Chopin i jego Europa (31 VIII 2024)

Garrick Ohlsson i Apollon Musagète Quartet – runda druga. Tak można by nazwać koncert, który odbył się o godzinie 17 na Jasnej. Program był ułożony niezwykle ciekawie i obiecująco. Koncert rozpoczęło wykonanie Kwartetu C-dur Dysonansowego KV 465 Wolfganga Amadeusa Mozarta, po którym zabrzmiał Lansamer Satz, wczesne dzieło Antona Weberna, jednego z czołowych XX-wiecznych awangardzistów. Na papierze wyglądało to interesująco, niestety wcale tak nie brzmiało. Nie wiem co stało się z tym zespołem, jakiego rodzaju kryzys przechodzi i dlaczego brzmi tak jak brzmi. A brzmi nieciekawie. Nie ma w tej grze ani entuzjazmu ani komunikacji. Artyści wychodzą na estradę z grobowymi minami, zajmują swoje miejsca przy pulpitach, po czym każdy z nich zajmuje się realizacją swojej partii. Nie ma wzajemnych spojrzeń, uśmiechów ani wymiany energii. W rezultacie muzyka brzmi blado, jakby była zduszona i wymuszona, staje się też nudna i monotonna.

W drugiej części koncertu Ohlsson dołączył do AMQ w wykonaniu Kwintetu g-moll Dmitrija Szostakowicza. Miło wiedzieć, że od czasu do czasu można jednak usłyszeć u nas dzieła tego kompozytora. Mniejszą przyjemnością było natomiast wysłuchanie tego wykonania. W pierwszej części zdarzyło się dość dużo nierównych wejść, długa solówka skrzypiec była grana pod dźwiękiem, a ostre rytmy były nieostre, zamazane. Nie było tu też emocji – ani tragedii, ani szyderstwa, a Szostakowicz jest kompozytorem, który jeńców nie bierze. Albo wykonawcy wejdą w tę muzykę i sugestywnie przekażą jej zawartość albo polegną. Z dużą przykrością stwierdzam że wczoraj do tego właśnie doszło. Także Garrick nie błyszczał – grał swoją partię bardzo przyzwoicie, ale skrzydeł nie rozwinął.

Program wieczornego koncertu w S1 składał się z dzieł Beethovena i Schuberta (te ostatnie w oryginale albo w wersjach Brahmsa, Regera lub Weberna). Grała AUKSO Orkiestra Kameralna Miasta Tychy pod dyrekcją Marka Mosia (dawno już ich nie słyszałem!), przy fortepianie zasiadła nieznana mi grecko-niemiecka pianistka Danae Dörken, a śpiewało dwóch Prégardienów – Christoph (ojciec) i Julian (syn). Program wykonano bez przerwy, na jednym oddechu, a wszystkie utwory łączyły się ze sobą, tworząc spójną opowieść. Publiczność poproszono też o powstrzymanie się od oklasków (niestety nie wytrzymała). Koncert rozpoczęła uwertura do baletu Beethovena Twory Prometeusza, następnie zabrzmiały pieśni Schuberta Prometheus (Julian), Greisengesang (Christoph), Der Vater mit dem KindDer Erlkönig (w duecie). To była nieoficjalna pierwsza część koncertu. Co mogę powiedzieć o wykonaniach? Od samego początku było słychać, że AUKSO jest w znakomitej formie – grali wyraziście, ale jednocześnie subtelnie, lekko, ze świetną artykulacją, kapitalnie cieniując dynamikę. Słychać było wyraźnie, że Moś świetnie ich przygotował. Jeśli chodzi o obu śpiewaków to reprezentują taki poziom maestrii, że wgłębienie się w szczegóły i opisywanie, w jaki sposób tworzą swoje kreacje, jest bardzo trudne. To kwestia dogłębnego zrozumienia i przeżycia wykonywanych pieśni, kwestia wejścia w taką symbiozę z idiomem kompozytora, że nic w interpretacji nie dzieje się przypadkiem, ale jednocześnie wszystko jest naturalne i logiczne. Christoph śpiewa w sposób bardziej stateczny, piękną barwą i z wyrazistą dykcją. Julian jest bardziej młodzieńczy, bardziej emocjonalny i ekspresyjny. Prawdziwie wzruszającym przeżyciem było doświadczanie interpretacji pieśni Ojciec i dziecko, w której czuło się autentyczne wzajemne ciepło i głęboką więź łączącą obu mężczyzn. Była w tym umykająca opisowi bezpośredniość, dobitnie pokazująca jak blisko życia może być sztuka. Nie przepadam za Królem olch w wersji Regera (zdecydowanie wolę wersję Berlioza), ale wykonanie tej pieśni w duecie było absolutnym majstersztykiem dramaturgii, który (niestety!) sprowokował oklaski.

Nieoficjalną drugą część rozpoczęła drapieżnie wykonana uwertura Coriolan, po której Julian wykonał arię Meine Seele ist erschüttert z mało znanego oratorium Beethovena Chrystus na Górze Oliwnej. W Lied vom Wolkenmädchen z opery Alfonso und Estrella panowie ponownie połączyli siły, a chociaż nie jest to arcydzieło, to w tym wypadku wykonanie było lepsze niż sam utwór. Der WegweiserPodróży zimowej (w wersji Weberna) wykonał Julian, Totengräbers Heimweh zabrzmiał w interpretacji Christopha przejmująco, choć artysta wykonywał tę pieśń oszczędnie, natomiast Der Doppelganger ze zbioru Łabędzi śpiew był w wykonaniu Juliana po prostu wstrząsający siłą ekspresji. Na zakończenie zabrzmiały Nacht und Träume oraz, last but not least, Im Abendrot. Całość była przeżyciem tak głębokim i intensywnym, że z trudem przychodzi mi pisanie o tym, co zdarzyło się na tym koncercie. Dla mnie osobiście był to chyba najlepszy jak do tej pory koncert festiwalu. W tym doborowym towarzystwie jedynie pianistka niczym się nie wyróżniała, a jeśli już to strojem, który był kompletnie od czapy i nie pasował do charakteru wieczoru.

Foto. Wojciech Grzędziński/NIFC

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.