Riccardo Chailly do tej pory trzymał się z dala od muzyki Richarda Straussa. Dyrygował co prawda niektórymi jego utworami, podziwiał je, ale uważał, że nie przyswoił ich należycie i nie rozumie ich do końca. Najnowsza płyta dyrygenta, nagrana z Lucerne Festival Orchestra, stanowić może pewną niespodziankę, poświęcona jest bowiem w całości dziełom tego właśnie niemieckiego kompozytora. Znajdziemy tu trzy jego najbardziej znane poematy symfoniczne – Zaratustrę, Dyla, Śmierć i wyzwolenie, a na koniec Taniec siedmiu zasłon z Salome. W tej kolekcji hitów zabrakło może jedynie Don Juana.
Pod pewnymi względami Chailly potwierdził tymi interpretacjami swoje własne słowa. Lucerne Festival Orchestra to na pewno wirtuozowski zespół – dysponuje jędrnym, ciemnym, gęstym i momentami gęstym jak smoła brzmieniem, które byłoby znakomite w przypadku symfonii Brucknera czy Brahmsa lub fragmentów oper Wagnera, ale poematy Straussa to inna bajka. Bajka ta polega na całkiem odmiennej technice instrumentowania i w rezultacie na zupełnie innym typie faktury. Orkiestracja brucknerowska, brahmsowska lub wagnerowska opiera się na używaniu grup instrumentów, przez co uzyskuje się fakturę gęstą, nasyconą i dość ciężką. Tymczasem dzieła Straussa, podobnie jak innych mistrzów kolorystyki – Berlioza, Rimskiego-Korsakowa czy Respighiego – orkiestrowane są bardziej selektywnie, z większym naciskiem na wydobycie barw poszczególnych instrumentów (często traktowanych solowo) lub ich grup. Strauss Chailly’ego jest dość masywny i ciężki, momentami także mało przejrzysty. Powolne tempa zastosowane przez włoskiego dyrygenta sprawiają że interpretacje sprawiają wrażenie dość ospałych. Nawet Klemperer, który przecież nie był demonem szybkości, wykonywał te utwory na starość w szybszych tempach, nie mówiąc już o Stokowskim, Kempem czy samym Straussie, który dyrygował nimi wyjątkowo szybko.
Interpretacja Zaratustry budzi mieszane uczucia. Sławny początek brzmi dość słabo i nieśmiało, dopiero w tutti z organami brzmienia nabiera mocy. Bardzo dobre są wszystkie fragmenty wykorzystujące niskie rejestry orkiestry – zagrane są dźwiękiem mocnym, pewnym i gęstym. Szkopuł w tym, że kiedy już dochodzi do kulminacji to prowadzone są one ospale i bez przekonania. Dzieje się tak w części siódmej poematu, gdzie moment kulminacyjny z wykorzystaniem dętych blaszanych i organów zrobiony jest w sposób całkowicie chybiony. Świetne jest za to solo skrzypiec w następnym odcinku.
Śmierć i wyzwolenie potraktowane zostało przez Chailly’ego w sentymentalny sposób. Jeśli ktoś lubi takie wykonania to nie będzie zawiedziony, jednak moim zdaniem muzyka, która jest sama w sobie dość sentymentalna nie może być dodatkowo dosładzana, gdyż staje się zwyczajnie niestrawna. Po wysłuchaniu takiej interpretacji słuchacz czuje się, jakby mu ktoś kazał zjeść wiadro kremu śmietanowego zmieszanego z karmelem, a na koniec wsadził przemocą do ust łychę miodu. Jak ktoś lubi się tak stołować to pewnie mu się to spodoba, ale ja w sumie nie mam nic przeciwko jak gra się tę muzykę szybciej i mniej ckliwie. Ostatni odcinek poematu wlecze się niemiłosiernie. Brakowało mi tu rzeczowości i przejrzystości Klemperera czy Kempego.
Ucieszne figle Dyla Sowizdrzała to dla odmiany dzieło humorystyczne i bardzo lekkie. Tytułowy bohater drwi sobie ze wszystkiego – wjeżdża na targ konno tłukąc handlarzom naczynia, dworuje sobie z kleryków i nadętych akademików, uwodzi miejscowe dziewczęta. Okazuje się jednak nie dość sprytny – zostaje bowiem schwytany, osądzony i powieszony za bluźnierstwo. Okazuje się jednak że duch Dyla nie ginie, wobec czego Strauss przypomina na koniec główny temat utworu. Są w interpretacji Chailly’ego świetne momenty, takie jak wirtuozowskie solo skrzypiec, które dzięki hojnie stosowanemu portamento staje się karykaturalnie sentymentalne. Genialne są także drwiące glissanda klarnetów. Ale nie zmienia to faktu, że także tutaj tempo jest powolne, a brzmienie zbyt masywne, pozbawione lekkości. Kto nie wierzy niech posłucha dla porównania nagrania Charlesa Mackerrasa.
W Tańcu siedmiu zasłon tytułowa bohaterka opery Salome kusi Heroda swoimi wdziękami, chcąc otrzymać w zamian ściętą głowę Jana Chrzciciela. To wirtuozowski, bogato orkiestrowany utwór, w którym kompozytor po mistrzowsku oddał duszną, gęstą i perwersyjną atmosferę tego dzieła. Chailly sprawnie radzi sobie z podkreślaniem tych aspektów, aczkolwiek robi to z bardzo powoli. Wolne tempo daje znakomitej orkiestrze wiele czasu na wydobycie wielu smakowitych detali. Usłyszymy tu każde glissando smyczków i każdy, najcichszy nawet dźwięk czelesty. Tempo jednak wydało mi się zbyt powolne. Zabrakło mi jednak w tej koncepcji żywej pulsacji i witalności, która dodaje życia i rozmachu innym wersjom. Kto nie wierzy – niech posłucha wersji Kempego.
Utwory Richarda Straussa pod batutą Riccarda Chailly’ego budzą mieszane uczucia. Zagrane i wykonane są na pewno znakomicie, jednak są to interpretacje dość ciężkie i masywne. Nie jestem do końca przekonany czy dobrze służy to tym barwnym i żywym dziełom.
Richard Strauss
Also sprach Zarathustra op. 30
Till Eulenspiegels lustige Streiche op. 28
Tod und Verklärung op. 24
Taniec siedmiu zasłon z opery Salome
Lucerne Festival Orchestra
Riccardo Chailly – dyrygent
Decca