Trwające szesnaście lat rządy Sir Simona Rattle’a jako szefa Berliner Philharmoniker dobiegły właśnie końca. Dyrygent wybrał na tę okazję to samo dzieło, które pojawiło się w programie jego pierwszego koncertu z tą orkiestrą – VI Symfonię a-moll Gustava Mahlera, zwaną Tragiczną. Tytuł ten nie pochodzi od kompozytora – nadali go dopiero późniejsi komentatorzy, uderzeni pesymizmem tej muzyki. Kontrowersji związanych z tym dziełem jest jednak więcej – Mahler zmieniał jego strukturę, w pierwszym wydaniu umieszczając na drugim miejscu Scherzo, a na trzecim Andante; później jednak zmienił zdanie i odwrócił kolejność. Również ilość „uderzeń losu” w finale, symbolizowanych przez dźwięki wielkiego drewnianego młota, ulegała zmianie. Na początku uderzenia były trzy, ale przygotowując drugą edycję Mahler usunął ostatnie z nich. Czy były to dobre decyzje? Moim zdaniem nie. Po pierwsze – kiedy Andante oddziela od siebie dwie szybkie części (Allegro energico i Scherzo) od Finału – zmienia się nie tylko struktura, zmienia się rozkład napięć. Allegro i Scherzo trwają w sumie ok. pół godziny. To jednak pół godziny muzyki głośnej, napiętej, angażującej i emocjonalnie wyczerpującej, kiedy więc pomiędzy nimi a jeszcze bardziej angażującym (i również trwającym pół godziny) Finałem pojawia się liryczne Andante – wprowadza niezbędny kontrast i odprężenie. Jeśli zaś idzie o „trzecie uderzenie losu” – to jego pojawienie się jest dramaturgicznym ukoronowaniem całego dzieła; momentem do którego zdąża cała narracja. Pozbawienie jej tego elementu nie wydaje się uzasadnione – bardziej chyba wynika z przesądności Mahlera niż z dbałości o logikę i strukturę symfonii. Piszę o tym wszystkim dlatego że Sir Simon zdecydował się w swoim wykonaniu na te właśnie rozwiązania, które ja osobiście niezbyt lubię. Nigdy wcześniej nie słyszałem jego wykonania symfonii tego kompozytora, Szóstą słyszałem na żywo wieki temu, kiedy w Warszawie poprowadził ją Jerzy Semkow. Jakie jednak było to wykonanie Rattle’s?
Oznaczenie tempa i ekspresji pierwszego tematu pierwszej części Szóstej brzmi: Allegro energico, heftig aber markig – ma być zatem szybko, energicznie, ostro ale jednocześnie dosadnie. I tak właśnie Berlińczycy pod wodzą Sir Simona rozpoczęli we wtorek tę symfonię. Tempo było dobrze wyważone, a gra smyczków – przeszywająco ostra. Tak ostro i brutalnie brzmiących kontrabasów nie słyszałem na żywo nigdy. Wrażenie było piorunujące. Również łącznik i drugi temat, utrzymany w F-dur „temat Almy”, były utrzymane w umiarkowanym tempie. Rattle nie traktował go zbyt emocjonalnie, był wykonany ze stoickim spokojem. Pomimo tego, że zasadnicze tempo nie było bardzo szybkie – dyrygent wprowadził duży kontrast, zwalniając jeszcze bardziej w pastoralnym intermezzo z dzwonkami pasterskimi. Zjawiskowa była tu zwłaszcza gra smyczków – barwna i eteryczna, z przepięknie wyczutymi pianami.
Drugie było Andante. Tempo, które przyjął Rattle w tej części było powolne, przez co jego Andante miało więcej wspólnego z Adagio, ale gra orkiestry była tak zjawiskowa, a rozwój muzyki tak naturalny i spontaniczny, że trudno z tego robić poważny zarzut. Smyczki brzmiały jedwabiście, miękko zaokrąglały frazy, a takie samo szlachetne piękno brzmienia cechowało grę waltorni, pełną uczucia i wyczucia. Przejmująco wypadła kulminacja, w której tempo przyspieszyło, a gra smyczków stawała się z taktu na takt coraz bardziej intensywna. Emocjonalność tego wykonania była uderzająca.
Scherzo było absolutnie wzorcowe. Koślawe, drapieżne, demoniczne i groteskowe. Ktoś kiedyś nazwał tę część „tańcem demonów” – i miał rację. Również tutaj Rattle wprowadził mocne kontrasty pomiędzy częścią zasadniczą i triami. Rewelacyjna była gra drewna – wszystkie burknięcia i kwitnięcia klarnetów, obojów, pomruki kontrafagotu i tuby – wypadły świetnie, chropowato i brzydko. Trudno byłoby mi wyobrazić sobie lepszą interpretacją – każde najlżejsze zawahanie tempa czy nastroju było podkreślone wprost idealnie. Ogromne wrażenie robiły gwałtowne kontrasty dynamiki – pasowały do charakteru muzyki i podkreślały demoniczny charakter tego danse macabre.
Finał rozpoczął się nieśmiało i jakby niepewnie, ale w trakcie rozwoju narracji nabierał niepowstrzymanego rozpędu. Były tu momenty absolutnie porywające, w których Rattle i Berlińczycy przedzierali się przez muzykę z siłą tornada. Były tu momenty w których tempo było absolutnie zawrotne, a osiągnięte przez to wrażenie spontaniczności, plastyczności i energii – fascynujące, angażujące, nawet przerażające. Orkiestra dała tu z siebie absolutnie wszystko. Rewelacyjnie grała perkusja. Kapitalnie, ostro, wyraziście i brutalnie brzmiały kotły, tam-tamy, czy też osławiony młot, który miał dźwięk tak przeszywający, że wydawał się przenikać wszystko na wskroś. A kiedy cała walka skończyła się po ostatnim tutti orkiestry i cichutkim pizzicato smyczków – zapadła bardzo wymowna cisza, którą dopiero po kilkunastu sekundach przerwały oklaski, z początku nieśmiałe, które w końcu przerodziły się w grzmiącą owację.
To było prawdziwe, niekłamane katharsis, interpretacja która spokojnie mogłaby przejść do historii fonografii, gdyby tylko wydać płytę z nagraniem tego koncertu. Publiczność zgotowała odchodzącemu dyrektorowi długą i gorącą owację, na którą w pełni zasłużył. W Berlinie skończyła się pewna epoka.
© Monika Rittershaus
Na pierwszej fotografii widać wiszące mikrofony, więc może wytwórnia DG zdecyduje się na płytę, skoro pożegnanie wypadło tak dobrze. Ciekawe z kim Berlińczycy otworzą nowy rozdział swojej historii?
Wydaje mi się, że mikrofony znalazły się tam ze względu na transmisję koncertu 20 czerwca w ramach Digital Concert Hall, no ale zobaczymy. A nowym szefem BP będzie od następnego sezonu Kirill Petrenko.