Bardzo dawno już nie słyszałem żadnego nagrania orkiestry lipskiego Gewandhausu. Okazja trafiła mi się w końcu niezła, bo na rynek trafiła kolejna płyta prezentująca dzieła Wagnera i Brucknera pod Andrisem Nelsonsem z udziałem tego właśnie zespołu. Na każdym krążku znajdziemy jedno krótkie dzieło tego pierwszego kompozytora i symfonię drugiego. Była już zatem uwertura do Tannhäusera połączona z Trzecią i było preludium do Lohengrina połączone z Czwartą, teraz zaś przyszła kolej na Marsz żałobny Zygfryda ze Zmierzchu bogów i na Siódmą, którą też ta orkiestra prawykonała pod batutą Artura Nikischa w 1884 roku. Nie znam tamtych dwóch albumów, recenzji nie czytałem, więc podszedłem tej płyty bez żadnych szczególnych oczekiwań.
Marsz żałobny w interpretacji Nelsonsa nie pozostawia żadnych wątpliwości co do swego charakteru. Ciężki, powolny, zagrany jest dźwiękiem ciemnym, nasyconym, gęstym jak smoła. Pomyślałem sobie w pewnej chwili, że brak tu może pazura i intensywności, ale potem usłyszałem środkowe głosy, detale zazwyczaj ukryte w gęstej masie brzmienia, tutaj umiejętnie wyciągnięte i finezyjnie wplecione w narrację. Świetny zabieg, wzbogacający ten utwór, sprawiający, że słucha się go z zaciekawieniem. Dodajcie do tego mrok i ciężar brzmienia, a otrzymacie kreację wciągającą i sugestywną.
Siódma Brucknera to jedna z jego najbardziej pogodnych symfonii. Nie ma tu żadnych dramatycznych załamań akcji, jest za to wcale nie takie częste u tego kompozytora piękno melodii, ciepło i liryzm. Również tutaj mamy do czynienia z tym samym dźwiękiem, tak samo właśnie gęstym, nasyconym, jędrnym i mięsistym, co doskonale pasuje do stylu muzyki Brucknera. Przepięknie wypada w tej estetyce zakończenie Adagia, z długo trzymanymi niskimi dźwiękami blachy. Tempa są umiarkowane, a narracja kształtowana w niespieszny, cierpliwy sposób. Nawet w Scherzo nie uświadczymy jakichś gwałtownych przyspieszeń. Otrzymujemy za to konsekwencję i naturalność, a to zawsze jest w cenie. Owszem, kulminacje mogłyby mieć więcej „kopa” – są powolne, ciężkie i masywne, ale ich brzmienie wpasowuje się w całokształt koncepcji dyrygenta.
Jeden element tego wydawnictwa rozkłada mnie na łopatki. Zdjęcie w książeczce. Jedno z nich jest… niecodzienne. Maestro Nelsons z rozanieloną miną i z niewysłowioną czułością obejmuje popiersie Brucknera. A że to popiersie kompozytora – to minę ma na nim kompozytor… srogą. Całość wygląda przekomicznie. Nie wiem jaki był zamysł osoby która to wymyśliła. Ja dostałem ataku śmiechu i dostaję go ilekroć widzę tę nieszczęsną fotografię.
A tak na serio – płyta jest super!
Richard Wagner
Marsz żałobny ze Zmierzchu bogów
Anton Bruckner
VII Symfonia E-dur
Gewandhausorchester
Andris Nelsons – dyrygent
Deutsche Grammophon
Nelsons chyba Pana kupił. O ile mogę coś zasugerować, to polecam wszystkie dotychczasowe jego nagrania Brucknera. Bardzo podobała mi się 3, 4 zauroczyła, 7 rozłożyła na łopatki, teraz czekam na kolejne (mam nadzieję,że nagra wszystkie, łącznie z zerami). Jestem bardzo ciekawa Pana opinii. Samego Nelsonsa polubiłam już dość dawno, dlatego te dwa wrześniowe koncerty we Wiedniu to był pierwszy wyjazdowy pewniak w nowym sezonie. Teraz (po tym apetycznym „mniam”) ciężko myślę nad Berlinem. Zanim jednak będę miała przyjemność posłuchania go na żywo, czekam na nowego Szostakowicza.
P.S. Co do wspomnianego zdjęcia, dla mnie było bardziej żenujące niż rozśmieszające.
Mam nadzieję, że prędko będę miał okazję posłuchać z nim 3 i 4 Brucknera. Reszta symfonii też ma być, zdaje się że planują z nim cały cykl, chociaż nie wiem czy będą włączać te dwie symfonie bez numerów. O albumie z Szostakowiczem dowiedziałem się w tym momencie od Pani. Coś czuję, że to kolejna płyta, której nie można przegapić!
PS. Jest jeszcze w tym booklecie zdjęcie, na którym można policzyć Nelsonsowi włosy w nosie.
To zdjęcie jakoś mi nie podpadło. Faktem jest, że mistrzem w prezentowaniu swojej męskości w postaci owłosienia w nosie jest (pomijam polskich polityków) Sir Simon Rattle. Przepraszam, wiem że to Pana ulubieniec, ale musi Pan przyznać, że facet ma bardzo trudną urodę.
Teraz z całkiem innej beczki-o ładnej kobiecie. Czego możemy spodziewać się po nowej szefowej NOSPR-u? Co do szefa artystycznego wymieniliśmy już nasze opinie (dość zgodne), ale interesuje mnie co mogą zafundować melomanom jako duet? Co Pan o tym myśli?
Trudna uroda – well said 😉 Ale z Karajanem było to samo – na jego nagraniach można mu było liczyć włosy w nosie, zmarszczki i co tam dusza zapragnie.
A jeśli chodzi o duet w NOSPRze to nie mam pojęcia. Sezon 2018/2019 układała jeszcze obecna dyrekcja, więc rezultaty pracy nowego duetu poznamy dopiero w sezonie 2019/2020. Czy w tym przypadku wyczekane lepiej smakuje? To się okaże…