciskał na niego, aby podjął karierę w armii. Planom tym położyła kres gruźlica. W czasie długiej rekonwalescencji Koechlin postanowił zwrócić się w stronę muzyki. Kształcił się w Konserwatorium Paryskim, gdzie był uczniem m.in. Julesa Masseneta, André Gedalge’a i Gabriela Faurégo, którego biografię później napisał. Kiedy sam zajął się pedagogiką to wśród jego uczniów znaleźli się między innymi Germaine Tailleferre czy Francis Poulenc. Darius Milhaud co prawda nauk u autora Seven Stars Symphony nie pobierał, uważał jednak że przyjaźń z nim pozwoliła mu poznać wszystkie tajniki orkiestracji. Zainteresowania Koechlina nie ograniczały się bynajmniej tylko do muzyki. Nie porzucił nigdy zainteresowania astronomią, amatorsko zajmował się fotografią, fascynowało go kino (napisał Seven Stars Symphony, której poszczególne tytuły to Douglas Fairbanks, Lillian Harvey, Greta Garbo, Clara Bow, Marlene Dietrich, Emil Jannings i Charlie Chaplin), socjalizm, muzyka dawna, twórczość Bacha czy literatura, a zwłaszcza twórczość Rudyarda Kiplinga, ze szczególnym uwzględnieniem jego Księgi dżungli. Koechlin pozostawił po sobie 226 opusowanych kompozycji, a pięć z nich tworzy nieoficjalny i niejednolity zbiór określany mianem Le livre de la jungle, tworzony na przestrzeni ponad czterdziestu lat. Dzieła te wydano po raz pierwszy razem na płytach w ramach albumu The Jungle Book, na którym kompozycje te poprowadził amerykański dyrygent David Zinman.
Pierwszym i jednocześnie jedynym wokalno-instrumentalnym dziełem w zbiorze są Trzy poematy op. 18, przeznaczone na mezzosopran, tenor, baryton, chór i orkiestrę. Ich tytuły brzmią następująco: Bercuese phoque (Focza kołysanka), Chanson de nuit dans la jungle (Pieśń nocy w dżungli) i Chant de Kala Nag (Pieśń Kala Naga). Kołysanka jest urzekająco piękna, zmysłowa i wyrafinowana pod względem kolorystyki. Giętka melodia głosu i smyczków w cichej dynamice i wysokim rejestrze faluje ponad świetlistym arpeggiowanym akompaniamentem fortepianu i drewna, do których dochodzi w pewnym momencie falująca wokaliza chóru żeńskiego. To muzyka ciepła, lekka, melodyjna, przywodząca na myśl skojarzenia z napisanymi w tych samych latach Syrenami Debussy’ego czy ze skomponowanym kilkanaście lat później baletem Dafnis i Chloe Ravela. To przepiękne i głęboko poruszające wprowadzenie do muzyki Koechlina. Lapidarna noc w dżungli zobrazowana została przez twórcę w dość łagodny i eufoniczny sposób – głosy solowe (baryton i mezzosopran) i chór snują powoli swoje melodie, a niespokojny jest jedynie ruchliwy akompaniament. Kala Nag był w powieści Kiplinga trzymanym w niewoli słoniem, który tęsknił za dżunglą i innymi przedstawicielami swojego gatunku. Muzyka jest tu eteryczna, tajemnicza, koronkowa, jednak pod koniec Koechlin sprawnie buduje kulminację wyrazową, która wnosi niezbędny kontrast i element napięcia. Pieśń kończy się powoli, cichymi, wygasającymi dźwiękami smyczków i trąbek w wysokim rejestrze. Przepiękne, bardzo nastrojowe utwory.
