Pochodzący z Kostaryki Giancarlo Guerrero został właśnie nowym dyrektorem artystycznym NFM Filharmonii Wrocławskiej. Ogłoszenie jego wyboru zbiegło się w czasie z wyjątkowym koncertem, którym pierwotnie pokierować miał Stanisław Skrowaczewski. Program zawierał pierwotnie jedynie ostatnią, nieukończoną IX Symfonię d-moll ukochanego przez tego dyrygenta Antona Brucknera. Pozostała ona w programie, ale organizatorzy zadbali również, aby w programie znalazło się Adagio z Kwintetu F-dur w aranżacji na smyczki, której autorem był właśnie Skrowaczewski.
Wyraźną intencją Guerrero było , aby ta część łączyła się bezpośrednio z Symfonią, co było ciekawym pomysłem, przesuwającym nieco dramaturgiczny punkt ciężkości. Jak zabrzmiało jednak samo Adagio? Bardzo romantycznie, a na takie wrażenie wpływał silny, muskularny i ciepły dźwięk smyczków. Guerrero pokazał, że umie wydobyć z zespołu brzmienie bogate, zdecydowane i wyraziste.
Nie inaczej było też w samej IX Symfonii, której wykonaniem bardzo mnie dyrygent zaskoczył. Był to Bruckner zdecydowanie odmienny od interpretacji, jaką zaprezentowałby Skrowaczewski. Guerrero jest dyrygentem o gorącym temperamencie. Taki też właśnie, nietypowo temperamenty, był ten Bruckner. Muszę się Wam przyznać, że kiedy myślę o tych ascetycznych monumentach, jakimi są symfonie austriackiego kompozytora, to określenie „temperamentny” jest ostatnim, jakie mi do nich pasuje. Jednak Guerrero przedstawił interpretację spójną i logiczną. Były tu, zwłaszcza na początku, a także we wszystkich fragmentach łącznikowych, momenty wielkiego skupienia i wyciszenia. Kiedy dochodziło do kulminacji, to były ogniste i wybuchowe. Zakończenie pierwszej części miało prawdziwie apokaliptyczne proporcje, a tempo i dynamika narastały tam z nieubłaganą konsekwencją. Kostarykańczyk dbał z równie wielką atencją o śpiewne, ekspresyjne kantyleny, co o fragmenty o ostrej rytmice. Niezwykle oryginalnie zabrzmiało Scherzo – poprowadzone w wyjątkowo szybkim tempie, nerwowo i demonicznie. Brawa należą się smyczkom za ostrą jak brzytwa artykulację. W końcowym Adagio zabrakło mi trochę tej pewności i koncentracji, niemniej jednak i tutaj dyrygent prowadził orkiestrę sprawnie przechodząc od jednego elementu formy do następnego.
Gdybym był ortodoksem – czepiłbym się, że to był Bruckner „niestylowy”, emocjonalny i wybuchowy. Ale szczęśliwie za uprawianiem czepialstwa nie przepadam i w interpretacji Guerrery znalazłem dużo upodobania. Była nietypowa, ale spójna i wyrazista. Dzieło się obroniło, obroniła się koncepcja dyrygenta, obroniła się świetnie przygotowana orkiestra. Czy można chcieć więcej?… A można! Bo ja bym chętnie usłyszał, jak Guerrero dyryguje dziełami Silvestre Revueltasa czy Heitora Villa-Lobosa.
Foto: Łukasz Rajchert/NFM