Przygoda z Klasyczną płytoteką zaczęła się równo cztery lata temu – wtedy to na stronie pojawił się krótki wstęp i pierwsza część przewodnika po nagraniach Morza Claude’a Debussy’ego. Od tego czasu regularnie piszę, staram się też mniej więcej raz w tygodniu umieścić na stronie nowy wpis. Kolejna rocznica to dobry czas na podsumowania, więc najpierw liczby.
Klasyczna płytoteka to w tej chwili 320 wpisów. Składa się na nie 161 recenzji płytowych, relacje z 97 koncertów, 52 wpisy będących przewodnikami po nagraniach poszczególnych utworów, 2 wywiady i kilka drobnych, luźnych tekstów. Trochę tego jest, a będzie jeszcze więcej. Nie planuję zmian jeśli chodzi o formułę bloga. Teksty nadal podzielone będą na te trzy główne kategorie. Myślałem swojego czasu o pisaniu recenzji książek, ale jakoś nie mogę się na to zdecydować. Będę też, tak jak dotychczas, unikał komentowania bieżącej sytuacji w życiu muzycznym. Zbyt często zahacza to o politykę, a tego chciałbym uniknąć jeszcze bardziej. Blog powstał jako mój własny sposób na oderwanie się od rzeczywistości i chciałbym, aby nadal pełnił taką funkcję. Jeśli chodzi o koncerty – te oczywiście będę je relacjonować na bieżąco (jak nam COVID trochę odpuści), tak samo mniej więcej na bieżąco recenzować będę płyty. Jeśli zaś chodzi o kompozytorów i utwory, które najchętniej wziąłbym na warsztat, to myślałem sobie o tym sporo ostatnimi czasy. I zadałem sobie samemu pytanie – o jakim dziele danego twórcy chciałbym (albo nie chciałbym) napisać? Odpowiedzi zamieściłem poniżej:
Johann Sebastian Bach?
Nie. Nie widzę tego.
Béla Bartók?
Zdecydowanie! Najbardziej chodzi mi po głowie Muzyka na smyczki, perkusję i czelestę i… Zamek Sinobrodego!
Ludwig van Beethoven?
Nie. Zbyt oklepane. Ale trzeba wrócić i uzupełnić wpisy o magraniach V Symfonii.
Alban Berg?
Koncert skrzypcowy! Jak najbardziej!
Hector Berlioz?
Jasne, chętnie napiszę o Haroldzie w Italii może o Requiem? A może o kompletnych nagraniach Potępienia Fausta? Na pewno wrócę i uzupełnię stare wpisy o Fantastycznej.
Georges Bizet?
Chętnie napiszę o jego młodzieńczej Symfonii C-dur. Napisał od niechcenia i włożył do szuflady, a to taki świetny utwór!
Johannes Brahms?
Dobrze byłoby napisać o nagraniach jego symfonii! Nie wiem jeszcze jak do tego podejść i jak ująć dyrygentów, którzy nagrali tylko po jednej albo po dwie z nich. Inne z kolei nagrywali od razu całe komplety…
Benjamin Britten?
Koncert skrzypcowy!
Anton Bruckner?
Ciężki kaliber, ale czemu nie? Czwarta, Siódma, Ósma czy Dziewiąta na pewno warte są tego, aby poświęcić im czas i o nich napisać.
Fryderyk Chopin?
Nie. Nie będę sobie z bloga robił Fryckolandii. I tak każdy u nas ma ciśnienie żeby pisać o tym kompozytorze, nawet jak nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Chopin jest wszędzie (strach lodówkę otworzyć), więc niech Klasyczna płytoteka będzie strefą wolną od Chopina. Basta!
Piotr Czajkowski?
No ba! Francesca da Rimini, trzy ostatnie symfonie, ewentualnie Manfred!
Claude Debussy?
Tak, bo stare wpisy o Morzu wymagają uzupełnień i poprawek.
Paul Dukas?
Tak, bo to był świetny kompozytor. Ale zamiast o oklepanym Uczniu czarnoksiężnika napisałbym najchętniej o czymś mniej znanym, np. o Symfonii C-dur.
Antonín Dvořák?
