Borowicz & Plowright w Filharmonii Narodowej

Filharmonia Narodowa rozpoczęła właśnie nowy cykl koncertowy, zatytułowany Ocalić od zapomnienia. W programach znajdą się rzadko wykonywane dzieła polskich kompozytorów. Inicjatywa jak najbardziej godna uwagi i zainteresowania, tym bardziej, że do współpracy zapraszani są artyści miary Łukasza Borowicza i Jonatana Plowrighta. Obaj panowie budują swoją renomę przywracając zapomniane dzieła szerszej publiczności. Można powiedzieć, że są wręcz specami od tego typu repertuaru.

Koncert rozpoczęły Wariacje orkiestrowe op. 20 Pawła Kleckiego (znanego też jako Paul Kletzki), utwór, którego prawykonanie poprowadził w 1930 roku przy udziale Berliner Philharmoniker sam Wilhelm Furtwängler. Ten kilkunastominutowy utwór utrzymany jest w stylu eklektycznym. Słychać tu trochę wpływów Johannesa Brahmsa, trochę Richarda Straussa, może gdzieniegdzie odpryski muzyki Maxa Regera. Zwracała uwagę czytelna forma utworu, a poszczególne wariacje były od siebie oddzielone pauzą. Było to pierwsze wykonanie tego utworu w Polsce.

Później było jeszcze lepiej. II Koncert fortepianowy Aleksandra Tansmana to dzieło neoklasyczne, lekkie, wdzięczne i dowcipne. Dramaturgia utworu była świetnie rozplanowana, a wykonanie Plowrighta i Borowicza pełne energii. Słychać było, że pianista dobrze się czuje w tej stylistyce. Jedynym mankamentem, który irytował podczas słuchania było przykrywanie fortepianu przez orkiestrę w tutti. Ale trudno winić Borowicza, to się w sali FN zdarza nagminnie i winna jest tu bardziej akustyka niż wykonawcy. Również ten utwór miał szczęście do prawykonania. W 1927 roku poprowadził je bowiem w Bostonie Siergiej Kusewicki, a partię solową wykonał sam kompozytor. Jest w tym utworze coś urzekającego, coś co przykuwa uwagę, nie puszcza, każe słuchać dalej. Intrygował zwłaszcza finał, z pozornie monotonną rytmiką, ale doskonałym wyczuciem w budowaniu narracji. Na deser Plowright poczęstował słuchaczy zwariowaną aranżacją Lotu trzmiela Rimskiego-Korsakowa, zagraną w przekornie wolnym tempie. Każda fraza była jednak dopieszczona, a końcowe accelerando w kulminacji, ostre glissando i drapieżne łupnięcie ostatniego akordu zrobiło świetne wrażenie.

Później było jeszcze lepiej. Borowicz poprowadził po przerwie trzyczęściowy balet Romana Palestra, zatytułowany Pieśń o ziemi.  Prawykonany w 1937 roku utwór składa się z części, zatytułowanych kolejno Wstęp, Sobótka, Wesele Dożynki. Sam kompozytor z lekkim niedowierzaniem traktował popularność tego swojego utworu, a styl w jakim go napisał nazywał „okropnym folkloryzmem”. Nie podzielam obiekcji kompozytora. Pieśni o ziemi słucha się świetnie, a elementy ludowe nie są bynajmniej „okropne”. Utwór jest zorkiestrowany po mistrzowsku, zawiera przy tym ogromny ładunek energii. Ogromna w tym zasługa ostrej i agresywnej rytmiki z dużym udziałem perkusji. Słychać wyraźnie, że lekcję z Bartóka i Prokofiewa kompozytor odrobił dobrze, ale po swojemu. Palester buduje narrację baletu pewną kreską, a muzyka skrzy się inwencją i polotem. Orkiestra Filharmonii Narodowej grała pod batutą Borowicza z ogromną werwą i zaangażowaniem. Trudno mi wyobrazić sobie bardziej charyzmatyczne wykonanie tego utworu. Dzieło Palestra na pewno zasługuje na to, żeby częściej gościć na estradach filharmonii.

Zamiast tradycyjnego podsumowania, które zazwyczaj pojawia się w takich miejscach, pozwolę sobie skierować do Maestro Borowicza następujące pytanie: kiedy ukażą się nagrania wyżej wymienionych utworów? Bo jeśli te utwory na takie nagrania nie zasługują – to żadne nie zasługują.

 

Foto: DG Art Projects/Filharmonia Narodowa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.