Zubin Mehta i symfonie Ludwiga van Beethovena

Zubin Mehta nie nagrał do tej pory kompletu symfonii Ludwiga van Beethovena. Były oczywiście w jego dyskografii pojedyncze symfonie tego kompozytora – a to Siódma z Los Angeles Philharmonic, a to PiątaSzósta z Israel Philharmonic, a to Trzecia, Piąta, ÓsmaDziewiąta z Nowojorczykami, ale cyklu nie było. Stan rzeczy uległ zmianie w zeszłym roku, kiedy na rynku ukazał się pięciopłytowy album zarejestrowany z Orchestra e Coro del Maggio Musicale Fiorentino w 2021 i 2022 roku. Już sam wybór tych zespołów może budzić zdziwienie. Słyszałem ich na żywo w Bukareszcie z Mehtą w Drugiej Mahlera i… cóż, nie jest to najlepsza orkiestra świata. Być może jest to najlepszy zespół we Florencji, ale za to też głowy bym nie dam. Co prawda Hans von Bülow powiedział, że nie ma złych orkiestr, są za to dobrzy dyrygenci, ale równie prawdziwe jest powiedzenie, że z piasku bicza się nie ukręci. Zwłaszcza kiedy nie ma się już wystarczająco wiele energii i chęci do zdyscyplinowania zespołu.

Wspólnym mianownikiem łączącym wszystkie wykonania w obrębie cyklu Mehty jest brak energii, ostrości brzmienia i wynikająca z tego nuda. Trudno powiedzieć, aby interpretacje były dopracowane od strony technicznej. Na porządku dziennym są zarówno nierówne wejścia, jak i drobne nieścisłości intonacyjne. Są to co prawda nagrania koncertowe, ale… bez przesady, jeśli praktycznie każdy akord tutti jest nierówny, to coś jest naprawdę nie tak. W muzyce Beethovena ważne są kontrasty – zarówno te dynamiczne, jak i agogiczne. Nie uświadczymy ich tutaj. Wszystko jest ugładzone i wyrównane. Raczej wolne niż szybkie, raczej gładkie i miękkie niż ostre, a przez to raczej mało ekscytujące. Szymanowski powiedział kiedyś podobno, że symfonie Beethovena są jak stara kanapa, na której każdy już kiedyś siedział. Takie wrażenie miałem słuchając wykonań Mehty. Wszyscy wiedzą o co chodzi, wszyscy już to grali ze sto razy, wszyscy wiedzą jak to się skończy, po co więc się gorączkować i emocjonować? Jest to więc generyczny, anemiczny, sflaczały i mechanicznie prowadzony Beethoven, który absolutnie nie wyróżnia się niczym szczególnym na plus w kwestii pomysłów interpretacyjnych ze strony dyrygenta.

Eroice nie ma nic bohaterskiego, w Piątej oczekuje się snucia opowieści – dramatycznej walki, przejścia od mroku do triumfu. Tymczasem wykonanie Mehty jest statyczne i najzwyczajniej w świecie potwornie nudne. W Pastoralnej brak jakiegokolwiek stopniowania napięcia czy zróżnicowania nastrojów. Lżejsze symfonie – Pierwsza, Druga, CzwartaÓsma – są miękkie i rozlazłe. W Siódmej nie ma za grosz roztańczenia ani huraganowej energii, która rozpiera tę muzykę w najlepszych wykonaniach. Dziewiąta jest absolutnie drętwa. Entuzjazmu w niej tyle co na szkolnej akademii.

Jeśli idzie o wykonanie ze strony orkiestry – to jest ono bardzo przeciętne. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś mógł chcieć pójść na te koncerty i posłuchać jak legendarny Mehta dyryguje tymi symfoniami. Sam bym poszedł. Ale czy jest sens kupować ten box? Absolutnie nie. Wydaje mi się, że zabrakło tutaj instynktu samozachowawczego ze strony dyrygenta. On naprawdę nie musiał tego nagrywać. Powinien wiedzieć, kiedy jest czas, aby zejść ze sceny, bo nie jest już w stanie poprawnie wykonywać swojej pracy. Żeby nie było – nie jestem ageistą. Skrowaczewski nagrał po osiemdziesiątce fenomenalny cykl symfonii Beethovena. Świetnie za pulpitem dyrygenckim radzi sobie Muti, Eschenbach czy Blomstedt. Ale są też artyści, z którymi czas nie obchodzi się łaskawie. Pollini, Barenboim, Foster, Wit – to ci, po których koncertach ciśnie się na usta pytanie – „dlaczego on jeszcze występuje?”. Do tej niechlubnej listy należy niestety dopisać także Mehtę. Nigdy nie byłem jego wielkim fanem. Uważam, że ma na koncie kilka naprawdę bardzo dobrych nagrań, ale większość jego wykonań (celowo nie używam słowa „interpretacja”), choć dobrze zagrana i nagrana, jest zupełnie przeciętna. W 95% przypadków są one po prostu nudne. Ten Beethoven zaś, rozpatrywany jako całość, jest znacznie poniżej przeciętnej. To nie są Wiedeńczycy, którzy mogą zagrać z zamkniętymi oczami większość utworów należących do standardowego repertuaru. Słuchanie jak ktoś z mozołem walczy z materią to nie jest żadna przyjemność. Tym bardziej, że i jakość dźwięku nie jest rewelacyjna. Momentami słyszy się tu jakieś dziwne szuranie i skrzypienie – tak jakby mikrofon umieszczony był gdzieś wśród publiczności.

Nie mam pojęcia, dlaczego wydano ten album. Mehcie na pewno się on nie przysłuży, wprost przeciwnie, bo niszczy jego legendę. Jest to chyba najgorszy cykl symfonii Beethovena, jakiego słuchałem. Gorszy jest nawet (co kiedyś wydawało mi się niemożliwe) od drętwego kompletu Korda i bezrefleksyjnej rąbaniny Antoniniego. Nie tylko nie polecam, ale też zdecydowanie odradzam.

 

Ludwig van Beethoven
Complete Symphonies

Zubin Mehta – dyrygent
Mandy Fredrich – sopran
Marie-Claude Chappius – mezzosopran
AJ Glueckert – tenor
Tareq Nazmi – bas

Orchestra e Coro del Maggio Musicale Fiorentino

Dynamic

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.