Trzeba uzupełnić stare wpisy o jego Dziewiątej. Z innych rzeczy cenię bardzo Ósmą, Koncert fortepianowy i Wiolonczelowy, cztery późne poematy symfoniczne i Kwartet Amerykański.
César Franck?
Tak, Symfonia d-moll jest świetna!
George Gershwin?
Chętnie, ale wybór nie jest duży. Koncert F-dur, Amerykanin w Paryżu i Błękitna rapsodia.
Paul Hindemith?
No ba! Metamorfozy symfoniczne na tematy z Webera.
Gustav Holst?
Oczywiście! Chodzą mi po głowie Planety, ale to wstyd, że taki znakomity kompozytor znany jest tylko z jednego utworu.
Leoš Janáček
Tak, tak, tak! Obowiązkowo Msza głagolicka, oprócz tego muszę Wam się przyznać, że przewodnik po nagraniach innego jego utworu już napisałem, trzymam go na razie jako szkic i nie powiem co to takiego (he he). Jego opery znam zdecydowanie za słabo, więc planuję systematycznie je poznawać i dzielić się wrażeniami.
Ferenc Liszt?
Oj tam, wypadałoby napisać o Faustowskiej czy o niektórych poematach (tylko nie o Preludiach!).
Gustav Mahler?
Nie będę ukrywał że marzy mi się napisanie przewodnika po nagraniach wszystkich jego symfonii i Das Klagende Lied. Pieśni raczej nie ruszę. Prace nad przewodnikiem po nagraniach kolejnego utworu (po Pieśni o ziemi, I i II Symfonii) są już dość zaawansowane.
Olivier Messiaen?
Nie cierpię tej cukierkowatej, świętoszkowatej muzyki. Nie będę o niej pisał nawet gdyby mi kto chciał za to płacić.
Wolfgang Amadeus Mozart?
Nie.
Modest Musorgski?
Fajnie byłoby wziąć na warsztat Noc na Łysej Górze i porównać nagrania różnych jej wersji, tak samo z Obrazkami z wystawy. No i jest jeszcze Borys Godunow…
Carl Nielsen?
Czemu nie, kusi zwłaszcza V Symfonia.
Carl Orff?
Chyba jednak nie. Carmina burana jest super, ale nie słuchana kilkanaście razy pod rząd. Szybko się nudzi i szybko powszednieje.
Krzysztof Penderecki
Chętnie. Może Pasja, może Siedem bram Jerozolimy albo Pieśni przemijania?
Francis Poulenc?
No ba! Concert champêtre albo Gloria!
Siergiej Prokofiew?
Tak, zwłaszcza V Symfonia! Lubię ją chyba nawet bardziej od Klasycznej. Ewentualnie Aleksander Newski.
Siergiej Rachmaninow?
Najchętniej wziąłbym na warsztat jego Tańce symfoniczne, Dzwony, Rapsodię na temat Paganiniego, a z koncertów – Trzeci.
Maurice Ravel?
Tak, ale na pewno nie Bolero. Prędzej La Valse, Dziecko i czary albo całego Dafnisa.
Ottorino Respighi?
OPiniach rzymskich nie wypada nie napisać!
Nikołaj-Rimski Korsakow?
Szeherezada wymaga uzupełnień!
Camille Saint-Saëns ?
III Symfonia jak coś, albo Karnawał zwierząt.
Franz Schubert
Czemu nie? Podróż zimowa albo kwartet Śmierć i dziewczyna, ewentualnie kwintet Pstrąg. Wszak nigdy jeszcze nie robiłem przewodnika po liryce wokalnej czy po kameralistyce.
Robert Schumann?
Ładna dziś pogoda, prawda?
Jean Sibelius
Chętnie bym do niego wrócił. Po Tapioli (która wymaga uzupełnień) najchętniej sięgnąłbym po symfonie: Pierwszą, Trzecią, Czwartą, Szóstą lub Siódmą. Ewentualnie po Cztery legendy z Kalevali lub po absolutnie genialny poemat symfoniczny Luonnotar.
Aleksandr Skriabin?
Jeśli już to Poemat ekstazy, reszta to rozmemłane, egzaltowane i pretensjonalne nudy.
Richard Strauss?
Pewnie, jeśli już miałbym o czymś pisać to najchętniej o Salome albo o Elektrze.
