Antoni Wit ma na koncie imponującą ilość nagrań. Pomimo tego dyrygent nie zwalnia tempa, a na rynku ukazał się niedawno jego nowy album, wydany przez austriacką firmę Capriccio z udziałem Deutsche Staatsphilharmonie Rheinland-Pfalz. Zawiera dwie kompozycje Zygmunta Stojowskiego, kompozytora, który należał do tego samego pokolenia co Mieczysław Karłowicz, Eugeniusz Morawski czy Feliks Nowowiejski. Pisałem już o tym, dlaczego nie jest on u nas bardziej znany i lepiej pamiętany (dla zainteresowanych link TUTAJ).
Na pierwszy ogień idzie Symfonia d-moll op. 21 z 1898 roku. Dzieło zbudowane jest dokładnie tak, jak można by się spodziewać – cztery części, pierwsza szybka z powolną introdukcją (z ładną solówką klarnetu basowego), potem elegijne Andante, następnie chochlikowate, barwne Scherzo, w którym dosłuchać się można wpływów Mendelssohna (szybkie przebiegi smyczków w cichej dynamice i drobnych wartościach rytmicznych), a na koniec szybki finał z uroczystą, pełną blasku apoteozą. Stojowski znał swój fach, dobrze wiedział jak orkiestrować, jak budować i rozładowywać napięcie, brak tu też częstego u młodych kompozytorów przegadania. Jest to więc kompozycja zgrabna, pomimo trybu minorowego lekka i przystępna w odbiorze, aczkolwiek czuć tu mocno, że Stojowski do awangardy nie należał. Jest to muzyka będąca świadectwem czasu, w którym powstała. Nikt raczej nie przeżyje jakiegoś szczególnego zaskoczenia czy szoku estetycznego słuchając tego dzieła, ale nudzić też się raczej nie będzie. Najbardziej w pamięć zapada Scherzo, w którym inwencja Stojowskiego znalazła najpełniejszy wyraz.
Suita Es-dur op. 9 to dzieło wcześniejsze niż Symfonia, ukończone w 1891 roku. Składa się z trzech ogniw. Pierwsze to utrzymane w umiarkowanym tempie wariacje na temat krakowskiego hymnu maryjnego. Następnie mamy stylizacje dwóch tańców – mazurka i krakowiaka. Stojowski zadedykował to dzieło Hansowi von Bülowowi, który wykonał je podczas jednego z koncertów. Zachwycał się nim Brahms, a wykonać miał je także Czajkowski (w czym przeszkodziła mu śmierć). Suita jest zgrabna, dobrze napisana, barwnie orkiestrowana, ale skłamałbym, gdybym stwierdził że zapada głębiej w pamięć lub wywiera jakieś ponadprzeciętne wrażenie. Ponownie jest to muzyka kontekstu, dzieło twórcy bez wątpienia uzdolnionego, ale nie genialnego czy wybitnego.
Jakość gry Deutsche Staatsphilharmonie Rheinland-Pfalz jest przyzwoita, ale brzmieniu brakuje blasku charakterystycznego dla najlepszych orkiestr i jasnym jest, że nie jest to zespół pierwszoligowy. Płyta jest wartościowa, bo o ile się orientuję na rynku nie ma obecnie żadnego innego nagrania płytowego Symfonii. A znać nasz dorobek przecież jak najbardziej warto. Antoni Wit prowadzi oba dzieła rzeczowo, konkretnie, bez większych szaleństw czyli dokładnie tak jak można się po nim spodziewać, co w tym przypadku także zaliczyć można na plus.
Zygmunt Stojowski
Symfonia d-moll op. 21
Suita na orkiestrę Es-dur op. 9
Deutsche Staatsphilharmonie Rheinland-Pfalz
Antoni Wit – dyrygent
Capriccio