Paavo Järvi & symfonie Franza Schmidta

Żyjący w latach 1874-1939 austriacki kompozytor, pianista, dyrygent i wiolonczelista Franz Schmidt jest obecnie postacią nieco zapomnianą. Za życia cieszył się popularnością, był rozpoznawalny i szanowany. Był cenionym pedagogiem pracującym w wiedeńskim konserwatorium, a przez pewien czas także rektorem tej placówki. Jakiś czas temu na rynku ukazał się komplet czterech symfonii tego twórcy, zarejestrowany w latach 2013-2018 pod batutą estońskiego dyrygenta, Paavo Järviego. Nie jest to jedyny cykl symfonii kompozytora dostępny na rynku. Dzieła te nagrał także ojciec tego dyrygenta, Neeme, a muzykę Schmidta wykonuje także syn Neeme i brat Paavo, Kristian. Można więc powiedzieć, że wszystko zostaje w rodzinie.

I Symfonia E-dur nie jest zbyt oryginalna. Odbija się tu czkawką styl Wagnera, Brucknera i Schumanna, brak tu też elementów, które sprawiłyby że dzieło to zapadałoby głębiej w pamięć. Utwór trwa 45 minut i zbudowany jest do bólu konwencjonalnie. Mamy tu więc wolny wstęp poprzedzający zasadniczą część szybką, ogniwo powolne, scherzo i finał. Jest to dzieło twórcy młodego, bo 24-letniego, ale już tutaj czuć, że był artystą mocno zwróconym do przeszłości, a nie do przyszłości.

Druga z 1913 roku zbudowana jest z trzech ogniw, ale formę ma ciekawą, bo środkowa część wolna składa się z wariacji, a jedną z nich jest także scherzo i trio. Oprócz tej nowalijki niewiele tu nowego ani ciekawego. Dłuży się zwłaszcza finał, który zdecydowanie za bardzo rozpływa się w nastrojach. Rozpływa się także skupienie słuchającego, który zamiast śledzić muzyczne perypetie, zaczyna dumać o niebieskich migdałach. Zakończenie efektowne, choć nieco bombastyczne, ale przynajmniej jest tu jakaś barwność, której trochę brakowało w Pierwszej.
Płyty dopełnia nastrojowe i nieco patetyczne Intermezzo z opery Notre Dame.

Trzecia jest najlżejsza ze wszystkich symfonii Schmidta. Kompozytor nie zarysował tu jakichś wielkich konfliktów i kontrastów. Muzyka przez cały czas jest dość lekka i, co tu dużo mówić, nijaka…

Historia powstania Czwartej jest podobna co w przypadku symfonii Asrael Suka. Impulsem do napisania najbardziej osobistego dzieła była dla Schmidta osobista tragedia, jaką była śmierć córki. Jest w tym okrutna ironia losu, ale tego dzieła słucha się naprawdę bardzo dobrze. Jest w nim dramatyzm, jest osobista nuta, której tak bardzo brakuje we wcześniejszych symfoniach kompozytora. Są i wyróżniające się momenty – a to sola trąbki czy wiolonczeli, a to wejście werbla w soczystej kulminacji i następujący chwilę później ponury chorał blachy w drugim ogniwie. To momenty, które odróżniają tę symfonię od pozostałych. Pod koniec czwartego ogniwa powraca solo trąbki, zamykając dzieło wyrazistą klamrą narracyjną.

Co sądzę o muzyce Schmidta?

Niby porcje duże (bo symfonie długie), niby człowiek podjadł, ale są to w dużej mierze puste kalorie, istotnej treści jest tam mało, a muzyka w pamięć nie zapada, jednym uchem wpadając i drugim natychmiast wypadając.

Jest to twórczość, którą określić można mianem muzyki kontekstu. To nie jest muzyka, która się wybija. Pozostaje bardzo daleko w tyle za osiągnięciami Mahlera czy Richarda Straussa, jest w stosunku do nich rażąco wręcz konserwatywna. W samym konserwatyzmie czy eklektyzmie nie ma nic złego, jeśli autor ma coś osobistego do powiedzenia. Najlepszym przykładem może być Elgar, który Ameryki w swojej muzyce nie odkrywał, ale przecież to co pisał miało swój osobny wyraz, zdolność poruszenia słuchającego. Schmidt tego nie ma. Znał swoje rzemiosło, ale to jeszcze za mało, aby stworzyć muzykę, która poruszy do głębi. To co pisał nie tylko nie porusza, ale jest mdłe i często wręcz nudzi. Paavo Järvi to znakomity dyrygent, ale nawet on nie jest w stanie poprowadzić tej muzyki tak, aby zapadła głębiej w pamięć. Przyjęte przez niego tempa są zazwyczaj dość szybkie, a to sprawia, że muzyka nie dłuży się za bardzo.
Jakość dźwięku jest bardzo dobra, ale na przeszkodzie w rozkoszowaniu się brzmieniem orkiestry staje akustyka. Jest ona na tyle przestrzenna, że momentami niektóre fragmenty w blasze i drewnie rozmazują się. Orkiestra gra na bardzo wysokim poziomie, a jej brzmienie jest dość miękkie. Album został niestety wydany w papierowym opakowaniu.

 

Franz Schmidt
Complete Symphonies

I Symfonia E-dur
II Symfonia Es-dur
III Symfonia A-dur
IV Symfonia C-dur
Intermezzo z opery Notre Dame

Frankfurt Radio Symphony Orchestra
Paavo Järvi – dyrygent

Deutsche Grammophon

 

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.