O Radosławie Sobczaku miałem już okazję pisać jakiś czas temu, recenzując dla „Ruchu Muzycznego” jego album z rejestracjami dzieł Ignacego Jana Paderewskiego. Jego gra zrobiła na mnie wtedy dobre wrażenie, dlatego kolejny album artysty przyjąłem z dużym zaciekawieniem. Złożyły się na niego dzieła Karola Szymanowskiego, poza niewielkimi wyjątkami pochodzące z wczesnego etapu twórczości kompozytora.
Pisząc o grze pianisty wcześniej zwróciłem uwagę na jego wyczucie barwy, na liryzm i subtelność jego interpretacji. Te cechy, słyszalne doskonale w interpretacjach dzieł Paderewskiego, wybijają się na pierwszy plan podczas słuchania 9 preludiów op. 1 Szymanowskiego, które są najwcześniejszym zachowanym dziełem kompozytora, napisanym jeszcze w Tymoszówce. To lakonicznie, liryczne miniatury, w których ujawnia się upodobanie kompozytora do chromatyki. Jednak krótki czas trwania i aforystyczność tych dzieł działa też na ich korzyść, nie pozwalając narracji na zbytnie meandrowanie, a pozytywnego wrażenia dopełnia pełna wyczucia i wrażliwości na barwę gra pianisty. Sobczak w umiejętny sposób tworzy marzycielski i intymny nastrój, doskonale pasujący do tego zbioru.
II Sonata A-dur nie jest już niestety dziełem tak lakonicznym. Wręcz przeciwnie, młody Szymanowski wydawał się mieć na nią aż za dużo pomysłów. Na myśl przychodzi dotyczące I Symfonii sławne stwierdzenie kompozytora, który nazwał ją „monstrum kontrapunktyczno-harmoniczno-orkiestrowym”. Ta Sonata to też monstrum, tyle że fortepianowe. Szymanowski chciał być bardziej katolicki niż sam papież i najwyraźniej chciał prześcignąć Wagnera i Skriabina w ilości modulacji i chromatyzmów, dorzucając jeszcze na koniec Regerowską fugę. Nie wyszło to kompozycji na dobre. Szwy pękają, a konstrukcja chwieje się i trzeszczy. Wyczuli to zresztą berlińscy krytycy po prawykonaniu utworu, którzy słusznie zarzucali kompozytorowi nadmierne komplikowanie treści i nazbyt hojne szafowanie „sztuczkami kontrapunktycznymi”. Sobczak stara się jak może, aby z owej gęstej masy wyłonić jakieś kształty i starania te czasem przynoszą nawet rezultaty, za co artyście należy się wdzięczność i uznanie słuchających.
Następną pozycją na płycie są dwa Mazurki z op. 50 – nr 14 i 15, które powstały już w połowie lat 20., są więc znaczenie odmienne od tych wcześniejszych kompozycji. Odzywają się w nich echa muzyki ludowej, a i modalizująca harmonia jest znacznie ciekawsza od postwagnerowskich prób skonsumowania własnego ogona. Sobczak gra te miniatury z dużym zaangażowaniem, podkreślając wyrazistą rytmikę, pozostaje tylko żal, że na płycie znalazły się tylko dwa spośród dwudziestu mazurków. Wolnego miejsca jest przecież dużo (ponad 20 minut!), można więc było je zagospodarować bardziej racjonalnie.
Album zamyka wczesna, liryczna Etiuda b-moll, jeden z najwcześniejszych hitów Szymanowskiego, spopularyzowana przez liczna wykonania Paderewskiego. Stanowi ona smakowite dopełnienie całości. Etiuda również zagrana jest przez pianistę w wyczuciem i elegancją.
Dla wielbicieli Szymanowskiego ten album to pozycja obowiązkowa. Sobczaka trzeba zacząć uważnie obserwować. Kolejnymi albumami w brawurowo nieostentacyjny sposób udowadnia że jest tego wart.
Karol Szymanowski
Preludia op. 1
II Sonata A-dur op. 21
Mazurki op. 50 nr 14 i 15
Etiuda b-moll op. 4 nr 3
Radosław Sobczak – fortepian
DUX