Obiecałem Wam, że zajmę się w tym wpisie nagraniami Piątej, które wyszły spod batuty polskich dyrygentów – Artura Rodzińskiego i Stanisława Skrowaczewskiego. Słowa dotrzymałem, ale pragnę również zwrócić Waszą uwagę na ciekawe i nietypowe nagranie Klausa Tennstedta i na fragment nagrania Sir Thomasa Beechama, który nigdy nie zarejestrował tego utworu w całości. A szkoda.
Niektórzy dyrygenci zachowali predylekcję do romantyzowania swoich wykonań Piątej nawet w niedalekiej przeszłości, kiedy mogłoby się wydawać, że dziedzictwo Nikischa i Stokowskiego już dawno odeszło w niepamięć. Jednym z takich wykonań jest nagranie Klausa Tennstedta, zarejestrowane na żywo w Royal Festival Hall w Londynie. Być może powinienem zganić takie podejście jako anachroniczne, ale nie zrobię tego. Podobało mi się. Część pierwsza jest potężna, bardzo dramatyczna, pełna kontrastów. Nie wykracza przy tym poza granice dobrego smaku i daleko jej mimo wszystko do ekscesów dyrygentów minionej epoki. Swoje robi też akustyka sali – pogłos jest długi, a wszystkie dramatyczne pytania Beethovena mają mnóstwo czasu, żeby wybrzmieć. Posłuchajcie fragmentu pierwszej części:
Druga część trochę mnie rozczarowała masywnym brzmieniem i wolnymi tempami, ale nie sposób nie docenić ciepłego i ekspresyjnego brzmienia smyczków:
Kulminacje przytłaczają potężnym brzmieniem, co akurat liczę na minus. Posłuchajcie vibrata smyczków na koniec. Fuj!
Finał jest tak samo potężny jak porywający. Główny temat jest powolny i masywny, ale później dyrygent znajduje wiele miejsc, w których można delektować się piękną grą orkiestry, uważnością w obserwowaniu detali i pięknym frazowaniem:
Z czystym sumieniem polecę nagranie Tennstedta przede wszystkim tym, którzy cenią sobie miękkie, nasycone i jedwabiste brzmienie orkiestry. Wykonawcy wynagradzają zaś nadmierną uczuciowość autentycznym zaangażowaniem i pasją. Czy taki Beethoven nadal może się podobać? Posłuchajcie reakcji publiczności na koniec:
Klaus Tennstedt, London Philharmonic Orchestra, 1992, I – 7:36 (P), II – 10:42, III – 5:23 (P), IV – 9:12 [32:50], LPO
Pierwsze nagranie Piątej kierowane przez polskiego dyrygenta pochodzi z roku 1945 roku, kiedy to New York Philharmonic Orchestra poprowadził podczas koncertu ówczesny dyrektor tego zespołu, Artur Rodziński. Polski Maestro prowadzi orkiestrę w pierwszej części w tempach niemal ekspresowych, ale o dziwo nie czuć tu zbyt wiele napięcia. Gra orkiestry jest ostra i wyrazista, ale brak tu poczucia, że muzyka dokądś zdąża i o czymś opowiada:
W części drugiej jest podobnie, podobało mi się jednak, że Rodziński odarł ją ze wszelkich romantycznych gestów, z całego kiczowatego patosu, z jakim czasem można ją skojarzyć. Posłuchajcie tej samej kulminacji którą umieściłem wcześniej w nagraniu Tennstedta i zwróćcie uwagę, że Rodziński w ogóle nie zwalnia, a wznoszący motyw smyczków jest niemalże urwany:
Dwie ostatnie części również potraktowane są przez dyrygenta ekspresowo, ale również tutaj niewiele jest napięcia i emocji. Posłuchajmy fragmentu trzeciej części:
A to fragment finału. Jakość gry orkiestry jest kapitalna:
Złe wrażenie pozostawia po sobie marnej jakości dźwięk – ciasny i zbity, w którym daje się wychwycić tylko główne linie. Rejestrację polecam fanatykom Piątej i fanom Artura Rodzińskiego. O ile mi wiadomo nagranie nie ukazało się nigdy na CD, nie można znaleźć go już też na Youtube czy Spotify.
