Na rynek trafił właśnie pierwszy z trzech albumów z serii „Grażyna Bacewicz. Complete Symphonic Works”. Każdy z nich sygnowany będzie nazwiskiem Łukasza Borowicza – specjalisty od przypominania zapomnianych rodzimych twórców. Pierwsza płyta zawiera dwie symfonie – Trzecią i Czwartą, obie napisane mniej więcej w tym samym czasie, w połowie lat 50. Trzeba pamiętać, że były to czasy, w których w estetyce królował narzucony odgórnie socrealizm, a kompozytorzy w taki czy inny sposób dostosowywali się do oczekiwań władz. Nawiązywali do tradycyjnych form i gatunków, wplatali do narracji tematy zaczerpnięte z muzyki ludowej, zdani przy tym byli na kaprysy partyjnych kacyków, którzy wyczuleni byli na zbyt duże zagęszczenie dysonansów. Bacewicz po latach wypowiadała się o swoich symfoniach z lekceważeniem, pisała nawet w jednym z listów, że to dobrze że nie gra się ich zbyt często i że nie powinny być powtórnie drukowane.
Czy nie są to słowa przesadzone? Czy nie zdarza się kompozytorom być przesadnie samokrytycznym?
III Symfonia trwa 29 minut i składa się z czterech ogniw: Drammatico, Andante, Vivace i Finale. Pierwsze ogniwo otwiera nieco patetyczny wstęp, po którym następuje żywe, motoryczne allegro w szesnastkowym rytmie. Powolny i surowy w brzmieniu temat drugi grany przez blachę i smyczki może przywodzić na myśl dzieła cenionego przez kompozytorkę Bartóka. Później pojawiają się w narracji także elementy humorystyczne z udziałem drewna i perkusji (kotły i werbel), a także ostra, wyrazista artykulacja smyczków. Część drugą otwiera ostinato grane pizzicato przez smyczki, potem zaś sceneria dźwiękowa zmienia się i pojawia się pastoralny temat grany przez drewno. Intryguje końcówka tej części, gdzie raz jeszcze słyszymy pizzicato smyczków, ale tym razem wykonywane na tle dźwięku werbla. Vivace to muzyka lekka, żywa i błyskotliwa, orkiestrowana z wyczuciem, oszczędna, ale paradoksalnie efektowna. W środkowym, wolniejszym odcinku odzywają się przekomarzające się ze sobą dęte drewniane. Zapadają w pamięć liczne muzyczne gagi i pełen humoru wyraz tej muzyki. Finał przynosi zmianę nastroju mocno kontrastującą z tym co działo się jeszcze przed chwilą. Rozpoczynają go uderzenia tam-tamu i przygaszony chorał blachy. Z myśli tej wywiedzione są dwa tematy – jeden żywy i rytmiczny, grany przez smyczki, który przekształca się w coś w rodzaju żartobliwego marsza z solówką trąbki; drugi zaś to ekspresyjna melodia drewna. W zakończeniu powraca surowy chorał, ale zinstrumentowany nieco jaśniej.
IV Symfonia rozpoczyna się ostro i gwałtownie. Słuchającego zaskakują zmiany metrum, a także migotliwa faktura. Orkiestra Bacewicz mieni się i jarzy, raz brzmi bojowo, raz dowcipnie. Odzywają się tu echa jednej z pieśni kurpiowskich, a także Obrazków z wystawy Musorgskiego. Adagio jest tragiczne i pełne patosu. Narrację początkowo prowadzą solowo traktowane dęte drewniane, a następnie smyczki. W tutti dołącza także perkusja, dodając brzmieniu barwy i wyrazu. To surowa i dramatyczna muzyka, pełna napięcia. W barwnie orkiestrowanym, migotliwym Scherzo ponownie odzywają się echa ludowości. Dużo do powiedzenia ma tu zwłaszcza drewno. Finał składa się z dwóch sekcji – Adagio mesto i Allegro furioso. W tym drugim odcinku ponownie słychać dalekie odpryski twórczości Bartóka. To muzyka brutalna, w której wyraziste, rytmiczne ostinata smyczków przywodzą momentami na myśl także muzykę Prokofiewa. Ale… te wszystkie porównania są trochę naciągane, bo muzyka Bacewicz jest inna od muzyki dwóch wspomnianych kompozytorów. Jest tu także coś z typowo francuskiej barwności, co później przerodzi się u niej w myślenie sonorystyczne. Jest to w każdym razie szalenie charakterystyczna i niebanalna twórczość.
Muzyka Bacewicz jest bardzo… w punkt. Nie ma u niej gadulstwa, retoryki i rzeczy niepotrzebnie przeciągniętych. Tam jest sam konkret. Pozostaje pogratulować Łukaszowi Borowiczowi świetnego początku nowej serii wydawniczej i czekać niecierpliwie na pozostałe dwa albumy. Gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości to dodam pro forma, że płytę z Trzecią i Czwartą gorąco polecam! WDR Sinfonieorchester spisuje się na medal, album nie rozczarowuje także jeśli idzie o jakość dźwięku. To przy okazji kolejny dowód na to, że kompozytorzy nie są najlepszymi sędziami swoich własnych utworów, a ocena wystawiona samej sobie przez Bacewicz była stanowczo zbyt surowa.
Grażyna Bacewicz
III Symfonia
IV Symfonia
WDR Sinfonieorchester
Łukasz Borowicz – dyrygent
CPO
Zrealizowano w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Płyta jest również dostępna w formie pliku Hi Res FLAC 24/48 , tutaj –
https://www.highresaudio.com/en/album/view/xhq84j/wdr-sinfonie-orchester-ukasz-borowicz-bacewicz-complete-symphonic-works-vol-1