Drugi koncert symfoniczny w ramach Festiwalu był o tyle interesujący, że zawierał bodajże pierwsze polskie wykonanie jego VI Symfonii Chinesische Lieder. Dzieło okazało się rozszerzoną wersją Trzech pieśni chińskich na baryton i orkiestrę z 2008 roku. Nowa wersja zawiera osiem odcinków, a pierwotne trzy pieśni stały się częścią pierwszą (Die geheimnisvolle Flöte), szóstą (Mondnacht) i siódmą (Nächtliches Bild) nowej symfonii. Nowym elementem są rozbudowane solówki przeznaczone na chiński dwustrunowy instrument smyczkowy, erhu, które łączą ze sobą poszczególne pieśni. Orkiestra wykorzystana przez Pendereckiego jest niewielka, a kompozytor korzysta z niej ekonomicznie, oszczędnie dozując efekty kolorystyczne. Kompozytor szczególnie chętnie eksponuje brzmienie dętych drewnianych – fletów czy rożka angielskiego. Kameralna faktura w połączeniu z orientalnym kolorytem (skala pentatoniczna z ostrymi atakami dźwięków i przednutkami zawsze przecież brzmi egzotycznie) daje zjawiskowe efekty brzmieniowe, pełne łagodnej melancholii. A więc łączenie przeciwieństw: jednocześnie asceza i wyrafinowane, głębia wyrazu, radość przeplatająca się ze smutkiem. Niezwykłe połączenie, mocno przywodzące na myśl klimat emocjonalny Pieśni o ziemi Mahlera, zwłaszcza Samotnego jesienią i Pożegnanie. W obu przypadkach podobna jest faktura, podobnie użyte są instrumenty dęte drewniane, oba dzieła są w podobny sposób czarowne i melancholijne. Źródło tekstów jest też takie samo – parafrazy poezji starochińskiej autorstwa Hansa Bethgego zebrane w zbiorze Die chinesische Flöte. To piękny i poruszający utwór. Nie mogę się doczekać nagrania tego nowego dzieła Pendereckiego. Sinfonia Varsovia pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego bardzo dobrze poradziła sobie ze swoim zadaniem, a słowa uznania należy skierować również w stronę wykonującego partię barytonową Stephana Genza i grającej na erhu Zen Hu.
II Symfonia Wigilijna z 1981 roku należy do powszechnie znanych dzieł Pendereckiego, a jej znaczenie w dorobku kompozytora jest już ustalone. Wykonanie pod batutą Sergey’a Smbatyana było sprawne i miało swoje dobre momenty, w których napięcie utrzymane było na wysokim poziomie. Forma była dobrze rozplanowana, a poszczególne kulminacje robiły odpowiednie wrażenie. Szczególnie korzystnie zaprezentowała się sekcja perkusji, mniej korzystnie – walczące o utrzymanie czystej intonacji waltornie. Jest to dzieło postromantyczne, mroczne, dramatyczne, hojnie szafujące gęstym i nasyconym brzmieniem, w które kompozytor wplótł cytat kolędy Cicha noc, od czego kompozycji wzięła też swój tytuł. Kierujący orkiestrą Smbatyan trochę te gęstwiny przerzedził i brzmienie odchudził, co też wyszło Symfonii na plus. Gesty w czasie dyrygowania miał jednak melodramatyczne, odrobię zbyt teatralne i nadmiarowe.
Pełen patosu Koncert fortepianowy Zmartwychwstanie z 2002 roku również jest dziełem znanym, wykonywanym i nagrywanym dość często. Pomimo zewnętrznej efektywności był najmniej interesującą pozycją w programie. Jego wykonawcy – pianistka Mūza Rubackytė i Stefan Lano (który zastąpił w ostatniej chwili Andresa Mustonena), nie zrobili wiele, aby coś nowego od siebie do tej kompozycji dodać. Było to kompetentne wykonanie, ale Koncert w tej interpretacji dłużył się i nie był zbyt angażujący. Pianistka grała dźwiękiem dość nikłym, cichym i bladym, który często ginął w masie brzmienia wielkiej orkiestry. Jest to zresztą dzieło zaskakująco na Pendereckiego eufoniczne, w którym beztroskie żonglowanie stylistykami wydaje się być bardziej sztuką dla sztuki niż środkiem do wyrażenia jakichś głębszych myśli. Nie zmienia tego wrażenia nawet patos zakończenia, w którym pojawia się odtwarzane z taśmy nagranie dzwonów. Gest ten wydaje się nazbyt oficjalny i bombastyczny. Program byłby ciekawszy, gdyby kolejność wykonania utworów była odwrócona, a całość zakończyła się właśnie nową VI Symfonią, która stanowiła bez wątpienia najciekawszy jego element.
foto. Bruno Fidrych/Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena