Neeme Järvi & Sinfonietta Rīga, czyli inauguracja festiwalu w Pärnu

Festiwal w Pärnu (Pärnu Muusikafestival) jest ważnym wydarzeniem w życiu muzycznym Estonii. Dyrektorem jest obecnie Paavo Järvi, a w organizację tego wydarzenia zaangażowanych jest na różne sposoby wielu członków jego rodziny. Koncertem inaugurującym tegoroczną edycję dyrygował ojciec Paavo, urodzony w 1937 roku Neeme Järvi. To artysta, który zrobił wielką karierę i przez lata dokonał bardzo wielu wybitnych nagrań. W jego dorobku znaleźć można znakomite cykle symfonii Siergieja Prokofiewa, Jeana Sibeliusa, Antonína Dvořáka, Piotra Czajkowskiego, Kurta Atterberga i wielu, wielu innych kompozytów, wśród których bardzo liczni są twórcy mniej znani i ci wywodzący się z krajów skandynawskich. To monumentalny dorobek człowieka, którego spokojnie nazwać można jednym z najbardziej wszechstronnych aktywnych zawodowo dyrygentów. Program jego koncertu w Parnawie z łotewską orkiestrą kameralną, założoną w 2006 roku Sinfonietta Rīga był jednak dość konserwatywny, składał się bowiem z dzieł dwóch klasyków wiedeńskich.

Widać że Järvi cieszy się w Pärnu wielkim uznaniem. Już na rozpoczęcie koncertu cała sala urządziła mu owację na stojąco. Jako pierwsze zabrzmiało Divertimento D-dur KV 334/320b Wolfganga Amadeusa Mozarta. Słychać, że Sinfonietta Rīga jest zespołem doskonale przygotowanym i tak samo wyszkolonym. Zagrali dzieło autora Czarodziejskiego fletu z lekkością i wdziękiem, w tempach umiarkowanych, co pozwoliło pięknie zaokrąglić frazy i wydobyć z muzyki cały czar melodii. Järvi dyrygował lekkimi, pozbawionymi ostentacji gestami, na które zresztą zespół natychmiast adekwatnie reagował. Było w tym muzykowaniu dużo lekkości, wdzięku i humoru, a także eksperymentów z tempem i dynamiką. Były one obecne zwłaszcza w pierwszym menuecie (granym zresztą na bis) i w finale. Jakoś ta bezpretensjonalna muzyka doskonale pasowała pod względem nastroju do ciepłego letniego wieczoru.

Zupełnie inaczej przedstawia się pod względem muzycznym Symfonia fis-moll nr 45 Pożegnanie Josepha Haydna, pochodząca z okresu określanego poprzez analogie do literatury czasem burzy i naporu. To muzyka gwałtowna i ostra, pełna zaskakujących modulacji, synkop i tarasowych zmian dynamiki. Utwór zawiera także najbardziej znany przykład XVIII-wiecznego performansu. Haydn bowiem, chcąc dać do zrozumienia księciu Esterházemu że muzycy jego kapeli potrzebują urlopu, kazał w powolnym zakończeniu po kolei opuszczać estradę poszczególnym instrumentalistom (arystokrata zrozumiał aluzję). Wykonanie pod dyrekcją Järviego było bardzo dobre, a orkiestra świetnie oddała wszystkie zmiany i niespodzianki zawarte w tej partyturze. Dobrze wydobyto także partię drewna, co chwali się wykonawcom. W wolnej części zdarzyło się kilka momentów chwiejnych pod względem rytmu i intonacji, ale oprócz tego było naprawdę bardzo dobrze. Także finałowe opuszczanie estrady przez muzyków wypadło zabawnie, tym bardziej że chyba nie wszyscy słuchacze wiedzieli o co chodziło Haydnowi. Był w tym element zabawy materią, była lekkość i wdzięk. Na bis także zabrzmiała finałowa wolna sekcja (ze względu na kiks waltorni Järvi przerwał muzykom i zaczął jeszcze raz), ale tym razem dyrygent ostentacyjnie udawał mocno skonsternowanego, a w końcu sam opuścił estradę, pozwalając dwóm skrzypaczkom dograć swoje partie solo. Ekstrawaganckim i zupełnie niepotrzebnym „uatrakcyjnieniem” narracji były dwa dzieła Madisa Järviego (stryjeczny wnuk Neeme, o ile dobrze się orientuję), wykonane po pierwszym ogniwie i pomiędzy finałowym PrestoAdagio. Ich tytuły to Haynd screamsHaynd went mad. To mocno dysonansowe wariacje na temat wątków z ogniw dzieła Haydna. Były  zupełnie niepotrzebnymi wtrętami w stylu Schnittkego. I chyba przy okazji świadectwem, że nie wszyscy przedstawiciele familii Järvich zostali obdarzeni talentem. Twórca był obecny na koncercie i odebrał kwiaty (Haydn niestety nie przyszedł). Zakończenie koncertu przerodziło się w wielką manifestację sympatii i szacunku dla Neeme Järviego, na co ten wybitny artysta w pełni sobie zasłużył.

Sala koncertowa w Pärnu w żadnym wypadku nie robi imponującego wrażenia. Przypomina bardziej salkę w wojewódzkim ośrodku kultury niż miejsce, w którym mógłby odbywać się międzynarodowy festiwal. Także akustyka jest bardzo przeciętna.

 

PS. Jeśli ktoś z kolegów po fachu będzie chciał zapytać, jak nawiązać współpracę z festiwalem w Pärnu, to z góry odpowiem że… nie wiem. W maju napisałem maila do osoby odpowiedzialnej za promocję festiwalu – odpowiedzi nie otrzymałem. Napisałem (dwa razy) na ogólny adres festiwalu – zero odzewu. Napisałem do nich przez profil na Facebooku – odesłali mnie do maila ze strony. Postanowiłem więc dowiedzieć się u źródła jak się sprawy mają i podczas majowego koncertu London Philharmonic Orchestra w Katowicach powiedziałem Paavo Järviemu ze jestem zainteresowany przyjazdem na festiwal i zapytałem z kim powinienem się kontaktować w sprawie akredytacji. Järvi zaprosił mnie do Pärnu, dostałem też od niego namiary do osoby bezpośrednio odpowiedzialnej za akredytacje, napisałem, powołując się na rozmowę z dyrektorem festiwalu i… nic. Przypomniałem się – zero odzewu. Pozostaje mi wysnuć z tego wniosek, że organizatorzy albo totalnie nie ogarniają tematu, albo kompletnie nie są zainteresowani promocją festiwalu za granicą. Więc dla przyjemności w wolnym czasie można się tam wybrać (tak też ostatecznie zrobiłem), ale zdecydowanie odradzam próby nawiązania z nimi współpracy. Najwyraźniej profesjonalizm to coś, co zdarza się innym.

 

foto. Kaupo Kikkas/Pärnu Music Festival

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.