Artur Rodziński, New York Philharmonic, 1945, I – 5:42, II – 9:03, III -4:39 (P) , IV – 7:44 [27:13]
Na tym nagraniu nie skończyła się na szczęście przygoda Rodzińskiego z Piątą. Dziewięć lat później dyrygent powrócił do studia nagraniowego i dokonał kolejnej rejestracji. Całe szczęście! Jakość dźwięku nadal nie rozpieszcza, ale interpretacja jest o wiele bardziej emocjonalna od poprzedniej rejestracji Rodzińskiego. Zazwyczaj jest na odwrót i to nagrania live są ciekawsze i pełne napięcia. Balans pomiędzy grupami instrumentów jest intrygujący, a Rodziński wyciąga momentami środkowe głosy zazwyczaj ukryte w masie brzmienia. Sama interpretacja jest lakoniczna i mało romantyczna, co liczę na plus. Posłuchajmy fragmentu pierwszej części:
Zwróćcie uwagę na partię wiolonczel w drugiej części:
Początek trzeciej części nie jest zbyt udany. Wejście waltorni z motywem głównym jest ciche i niemrawe:
To ten sam fragment finału, który umieściłem przy poprzednim nagraniu. Tutaj Rodziński bardziej podkręca tempo, emocji również jest więcej:
Okładka którą umieściłem powyżej pochodzi z wydania na LP. O ile mi wiadomo to nagranie nigdy nie ukazało się na CD. Szkoda.
Artur Rodziński, Royal Philharmonic Orchestra, 1954, I – 6:12, II – 9:40, III – 4:40, IV – 7:55, [28:21]
Jednak najciekawsze nagranie Piątej z udziałem polskiego dyrygenta wyszło spod ręki Stanisława Skrowaczewskiego. To klasyczna, oszczędna w ekspresji wersja. Dźwięk orkiestry jest specyficzny – cienki i przejrzysty. Uderza zwłaszcza partia smyczków, zagrana praktycznie bez vibrata krótko artykułowanym dźwiękiem. Oszczędność ekspresji nie oznacza jednak braku energii i emocji. Skrowaczewski od pierwszych dźwięków porywa słuchacza w świat Piątej, a jego opowieść zawiera wiele ciekawych i odkrywczych elementów. Jest oszałamiająco energiczna i pozbawiona patosu. Rześkie, zdecydowane i świeże brzmienie przywodzi na myśl dźwięk zespołów zorientowanych historycznie. Fascynują ostre wejścia blachy i zdecydowane akcenty kotłów, dodające impetu kulminacjom. Posłuchajcie jak kończy się pierwsza część:
Skrowaczewski wyraźnie zaznacza przejście od podstawowego tempa Andante do Più moto w drugiej części. Posłuchajcie jak wyraźnie ożywia się rytm:
Posłuchajcie jak pięknie, ostro i wyraziście brzmią kontrabasy i wiolonczele na początku trzeciej części:
W finale Skrowaczewski zauważa nieoczywiste detale w rodzaju iskrzących smyczków, która akompaniują melodii blachy. Zwróćcie też uwagę na kotły!:
Posłuchajcie jak dyrygent wycisza całą orkiestrę na moment tylko po to, żeby wydobyć z tła partię fletu piccolo:
Skrowaczewskiemu udała się najtrudniejsza z trudnych sztuk. Stworzył interpretację wierną partyturze i jednocześnie głęboko osobistą i niepowtarzalną.
Stanisław Skrowaczewski, Saarbrücken Radio Symphony Orchestra, 2005, I – 6:59 (P), II – 9:31, III – 4:54 (P), IV – 10:57 [32:21], Oehms
Jako ciekawostkę należy potraktować zachowane fragmenty Piątej nagrane przez Sir Thomasa Beechama z Royal Philharmonic Orchestra w 1951 roku. Angielski Maestro dyrygował tym utworem tylko trzy razy w latach 1946-1960. Żadne z tych wykonań nie miało miejsca w czasie rejestrowania tego krótkiego fragmentu trzeciej części i całej części czwartej. To niesamowicie intensywne, zaangażowanie i radosne wykonanie, a w wielu miejscach słychać jak Beecham głośnymi okrzykami zachęca muzyków do jeszcze większego wysiłku. Wielka szkoda, że nie zachowało się żadne kompletne nagranie Piątej z Beechamem – mogło być fantastyczne! Nie wiadomo w zasadzie dlaczego te fragmenty nagrano. Być może Beecham chciał przegrać je z orkiestrą, a ponieważ aparatura była podłączona, to ktoś skorzystał z okazji i je zarejestrował? Tego się już pewnie nie dowiemy. Taśma z tym fragmentem była opisana jako „eksperyment”. Nagrania z tej i innych prób znalazły się na albumie zatytułowanym Beecham in Rehearsal.
Posłuchajmy jak wiolonczele i kontrabasy szaleją w trzeciej części. Dźwięk jest mocny i pewny:
To fragment finału. Zwróćcie uwagę na krzyki dyrygenta:
Sir Thomas Beecham, Royal Philharmonic Orchestra, 1951, 6:47, Warner
W następnym wpisie przyjrzymy się historycznie zorientowanym nagraniom Piątej i zobaczymy co do powiedzenia na jej temat mieli panowie Norringtorn, Gardiner i Harnoncourt 😉