Miarą wielkości Nikolausa Harnoncourta była niezwykła zdolność do przedstawiania nawet zgranych utworów w sposób odkrywczy, świeży i intrygujący. Ciekawość, wnikliwość chęć dotarcia do tego, co kompozytor tak naprawdę miał na myśli prowadziła do długich i żmudnych badań, które jednak dawały później olśniewające rezultaty. Nie inaczej jest też w przypadku boxu z nagraniami, gdzie artysta poprowadził Berliner Philharmoniker w wykonaniach symfonii, mszy i opery Franza Schuberta.
Numeracja pierwszych sześciu symfonii tego kompozytora nie przysparza żadnych problemów, inaczej jest jednak w przypadku pozostałych dwóch (lub trzech) dzieł. Mamy bowiem dwuczęściową Symfonię h-moll, znaną jako Niedokończona i numerowaną zazwyczaj jako Ósma, oraz Symfonię C-dur, znaną jako Wielka i numerowaną jako Dziewiąta. Wcześniejsza od nich, pozostawiona w szkicach Symfonia E-dur, uznawana jest czasami za Siódmą. Współczesne rewizje katalogów symfonii Schuberta zmieniają trochę kolejność i tak Symfonia h-moll występuje tutaj jako Siódma, a Symfonia C-dur jako Ósma.
W niezwykle wnikliwym eseju dołączonym do tego wydawnictwa możemy przeczytać, że wiele błędów popełniano przy wydawaniu drukiem tych dzieł. Prowadziło to do nieścisłości w odczytywaniu wskazówek artykulacyjnych, dynamicznych i agogicznych. Harnoncourt przestudiował rękopisy kompozytora i na tej podstawie opracował zupełnie nowe interpretacje. Berlińczycy nie są oczywiście zespołem zorientowanym historycznie, ale sposób pracy Harnoncourta sprawił, że brzmienie tej orkiestry uzyskało pod jego dyrekcją niezwykłą przejrzystość. Symfonie są rewelacyjne. Znać tu ogromne wyczucie dla tej muzyki, przyjemność czerpaną ze wspólnego odkrywania tych dzieł na nowo. Pierwszych sześć symfonii jest całkiem słusznie zaprezentowanych jako dzieła bardziej klasyczne niż romantyczne. Tempa są jednak dość umiarkowane, a dyrygent bardzo pilnuje, żeby tych uroczych kompozycji nie zagonić. Przepięknie wypada zwłaszcza niespiesznie prowadzona Piąta, z rewelacyjnym, rozkołysanym finałem, gdzie artyści bawią się tempem i dynamiką. Ogromne zaskoczenie czeka jednak słuchaczy w przypadku Niedokończonej. Harnoncourt traktuje ją jak dzieło stricte romantyczne, bardzo silnie zaznaczając kontrast pomiędzy nią a wcześniejszymi symfoniami. Tempa są tu powolne, a proporcje epickie. Berlińczycy grają bez wibracji, przez co unikają sentymentalizmu, ale zaskoczyła mnie tak dobitnie podkreślana nastrojowość tej kreacji. Bardzo autorska, bardzo subiektywna i ciekawa. Wielka znów jest odmienna, tym razem poprowadzona w wartkich tempach, ostra i dramatyczna.
Cztery ostatnie krążki zajmują kompozycje wokalno-instrumentalne – dwie późne msze (As-dur nr 5 i Es-dur nr 6) i opera Alfons i Estrella. Msze są kompozycjami dość długimi (każda z nich trwa ok. 50 minut), pełne są przy tym przepychu i nieco pustawej retoryki. Wykonane są jednak rewelacyjnie, wątpię, by istniały lepsze rejestracje tych dzieł. Również dobór solistów wart jest uwagi, znajdziemy tu bowiem zarówno Jonasa Kaufmana, Bernardę Fink, jak też Birgit Remmert.
Alfons i Estrella to dzieło, w którym niedorzeczne i pełne wydumanych i pretensjonalnych zwrotów akcji libretto (autorstwa Franza von Schobera) nie przeszkodziło Schubertowi napisać muzyki lekkiej, melodyjnej i bardzo wdzięcznej. W sumie – ciekawa alternatywna dla symfonii, pieśni, kameralistyki i pianistyki, z których Schubert jest najbardziej znany.
Dla osób zainteresowanych twórczością Schuberta, dla fanów Nikolausa Harnoncourta i dla wszystkich fanów muzyki romantycznej – box to pozycja absolutnie obowiązkowa i kanoniczna. Również strona edytorska zachwyca. Mamy tu zarówno świetne eseje, jak też dodatkowe materiały w postaci wypowiedzi dyrygenta na temat muzyki Schuberta. Wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach.
VI Symfonia C-Dur D 589