Teodor Currentzis wespół ze swoim zespołem MusiAeterna kontynuuje serię nagrań dzieł symfonicznych. Wykonawcy poprzednio nagrali VI Symfonię Piotra Czajkowskiego (link TUTAJ). Tym razem wzięli na warsztat dzieło nie tylko o tym samym numerze, ale też podobnie katastroficzne – VI Symfonię Gustava Mahlera. Symfonia austriackiego kompozytora jest jednak o wiele dłuższa i o wiele bardziej wymagająca od wykonawców, jak i od słuchaczy. O ile jednak Currentzis i jego permski zespół dzieło rosyjskiego kompozytora odromantycznili, o tyle kompozycję Mahlera potraktowali jako dzieło przynależące do epoki romantyzmu. Ma to oczywiście swoje zalety, ma też wady.
Currentzis prowadzi Symfonię w tempach powolnych (całość trwa 84 minuty). Już początek jest dość ciężki i masywny, co natychmiast przywodzi na myśl interpretacje Sir Johna Barbirolliego czy Klausa Tennstedta. Dobre wrażenie robi pewność brzmienia orkiestry i precyzyjne, ostre ataki smyczków, a także sprawnie budowane kulminacje. Jednak wyrazisty i brutalny temat pierwszy nie kontrastuje za bardzo z utrzymanym w tonacji F-dur tematem drugim, który jest w tej interpretacji cukierkowy, powolny i nadmiernie sentymentalny. Część pierwsza sprawia wrażenie, jakby Currentzis niektóre decyzje dotyczące temp podejmował na bieżąco, bez dostatecznego przemyślenia i bez umiejscowienia ich w kontekście struktury całej części. Stąd też kontrasty agogiczne, gwałtowne zwolnienia, może i robiące początkowo pewne wrażenie i próbujące nadać całości pozór głębi, szkopuł jednak w tym, że Currentzis nie potrafi w tych epizodach utrzymać właściwego poziomu napięcia. Struktura chwieje się i trzeszczy.
Scherzo prezentuje się lepiej. Dyrygent nie eksperymentuje z rubatem w tak jaskrawy sposób jak wcześniej, a brutalna i szorstka gra blachy robi dobre wrażenie. Tria potraktowane są zauważalnie wolniej, ale z wyczuciem.
Andante moderato trochę za bardzo przypomina Adagio, a Currentzis wydobywa tu co prawda brzmienia delikatne i pastelowe, trochę nazbyt jednak idylliczne i trochę za bardzo pozbawione napięcia. Brzmienie jest jednak przejrzyste, a dyrygent sprawnie wydobywa z zespołu migotliwe brzmienie harf i czelesty.
Apokaliptyczny finał wypada całkiem dobrze, ale Currentzis i tutaj eksperymentuje ze zwolnieniami tempa, które nie służą muzyce, zatrzymują akcję i sprawiają, że napięcie opada. Na dodatek orkiestra w tych miejscach brzmi dziwnie płasko i bezbarwnie, co tylko pogłębia wrażenie, że są to przestoje. Odcinki utrzymane w szybkim tempie są za to intrygujące. Dyrygent jest w stanie utrzymać w nich żywą, rytmiczną pulsację, a na dodatek wydobywa z sekcji smyczków ciekawe szczegóły, ubogacające fakturę i nadające muzyce życia. Jednak wiele miejsc nie budzi entuzjazmu. Ostatni, potężny akord całej orkiestry brzmi głucho i bez energii.
Currentzis pokierował dziełem Mahlera całkiem sprawnie, ale zabrakło mu dojrzałości, przez co wykonanie jest nierówne. MusiAeterna też nie do końca dobrze czuje się w stylistyce muzyki Mahlera, a ten brak obycia z bardzo trudnym i skomplikowanym dziełem daje się momentami we znaki. Miałem wrażenie, że o ile pewne fragmenty Symfonii były starannie dopracowane, to inne po prostu sobie podarowano, przez co nie łączyły się spójnie z resztą narracji. Currentzis jest jeszcze młodym dyrygentem, pozostaje więc mieć nadzieję, że z czasem jego interpretacje tej muzyki będą lepsze niż teraz.
Gustav Mahler
VI Symfonia a-moll
MusicAeterna
Teodor Currentzis – dyrygent
Sony Classical