Martyn Brabbins & Rundfunk-Sinfonieorchester Berlin w Konzerthaus Berlin

Główną atrakcją (przynajmniej dla mnie) sobotniego koncertu Rundfunk-Sinfonieorchester Berlin miał być występ angielskiego dyrygenta starszego pokolenia (rocznik 1944), sir Andrew Davisa, którego nigdy nie słyszałem na żywo. Kapelmistrz jednak rozchorował się, a jego miejsce zajął Martyn Brabbins. Znam go z płyt i z koncertów na żywo, lubię go i cenię, choć więc brak możliwości wysłuchania Davisa był rozczarowujący, to zastępstwo za niego było godne. Program koncertu nie uległ zmianom. Pierwsza cześć wieczoru poświęcona została muzyce Felixa Mendelssohna, a druga Igora Strawińskiego.

Pierwszym dziełem w programie była IV Symfonia A-dur Włoska Mendelssohna, czyli utwór znany, lubiany i wykonywany często. Interpretacja Brabbinsa była udana, ponieważ dyrygent przez cały czas trwania utworu trzymał wartkie tempo i umiejętnie podkreślał rytmikę, co uratowało przed popadnięciem w monotonię dwa dość podobne do siebie ogniwa środkowe. Pierwsza i ostatnia cześć zagrane były szybko, ale nie za szybko. Orkiestra brzmiała dobrze, może za wyjątkiem waltorni, które w głośniejszych odcinkach miały nieco matową barwę brzmienia. Uwagę zwracało także umiejętne cieniowanie dynamiki i bardzo dobra artykulacja kwintetu w finałowym tańcu. Mniej znanym utworem tego kompozytora są Hymny op. 96, dzieło przeznaczone na mezzosopran (partię tę wykonała Deniz Uzun), chór (Rundfunkchor Berlin) i orkiestrę. Bardzo pozytywne wrażenie zrobił na mnie śpiew Uzun – znakomita dykcja, głębokie, mięsiste doły i jasna góra, a od strony interpretacyjnej – zrównoważenie i prostota – to duże zalety jej śpiewu. Bardzo dobrze zabrzmiał także chór oraz orkiestra.

Symfonie instrumentów dętych (tutaj w wersji z 1947 roku) to dość rzadko wykonywany utwór Strawińskiego. Kompozytor użył terminu „symfonie” w jego pierwotnym znaczeniu „wspólne brzmienia”, zaczerpniętym z greki, a utwór poświęcił pamięci Claude’a Debussy’ego (chorał wieńczący to dzieło ukazał się zresztą w „La Revue musicale” pod tytułem Le Tombeau de Claude Debussy). To bardzo specyficzna, kanciasta i surowa muzyka, która znalazła w Brabbinsie dobrego wykonawcę, zdolnego wczuć się w jej stylistykę. Także orkiestra stanęła na wysokości zadania, a blacha zabrzmiała o wiele lepiej niż w symfonii Mendelssohna – tutaj już nie było żadnej matowości, wszystko było wykonane ostro i precyzyjnie. Wreszcie, last but not least, Symfonia psalmów, jedno z arcydzieł XX wieku. Także ta kompozycja jest surowa, ale paradoksalnie właśnie dzięki esencjalności tej muzyki ma ona wielką siłę wyrazu, zwłaszcza w rozkołysanym zakończeniu trzeciej części. Charakter tego dzieła także został znakomicie oddany. Brabbins kierował zespołami ostrymi, wyrazistymi ruchami, które znajdowały natychmiastowe odzwierciedlenie w przejrzystym brzmieniu. Jedynie sam początek był dla mnie mało obiecujący – zbyt miękki, za mało wyrazisty. Całe szczęście wykonawcy bardzo szybko się rozkręcili. Duże wrażenie zrobił też na mnie śpiew chóru. Było to więc wykonanie wierne estetyce Strawińskiego, oszczędne, proste, ale dzięki temu jednocześnie w zupełności satysfakcjonujące, a pod koniec wręcz chwytające za gardło.

foto. Benjamin Ealovega

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.