Pochodząca z połowy XVI wieku Tabulatura Jana z Lublina uważana jest przez badaczy za najważniejszy europejski zbiór muzyki klawiszowej tego okresu. Jeśli wierzyć datom zapisanym przy niektórych utworach, kolekcjonowanie wszystkich dzieł trwało aż 11 lat (1537-1548). Autorem większości zapisów i posiadaczem księgi był tajemniczy Jan z Lublina (czy też Johannes de Lublin), od którego zbiór wziął swoją nazwę. Wiadomości które posiadamy o tej postaci ograniczają się tylko do kilku najważniejszych faktów. W 1508 roku otrzymał tytuł bakałarza w Krakowie, od 1528 do 1535 był prawdopodobnie altarystą w Kościele Mariackim w Krakowie, a zmarł w 1552 roku. I tyle.
A sama tabulatura? Zawiera 230 utworów, dwa traktaty teoretyczne i 250 przykładów nutowych o znaczeniu dydaktycznym. Próżno jednak szukać jakiegoś klucza jeśli chodzi o porządek tych utworów. To istny groch z kapustą! Obok utworów liturgicznych znajdziemy tu tańce, utwory nowe sąsiadują ze starszymi, proste ze skomplikowanymi, monofoniczne z polifonicznymi, a obok dzieł polskich (i z polskimi tytułami!) znajdziemy tu też kompozycje niemieckie, włoskie i francuskie, anonimowe i te pisane przez największych mistrzów epoki, jak Josquin des Prez czy Claudin de Sermisy. To jednak nie koniec niespodzianek. Niektóre kompozycje urywają się po kilku stronach, aby odnaleźć się w innych miejscach zbioru. Potencjalny wykonawca staje więc przed zadaniem z jednej strony intrygującym i wymagającym kreatywności, z drugiej zaś – piekielnie trudnym, musi bowiem samodzielnie spróbować odnaleźć jakiś porządek w tym całym bałaganie.
Zadania podjęła się szwajcarska klawesynistka Corina Marti, znana z upodobania do odkrywania zapomnianych dzieł muzyki dawnej. Wybrała z Tabulatury 39 utworów, które podzieliła następnie na 5 odcinków, tworzących mniejsze całości. Utwory te są zresztą w większości bardzo krótkie. Najkrótszy trwa 29 sekund, najdłuższy – niewiele ponad 4 i pół minuty.
Corina Marti gra pewnie, drapieżnie, z energią i polotem, co nadaje wykonywanym utworom życia. Brzmienie jej instrumentu jest mocne i pewne, chwilami nawet szorstkie, co jednak dobrze pasuje do części tanecznych. Muszę jednak wyznać, że dźwięk klawesynu jest na tyle specyficzny w barwie i na tyle mało podatny na zmiany dynamiki czy długości trwania dźwięków, że wysłuchanie w całości tej płyty może stanowić poważne wyzwanie percepcyjne dla osoby nieobeznanej z tego rodzaju repertuarem.
Oczywiście najwięcej satysfakcji w kontakcie z nagraniem Tabulatury Jana z Lublina sprawia fakt, że wiele dzieł zawartych w tym zbiorze (i na płycie) wyszło spod ręki kompozytorów polskich, jak choćby Mikołaj z Krakowa. Muzyka polska przeżywała w dobie renesansu wielki rozkwit, a naszą największą pamiątką po tamtych czasach jest właśnie ten zbiór. Dysponowaliśmy jeszcze jednym, który przechowywany był w Krakowie, ale, niestety, zaginął w czasie ostatniej wojny.
Pomimo że tego typu repertuar jest dla mnie raczej egzotyczny i zawartość płyty bardziej podziwiam niż się ją rozkoszuję, to osobiście cieszę się, że taki album powstał i że zbiorem zainteresowała się artystka tej klasy co Corina Marti.
Tabulatura Jana z Lublina
Corina Marti – klawesyn
Brilliant Classics