Koncerty Siergieja Rachmaninowa od zawsze kojarzyły mi się z muzyką, którą wyjątkowo łatwo można popsuć. Źle wykonane stają się nieznośnymi, rozlazłymi, kiczowatymi i sentymentalnymi gniotami. Intencje kompozytora były całkowicie odmienne, o czym można się przekonać, sięgając po jego własne rejestracje z lat 20. i 30.
W podobnym duchu utrzymane jest najnowsze nagranie Drugiego i Trzeciego, za które odpowiada gruzińska pianistka Khatia Buniatishvili, Czech Philharmonic Orchestra i kierujący tym zespołem Paavo Järvi. Repertuar popularny, powszechnie znany i ograny wręcz niemiłosiernie. Konkurencja na rynku nagrań – przeogromna. Na każdej sklepowej półce czai się a to jakaś Argerich, a to Horowitz, Zimerman, Richter, Rubinstein czy inny Gieseking. A jednak Buniatishvili wyszła z tej konfrontacji obronną ręką. Zarówno jej, jak i dyrygentowi i orkiestrze udało się to co jest chyba najtrudniejsze. Udało im się w tak znanym repertuarze powiedzieć rzeczy całkowicie nowe w spójny, przekonujący i ciekawy sposób.
Gra Buniatishvili jest błyskotliwa, energiczna, a przy tym lekka, a we fragmentach utrzymanych w cichej dynamice niemal eteryczna. Szybkie przebiegi w wysokim rejestrze są zjawiskowe i perliste, a artystka potrafi rozpędzić się do zawrotnych prędkości. Zawsze jednak jest to pęd utrzymany w ryzach, a frazy nie tracą w nim kształtu. Imponuje też balans pomiędzy orkiestrą a solistką. Usłyszymy tu mnóstwo detali i szczególików, które innym wykonawcom umknęły. Przepięknie wypada wolna część Koncertu c-moll – mnóstwo tu czasu na wybrzmienie fraz, mnóstwo przestrzeni na przeplatające się ze sobą dźwięki fortepianu i drewna. A wszystko lekkie, wyśpiewane półgłosem, z niezwykłą delikatnością. Tempa również mogą zaskoczyć. Pierwsza część Trzeciego rozpoczyna się śpiewnie, ale jednocześnie szybciej niż w większości wykonań, których miałem okazję słuchać. To równie drapieżne i ekscytujące wykonanie co w przypadku II Koncertu. Również i tu nie brak jednak miejsc doskonale wyczutych.
Brzmienie orkiestry nie jest tak ciężkie, nasycone i masywne jak to, do którego zdążyły nas przyzwyczaić inne nagrania tych utworów. Odniosłem wrażenie, że Järvi dość radykalnie odromantyzował partię orkiestry w tych koncertach. Rezultaty może nie każdemu będą się podobać. Jest to brzmienie specyficzne – cienkie i przejrzyste, zwłaszcza w sekcji smyczków. Mamy tu jednak również ogromne bogactwo detali, jak choćby polifoniczne przeplatanki w finale Drugiego, potraktowanym w wyjątkowo ognisty, pełen polotu sposób. Artykulacja jest ostra jak brzytwa.
Bardzo mi się podoba ten mariaż lekkości i drapieżności, ta świeżość i energia. Polecam!
Siergiej Rachmaninow
II Koncert fortepianowy c-moll op. 18
III Koncert fortepianowy d-moll op. 30
Czech Philharmonic Orchestra
Khatia Buniatishvili – fortepian
Paavo Järvi – dyrygent
Sony Classical
Witam! Płytę Buniatishvili przesłuchałem, choć nie była to płyta pierwszego wyboru – wcześniejsze nagrania gruzińskiej pianistki są bowiem dla krytyka czy melomana wyborem zarazem interesującym i bardzo kontrowersyjnym. Z jej Rachmaninowem dla wytwórni Sony jest podobnie. Nie sposób odmówić zrozumienia słuchaczowi, który poznał te szlagierowe dzieła na podstawie omawianego tu krążka. Jak sam Pan pisze, jest tu witalność, błyskotliwość, „energetyczność”, a nawet ładny, liryczny ton w ogniwach powolnych. Jak rozumiem, docenia Pan Katię i orkiestrę Jarviego za podejście zgoła nieszablonowe – lekkie, odromantyzowane, okraszone perlistym dźwiękiem. Przy okazji, podzielam w pełni Pana spostrzeżenie – nie dość go powtarzać, zwłaszcza w obliczu wielu dzisiejszych wykonań – muzyka ta bardzo łatwo zamienia się w cyrkową papkę polaną gęstym sosem patosu i źle rozumianego sentymentalizmu.
