Alexander Liebreich & Garrick Ohlsson w NOSPR

Powroty, powroty! Do Katowic i do NOSPRu powrócił Alexander Liebreich, dyrygent pełniący rolę szefa zespołu w latach 2012-2019. W pierwszej części koncertu znalazły się dzieła twórców polskich, w drugiej zaś wystąpił Garrick Ohlsson, jeden z najwybitniejszych pianistów naszych czasów, który po raz pierwszy wystąpił w NOSPR w listopadzie 1973 roku, a od tamtej pory wielokrotnie wracał do stolicy Górnego Śląska.

Liebreich ma temperament klasyka, a nie romantyka, i może właśnie dlatego jego wykonanie Uwertury koncertowej Szymanowskiego było tak wyważone i udane. Można by nawet powiedzieć że było chłodne, ale nie jest to w tym przypadku zarzut. Muzyka sama w sobie zawiera już tyle młodopolskiej histerii i patosu, że nie ma sensu dokładać jej ekspresji, byłoby to nadmiarowe. Był więc w tym wykonaniu blask i wirtuozeria, była staranność opracowania detali, ale nie było przesady. Swoją drogą to Uwerturę koncertową słyszałem niedawno w (także bardzo dobrym) wykonaniu Shemeta w Filharmonii Śląskiej. Dziwię się że tak żałośnie słaby utwór cieszy się aż taką popularnością i jest tak często grywany, podczas gdy zdecydowanie ciekawsze dzieła innych polskich kompozytorów porastają sobie radośnie kurzem na półkach. Czyżby Morawski, Nowowiejski czy Różycki (żeby wymienić tylko kilka nazwisk) nie napisali nic ciekawego?

Livre pour orchestre Witolda Lutosławskiego to już zupełnie odmienny świat dźwięków. Utwór jest częściowo aleatoryczny, dużo zależy tu więc od inicjatywy orkiestry. NOSPR ma na koncie nagranie tego dzieła zarówno pod batutą Liebreicha, jak i pod dyrekcją samego Lutosławskiego, zna więc tę muzykę na wylot. To było słychać. Orkiestra pokazała wielką klasę – tak wysmakowanych, eterycznych i migotliwych pian słuchało się z wielką przyjemnością. Nadały one dziełu pewien pozór nierzeczywistości i oniryczności. Nie tylko piano zresztą robiło wielkie wrażenie – całość opracowania była imponująca i wciągająca. Nie jest to utwór łatwy w odbiorze, a jednak katowicka publiczność wysłuchała go z należytym skupieniem i uwagą.

Bohaterem drugiej części koncertu był Garrick Ohlsson, który wykonał partię solową w II Koncercie B-dur  Johannesa Brahmsa. To specyficzny artysta – nie dla niego liryzm, czułostkowość czy rozpływanie się w nastrojach. Gra konkretnie, wyraziście, może nawet trochę sucho. Jednak jego podejście pasowało do melancholijnego, surowego dzieła niemieckiego kompozytora. Może jedynie ogniwo pierwsze nie było do końca satysfakcjonujące – tutaj Ohlsson był aż za bardzo rzeczowy. Natomiast im dalej, tym było lepiej. Ohlsson grał ze spokojem, nie szarżował, pozwalał muzyce płynąć swobodnie. Czuło się, że dobrze leży mu styl tej muzyki. Części szybkie były znakomite, ale prawdziwie zjawiskowa była cześć wolna, z przepięknym, soczystym solo wiolonczeli w wykonaniu Adama Krzeszowca. Także orkiestra i Liebreich stanęli na wysokości zadania i pokazali, na jak wysokiej jakości wykonanie ich stać. Ohlsson przyjęty został gorącą owacją, za którą odwdzięczył się wykonując w czarowny i delikatny sposób Walca cis-moll op. 64 nr 2 Chopina. Swoją drogą – daje do myślenia, że artysta tej klasy (pół wieku temu wygrał przecież Konkurs Chopinowski), o tak świetnej technice i niezwykle rozbudowanym repertuarze może zagrać podczas normalnego koncertu abonamentowego, podczas gdy występy innych legendarnych pianistów otacza u nas tak często atmosfera histerii i sensacji. Zdecydowanie bardziej wolę solidność, brak ostentacji i powagę Ohlssona. Są dla mnie wyrazem jego normalności.

 

foto. Grzesiek Mart doc/NOSPR

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.