Skomponowany w latach 1925-1927 cykl poematów symfonicznych La course de printemps (Harce wiosenne) składa się z czterech granych attacca ogniw: Printemps dans la forêt (Wiosna w lesie), Mowgli, La course (Bieg) i Nuit (Noc). Część pierwsza jest powolna i niepokojąca. Migotliwa faktura staje się tu środkiem do przedstawienia wizji tyleż egzotycznej co efektownej. Portret głównego bohatera jest dla odmiany lekko humorystyczny, buńczuczny i zabawny. Część trzecia jest motoryczna, pełna energii, orkiestrowana (jak całość poematu!) brawurowo, z obszernym użyciem perkusji. Całość wieńczy powolny, nastrojowy, kunsztownie orkiestrowany nokturn, którego słucha się z wielką przyjemnością.
Drugi krążek zawiera trzy poematy symfoniczne. Pierwszy z nich to Medytacja Puruna Bhagata (u Kiplinga jest to Cud Puruna Bhagata). Tytułowy bohater był hinduskim ministrem, który porzucił karierę w polityce na rzecz medytacji w odosobnieniu w górach. Koechlin musiał identyfikować się z bohaterem tego dzieła, a świadczy o tym także fakt, że niniejszy poemat był jego trzecią próbą podejścia do tematu. Dwie poprzednie wersje utworu, z 1900 i 1923 roku, kompozytor wycofał z katalogu swoich dzieł. Podczas pobytu w Vallée de Chamonix w 1936 roku artysta doszedł do wniosku, że przyszedł czas na powtórne zmierzenie się z tematem. W rezultacie powstał utwór surowy w brzmieniu, w w sugestywny sposób oddający ogrom rozległych przestrzeni, wśród których ponad długo trzymanymi dźwiękami drewna (a potem także organów) swobodnie szybuje kantylena smyczków. Tajemniczo i surowo brzmi zakończenie, w którym Koechlin nałożył na siebie brzmienie dwunastu (!!!) pustych kwint. Brzmi to w sposób zupełnie niezwykły i wbija słuchającego w fotel.
Poemat Prawo dżungli brzmi jednocześnie surowo, prymitywnie i egzotycznie. Otwiera go majestatyczny, składający się z krótkich fraz temat blachy, któremu towarzyszą uderzenia gongu, tam-tamu i bębna basowego. Specyficzny koloryt nadaje temu dziełu użycie brzmienia saksofonów. Jeśli główny temat skojarzy się komuś z Bogurodzicą to… całkiem słusznie, bo obie melodie napisane są na dźwiękach skali doryckiej.
Bandar-log to u Kiplinga stado złośliwych, krzykliwych, głupich małp, które w pewnym momencie porywają Mowgliego. Koechlin skomentował swój poemat następująco: „małpy uważają się za geniuszy, ale tak naprawdę są tylko zadowolonymi z siebie naśladowcami, których jedynym celem jest podążanie za modą… w świecie artystycznym takie rzeczy także się zdarzają”. Stwierdzenie to stało się podstawą złośliwej i niezwykle ciekawie napisanej orkiestrowej satyry. Kompozytor w genialny sposób wykpił mody i bezmyślne naśladownictwo w muzyce pierwszej połowy XX wieku. Mamy tu więc odcinki inspirowane impresjonizmem, mamy fugę na temat banalnej melodyjki, mamy napisane tylko na perkusję odcinki jak z Hindemitha, atonalność, a nawet dodekafonię, wszystko przemieszane ze sobą w dzikim, iście małpim stylu, doskonale oddającym istotę rzeczy.
Ten album to świetne wprowadzenie w twórczość mało znanego francuskiego kompozytora. Wykonania są zasadniczo bardzo dobre, lepszy mógłby być dźwięk. Ten tutaj jest nieco płaski, przez co muzyka traci nieco barw. Nie jest to jednak mankament rozmiarów słonia i jeśli komuś to nie przeszkadza, to album polecam!
Charles Koechlin
Le livre de la jungle
Trois poèmes op. 18*
La course de printemps op. 95
La Méditation de Purun Bhaghat op. 159
La loi de la jungle op. 175
Les Bandar-log op. 176
Iris Vermillion – mezzosopran*
Johan Botha – tenor*
Ralf Lukas – baryton*
RIAS Kammerchor*
Radio-Symphonie-Orchester Berlin
David Zinman – dyrygent
RCA Victor