Nie zazdrościłem wczoraj Nelsonowi Goernerowi! Granie dzień po owacyjnie przyjętym Hamelinie musiało być dla niego sporym wyzwaniem. Program przygotował arcyciekawy i wirtuozowski, choć niejako korespondujący z tym co wykonał Kanadyjczyk, mieliśmy u niego bowiem także cykl Schumanna i tryptyk impresjonistyczny. Zaczął od Images Claude’a Debussy’ego, składającego się z Reflets dans l’eau, Hommage à Rameau i Mouvement. Cóż, nie było to wykonanie, które oddałoby sprawiedliwość tej koronkowej muzyce. Interpretacja była płaska i raczej mało zajmująca. Potem Karnawał, wcześnie dzieło Roberta Schumanna, za którym nie przepadam. Goerner przypomniał mi dlaczego. Grał ostro, siłowo, nieciekawie pod względem kolorystycznym. Charakter poszczególnych ogniw także nie został dobrze uchwycony. Było to jednowymiarowe, rozczarowujące i w sumie męczące w odbiorze granie.
A na deser – wybór dzieł Ferenca Liszta. Goerner zaczął od rzadko wykonywanej Ballady h-moll, potem zagrał Sonatto 104 del Petrarca to fragment drugiej księgi Lat pielgrzymstwa, Walc zapomniany As-dur nr 2, czyli dzieło z późnego, najbardziej wizjonerskiego okresu twórczości Liszta. A na zakończenie – wirtuozowską VI Rapsodia węgierska Des-dur. Liszt jest kompozytorem, który lepiej znosi tego typu siłowe zabiegi, ale mnie także ta cześć koncertu straszliwie wymęczyła, a już najstraszniejsze z tego było wygrzmocone zakończenie rapsodii. Czułem się jakby mnie ktoś bił kijem po głowie przez półtorej godziny. Można z tej muzyki (zwłaszcza z rapsodii!) wydobyć więcej zawadiackiego uroku. Kto nie wierzy niech posłucha jak grał to Cziffra! Publiczność jednak przyjęła Goernera owacyjnie, a artysta wykonał na bis jeden z Utworów lirycznych Edvarda Griega, Til Våren, oraz Nokturn cis-moll Chopina. Wyszedł Goernerowi chyba najlepiej z całego recitalu.
A wieczorem – Angela Hewitt, specjalistka od muzyki dawnej, w dziełach Mozarta, które wykonała razem z AUKSO Orkiestrą Kameralną Miasta Tychy i Markiem Mosiem. W programie znalazły się trzy utwory – Rondo D-dur KV 382 oraz dwa koncerty fortepianowe – A-dur KV 488 i d-moll KV 466. Tak jak w przypadku poprzedniego koncertu AUKSO zespół został powiększony o deciaków (i kotły) z instytucji śląskich, z NOSPR, Filharmonii Śląskiej i katowickiej akademii muzycznej. Podobnie jak w przypadku koncertu w S1, także tutaj orkiestra brzmiała rewelacyjnie. Grała lekko, z wdziękiem, niezwykle starannie – precyzyjnie i czysto. Słuchało się jej z wielką przyjemnością, tym bardziej że interakcje pomiędzy zespołem a solistką były świetnie zrealizowane. Co do gry Hewitt to była ona bardzo klasyczna. Nie było tam żadnych interpretacyjnych wydziwiań, żadnego romantyzowania, było tam „tylko” to co zapisano w partyturze, ale zagrane z ogromnym wdziękiem, lekko i z humorem. Wszystko było u niej na swoim miejscu wykonane z wyczuciem proporcji. Jeśli chodzi o kadencje w d-mollu, to w pierwszym ogniwie wykonała tę autorstwa Paula Badury-Skody, a w finale napisaną przez swojego nauczyciela, Paula Sevillę. Na bis zagrała Gigue z Partity B-dur Bacha. Dla mnie pewnym mankamentem jej występu było to, że widać było, że bardzo chce podobać się publiczności, stąd też brała się nadmiarowość mimiki artystki. Zupełnie niepotrzebna.
Foto. Wojciech Grzędziński/NIFC
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl