Christoph Eschenbach, Midori & Konzerthausorchester grają Beethovena i Prokofiewa

Tak się ciekawie złożyło że sobotni koncert berlińskiej Konzerthausorchester miał dokładnie taki sam program jak koncert amsterdamskiej Concertgebouw, który odbył się w Konzerthausie w Wiedniu (link TUTAJ). Tam dyrygował Paavo Järvi, tu Christoph Eschenbach, tam na skrzypcach grała Lisa Batiashvili, tutaj zaś Midori. Pole do porównań było więc bardzo szerokie.
Na początku koncertu zabrzmiała jeszcze poprowadzona przez Eschenbacha rzeczowo, bez przesadnej uczuciowości Aria z III Suity D-dur Bacha, poświęcona pamięci ofiar niedawnego trzęsienia ziemi w Turcji.
Następnie japońska skrzypaczka Midori wykonała Koncert D-dur Beethovena. Jej gra była całkowicie pozbawiona ostentacji. Artystka grała tonem, który można by skrytykować jako mały i cichy, ale taki sposób wykonania wymuszał koncentrację ze strony publiczności i nadał jej interpretacji charakteru intymnego wyznania. Było to szczególnie wyraźnie odczuwalne w momentach powolnych i cichych, które Midori zdawała się wyszeptywać do uszu słuchaczy. Jej sposób cieniowania dynamiki, gra krucha i delikatna wydawały się pozostawać w opozycji do monumentalności samej kompozycji, ale paradoksalnie całość była spójna. Akompaniament pod batutą Eschenbacha był zdecydowanie bardziej romantyczny niż klasyczny. Było to wykonanie pełne zwolnień i przyspieszeń, subtelnie pod tym względem cieniowane i pełne wyrazu. Brzmienie Konzerthausorchester było ciepłe i krągłe, a wszystkie te elementy złożyły się na interpretację spójną, utrzymają w duchu romantycznych niemieckich wykonań znanych z dawnych nagrań Furtwänglera czy Jochuma. Chociaż nie była ona popisowa w sensie eksponowania techniki (ale technika tam oczywiście była!) to była niezwykle muzykalna. Tempa były raczej umiarkowane, co dało wykonawcom mnóstwo czasu na staranne zaokrąglenie fraz.
Na bis artystka zagrała Preludium z Partity nr 3 Bacha.
O ile więc słowem-kluczem do wykonania Koncertu Beethovena była „intymność”, o tyle w przypadku Prokofiewa była to „organiczność”. Pełne emfazy podejście romantyczne byłoby tu błędem – to już inna estetyka i nacisk położony na inne aspekty dzieła, jak choćby ostrą rytmikę. Ale Eschenbach znakomicie radzi sobie w repertuarze XX-wiecznym, co dowiódł świetnymi nagraniami dzieł Hindemitha czy Schnittkego. Elementem, który sprawiał, że to wykonanie Piątej Prokofiewa było tak dobre i tak wciągające była potoczystość w prowadzeniu narracji i fakt, że było to, jak powiadają Anglicy, „story telling performance”.
W pierwszym ogniwie ucho cieszyła znakomita, ciepła i soczysta kantylena smyczków, ciemna, gęsta i nasycona gra blachy oraz zbudowana po mistrzowsku potężna kulminacja ze znakomicie wydobytym brzmieniem tam-tamu i bębna basowego.
Groteskowe Scherzo dało smyczkom okazję do pokazania znakomitej gry w artykulacji staccato i bardzo umiejętnego operowania dynamiką. Trio było prowadzone przez Eschenbacha powoli, ale sposób w jaki stopniowo rozkręcał narrację przyspieszając fragment grany przez blachę wypadł świetnie i zaowocował ognistą kulminacją.
Trzecia część to ponownie świat brzmień ciemnych, nasyconych i gęstych jak smoła. Ponownie słuchając tego wykonania można było przekonać się co to znaczy organicznie budować napięcie. Kulminacja robiła wielkie wrażenie.
Tak samo z finałem – rozpoczął się powoli, nieśmiało, a potem rozpędzał coraz bardziej, dając wrażenie potężnej, mechanicznej siły miażdżącej wszystko na swojej drodze. Szczególnie ciekawy w tym rondzie jest fragment tuż przed zakończeniem, w którym Prokofiew nagle zmienia fakturę – z ogłuszającego tutti przechodzimy nagle do migotliwego ostinata granego solo przez kilka instrumentów smyczkowych i fortepian. Dopiero po kilku taktach dołączają pozostałe instrumenty i dochodzi do potężnego wyładowania, które kończy całe dzieło. Także ten fragment zabrzmiał w wykonaniu Eschenbacha znakomicie. Słuchanie jego interpretacji było obserwowaniem mistrza przy pracy. Było to znakomite wykonanie. Znakomite, choć bardzo różne od interpretacji Paavo Järviego i Concertgebouw.
foto. Markus Werner

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.