Julian Rachlin i Radosław Szulc w NFMie

Osobowość Juliana Rachlina całkowicie zdominowała piątkowy koncert w Narodowym Forum Muzyki. Program zawierał co prawda trzy dzieła, jednakże zarówno uwertura jak i symfonia przemknęły jakoś bez echa wobec maestrii i charyzmy skrzypka. Jego energii nie mogła się oprzeć zarówno publiczność jak i Stradivarius, który nie wyszedł z koncertu bez szwanku, ale o tym za chwilę.

Na początek Radosław Szulc poprowadził uwerturę Magic Week współczesnego bułgarskiego kompozytora Radoslava Lazarova. Kim jest Lazarov i jakie konotacje ma jego dzieło – tego nie wiem, bo nie udało mi się znaleźć żadnych informacji na temat tego kompozytora. Również wzmianka w programie była lakoniczna. Dość powiedzieć, że sama muzyka była eklektyczna, ładna i przyjemna w odbiorze. Było tam trochę motorycznej rytmiki, dysonansowych brzmień blachy, trochę migotliwości à la Ravel. Kompozycja, pomimo że współczesna, była z gatunku tych „do posłuchania”.

I Koncert skrzypcowy a-moll Dymitra Szostakowicza był niewątpliwie gwoździem programu. Pisałem już kilkukrotnie o rozmaitych typach niezgodności wykonawców, ale rozejście na linii Szulc/Rachlin było odmiennej natury. Chyba po raz pierwszy uczestniczyłem w wykonaniu, które było tak totalnie zdominowane przez solistę. Rachlin momentami odwracał się do orkiestry i na własną rękę komunikował się z muzykami. O ile partia solowa brzmiała znakomicie – z werwą, energię i zaangażowaniem, o tyle o partii orkiestry niewiele da się powiedzieć. Przez większość czasu pozostawała bowiem w tle i tylko z rzadko poszczególne instrumenty wyłaniały się, aby dodać coś do opowieści głównego bohatera. Ten zresztą dotarł w ekspresji do granic możliwości instrumentu, co skończyło się tym, że jedna ze strun Stradivariusa odmówiła współpracy w brawurowo wykonywanej kadencji. Rachlin nie stracił zimnej krwi i natychmiast pożyczył instrument od jednego ze skrzypków z orkiestry. Trudno było mu jednak powrócić do poprzedniej koncentracji, grał też dużo ostrożniej. Orkiestra akompaniowała Rachlinowi w finałowej Burlesce w wyjątkowo nieśmiały sposób. Szkoda, bo muzyka Szostakowicza wymaga od zespoły gry ostrej, momentami wręcz bezkompromisowo brutalnej. Wykonanie Rachlina zostało, słusznie zresztą, przyjęte niezwykle entuzjastycznie.

I Symfonia g-moll Piotra Czajkowskiego, zatytułowana Zimowe marzenia, to utwór który niezbyt często pojawia się w programach koncertów. Sam nigdy wcześniej nie miałem okazji słyszeć tego dzieła na żywo. Symfonia jest bardzo udanym dziełem Czajkowskiego i zawiera wszystko, co tak bardzo ceni się w jego muzyce. Piękne melodie, klarowna orkiestracja, wyczucie dramaturgii – to wszystko odnajdzie słuchacz gotowy zmierzyć się z Zimowymi marzeniami. Cechy te zresztą umiejętnie podkreślił w swojej interpretacji Szulc. Dyrygent wykonał symfonię rosyjskiego kompozytora sprawnie, nie uciekając się do interpretacyjnych ekscesów w kwestii dynamiki, tempa czy ekspresji. Podkreślił raczej pierwiastek melodyczny niż rytmy czy barwę, co w przypadku muzyki tego kompozytora jest dobrym wyborem.

 

Foto: Bogusław Beszłej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.