Igor Strawiński?
Tak. Święto wiosny, z neoklasycznych rzeczy Koncert skrzypcowy, Symfonia psalmów i Symfonia C-dur.
Dmitrij Szostakowicz?
Tak, absolutnie obowiązkowo! Ale to kompozytor, którego dorobek tak pełen jest arcydzieł, że nie wiadomo po co sięgnąć. Na dodatek świetnych interpretacji tych arcydzieł jest tyle, że to prawdziwa klęska urodzaju. Znakomite są wszystkie koncerty (no, może poza Koncertem F-dur), większość symfonii (I, IV, V, VI, VIII, IX, X, XI, XIII, XIV i XV), kameralistyka (drugie Trio, Kwintet) czy kwartety smyczkowe, które znam dużo słabiej niż by wypadało…
Karol Szymanowski?
Chętnie napisałbym o I Koncercie skrzypcowym, III Symfonii albo o Stabat mater.
Ralph Vaughan Williams?
Pewnie, świetny kompozytor! Chętnie napiszę o którejś z jego symfonii (najbardziej lubię Czwartą, chociaż Druga, Szósta, Siódma, Ósma i Dziewiąta też są świetne) lub o… Koncercie na tubę!
Giuseppe Verdi?
Nie. Nie moje klimaty.
Antonio Vivaldi?
Raczej nie.
Richard Wagner?
Jak mi ktoś zafunduje drugie życie to o tym pomyślę. Jacyś chętni?
Oprócz tego jest jeszcze całe mnóstwo mniej znanych kompozytorów, o których nie napisałem dotychczas ani słowa. A przecież zasługują na naszą pamięć, o tym aby pamiętać o ich życiu i pracy. Jeśli chodzi o tych mniej znanych to chciałbym kiedyś napisać o takich twórcach jak (podaję w kolejności alfabetycznej):
Milij Bałakiriew, Arnold Bax, George Butterworth, André Caplet, Vincent d’Indy, Uuno Klami, Charles Koechlin, Leevi Madetoja, Albéric Magnard, Aleksandr Mosołow, Vítězslav Novák, Florent Schmitt, Rudi Stephan czy William Walton.
Oczywiście chciałbym też wrócić do twórczości tych, o których już pisałem. Chętnie napiszę coś jeszcze o Einojuhanim Rautavaarze, Ruedzie Lenggaardzie czy Havergalu Brianie.
Muszę Wam wyznać, że chyba najpiękniejszą rzeczą w pisaniu o muzyce jest poczucie obcowania z niewyczerpywalnym bogactwem, poczucie czerpania z jakiegoś niesamowitego rogu obfitości, z którego wciąż wylewają się nowe, zachwycające dźwięki. Mam nadzieję że udaje mi się w swoich tekstach przekazywać chociaż część tego zachwytu. W ostatecznym rozrachunku to jest przecież najważniejsze.
Dziękuję że czytacie, że komentujecie i że wspieracie to przedsięwzięcie. Do następnego wpisu!
Dzień dobry,
Ja będę czekać na wpisy o VC Berg’s, Britten’s I Strawińkiego, Szymanowskiego i Rautavaary.
Pozdrawiam
Renata
Może coś Deliusa? No i Skriabina bardzo ładnie proszę o koncert fortepianowy bo nie wiem czemu, ale strasznie mi pasuje. Może choć też trochę czegoś z zupełnie innej bajki – koncerty gitarowe?
Delius i Skriabin nie są (poza bardzo nielicznymi wyjątkami) „moimi” kompozytorami. Koncerty gitarowe… Rodrigo?
„Muszę Wam wyznać, że chyba najpiękniejszą rzeczą w pisaniu o muzyce jest poczucie obcowania z niewyczerpywalnym bogactwem” – bardzo mi się podoba to Twoje stwierdzenie, bo mam podobnie, jak podchodzę do skarbnicy z muzyką klasyczną – to są zasoby wręcz nie do opanowania, a gdy już lubuję się jakimś repertuarze, to przecież są różne wykonania i można wchodzić głębiej i głębiej. Żebym tylko na emeryturze nie stał się głuchy. 🙂
Dziękuję za komentarz! Jak najlepszego słuchu do późnych lat życzmy sobie wszyscy 😉