Otóż, próbując zrozumieć wszelkie pozytywne głosy, nie podzielam zachwytu. Oczywiście Katia jest niezwykle sprawną pianistką, dysponuje świetnym warsztatem, ale wiemy to nie od dziś. Jej wirtuozeria nie może się jednak równać z wielką Martą (jak nazywa się czasem zwyciężczynię Konkursu Chopinowskiego z 1965 r. i jedną z najgenialniejszych artystek XX w.), a nawet Yują Wang, której pianistyka jest jeszcze bardziej large-scale. Przesłuchałem niedawno III Koncert Racha w jej nagraniu z Dudamelem (i jego przytłaczającą orkiestrą) – i, moim zdaniem, z tego zastawienia to Wang, pianistka również kontrowersyjna, a czasem nawet zwyczajnie irytująca, wychodzi obronną ręką. Proszę się wsłuchać w końcówkę kadencji I części (obie panie grają inne jej wersje, ale finiszują tak samo) – Wang ma jednak masywniejszy ton, który bez wątpienia jest tu na miejscu. Perlisty dźwięk Katii oczywiście zapisuje się jej in plus, ale i Yuja kreuje liryczne momenty pięknym fortepianowym touché – by pominąć już w tym kontekście gigantów XX wieku. Niezrozumiałe są dla mnie dość nerwowe zmiany tempa, bardzo liberalne podejście do agogiki czy pojawiające czasem rozejście się z orkiestrą (choćby w I części Dwójki). Katia uczyniła z szybkości gry swój znak rozpoznawczy. Niestety, nie idzie za tym zazwyczaj głębsza analiza treści partytury, pozwalająca na uzasadnienie jej oryginalnych pomysłów, być może mających na celu odromantyzowanie dzieła. Całość sprawia więc wrażenie sztuki nieco zbyt powierzchownej, by umieszczać ją obok największych nazwisk pianistyki.
Nie mogę również w pełni zgodzić się z uwagą o „ostrej jak brzytwa” artykulacji. Owszem, artykulacja staje się u Gruzinki istotnym czynnikiem interpretacjotwórczym, ale gdzież jej do ostrości słynnych, częściowo wspomnianych tu nagrań? Znany był z niej William Kapell – jego Trójka z orkiestrą z Toronto z MacMillanem jest nie do pobicia. On również stosuje szybkie tempa – podobnie jak Horowitz (wczesne nagrania) czy sam kompozytor, który przez pierwsze takty przebiegł jak błyskawica. Wszyscy oni dostrzegali jednak w tym dziele coś, o czym zdaje się nie mieć pojęcia większość współczesnych artystów, w tym Katia Buniatishvili – jego nowoczesność, spojrzenie w przyszłość, modernizm przeważający nad późnoromantyczną śpiewnością tematów.
Dzień dobry! Dziękuję za wyczerpujący komentarz. Pisząc o „ostrej jak brzytwa artykulacji” miałem na myśli przede wszystkim partię orkiestry, a zwłaszcza partię smyczków. Dyrygent traktuje je dość bezkompromisowo. Nagrań Wang i Kapella niestety nie znam, dlatego nie mogę się odnieść do Pana uwag. Zgodzę się natomiast, że nie są to najgłębsze interpretacje tych utworów. Tutaj chyba wolałbym udać się do duetu Gieseking/Mengelberg. Ewentualnie do nagrania Grigorija Sokołowa, na które ostrzę sobie uszy już od dłuższego czasu. Pozdrawiam!
Dziękuję za odpowiedź – o interpretacjach tak sztandarowych dzieł pianistyki jak koncerty Racha można dyskutować niemal w nieskończoność, wystarczy spojrzeć na ogrom ich dyskografii. Przyznać się jednak muszę, że daleko mi do bezkompromisowego entuzjazmu wobec tej muzyki – stąd tak wielkim szacunkiem darzę nagrania idące w poprzek wszechobecnej tendencji, nagrania które – moim zdaniem – odkrywają prawdziwy sens tej postromantycznej i, de facto, miejscami modernistycznej muzyki.
Sokołowa na niedawno wydanym krążku DG przesłuchać warto (przy okazji, nie jest to nowe nagranie – koneserzy GS znali je już wcześniej). To bardzo swoista wizja Trójki, wyłamująca się schematom, z charakterystycznym dla tego pianisty bogatym niuansowaniem i wyciąganiem detali.
Nadwrażliwe szemranue, bądź galop na złamanie karku, huk dział armatnich I pompatyczność