Do tej pory pisałem o Fazilu Sayu głównie jako o wirtuozie fortepianu, ale artysta ten jest aktywny także jako kompozytor. Postanowiłem przyjrzeć się nieco jego twórczości, a wybór padł na wydany przez Naxos album zawierający komplet dzieł skrzypcowych w wykonaniu niemieckiego skrzypka Friedemanna Eichhorna, któremu w niektórych utworach towarzyszy sam twórca, a w innych German Radio Saarbrücken-Kaiserslautern Philharmonic Orchestra grająca pod dyrekcją Christopha Eschenbacha.
Album otwiera trzyczęściowa II Sonata na skrzypce i fortepian Kaz Dağları (Mount Ida) op. 82 z 2019 roku, napisana dla Friedemanna Eichhorna. Tytuły poszczególnych ogniw to Decimation of Nature, Wounded Bird i Rite of Hope. Inspiracją do napisania tego proekologicznego w wymowie dzieła był głośny skandal, związany z zatruciem środowiska na terenie Parku Narodowego Kaz Dağı (dosłowna nazwa tego masywu to „Gęsia Góra”, a na marginesie dodam, że miejsce to leży w odległości ok. 20 km od starożytnej Troi), gdzie tureckie władze wpuściły kanadyjską firmę zainteresowaną wydobyciem złota i srebra. Skończyło się to zagładą dużej części drzewostanu oraz masowymi protestami społecznymi. Pierwszą część otwierają tak lubiane przez Saya ostre, perkusyjne dźwięki fortepianu, które uzyskuje się poprzez położenie jednej dłoni na strunach instrumentu. Po chwili dołączają do niego skrzypce, które snują dramatyczną i pełną napięcia narrację ponad tym ostrym akompaniamentem. Druga część to pełen wyrazu lament, w którym grające cicho w wysokim rejestrze skrzypce imitują głos tytułowego ptaka. Fortepian delikatnie akompaniuje, ale pod koniec powracają, niczym upiorne memento, ostre dźwięki symbolizujące zagładę. Także w Rite of Hope nie brak napięcia, pojawia się tu też ponownie imitacja śpiewu ptaka. Całość kończy się długą solówką fortepianu, a nastrój staje się pogodny, tak jakby twórca wpuszczał do swojej muzyki trochę światła.
Cleoparta to krótki, wirtuozowski utwór na skrzypce solo, napisany na zamówienie jednego z konkursów skrzypcowych. Organizatorzy chcieli uatrakcyjnić program i w tym celu zwrócili się do Saya z prośbą o napisanie utworu, który mogliby włączyć do programu. Tytuł nawiązuje do postaci słynnej egipskiej królowej, pojawiają się tu taneczne rytmy egzotycznego tańca, a artykulacja jest mocno zróżnicowana i zmienia się cały czas, przechodząc od pizzicato do arco. Dzieło to może jakoś bardzo w pamięć nie zapada, ale brzmi efektownie i jest popisowe, a o to przecież chodziło.
O młodzieńczej I Sonacie op. 7 z 1997 roku Say żartobliwie napisał, że jest muzycznym ekwiwalentem wycieczki po Anatolii, zawiera bowiem sporo odniesień do muzyki pochodzącej z ojczyzny twórcy. Dzieło składa się z pięciu części. Otwiera je nastrojowa Melancholy…, w której na pierwszy plan wysuwa się tęskna melodia grana przez skrzypce. W zadziornym Grotesque… odzywają się echa jazzu, ale słyszanego z tureckiej perspektywy i przefiltrowanego przez turecką wrażliwość. Towarzyszą im ostre, perkusyjne dźwięki fortepianu, na którym także tutaj gra się z ręką na strunach. Dynamiczne Perpetuum mobile… to stylizacja horon, tańca wywodzącego się z rejonu Morza Czarnego. Powolny Anonym… to improwizacja skrzypiec na temat tureckiej pieśni Odam Kireçtir. Fortepian zrazu akompaniuje miękkimi arpeggiami, które potem przeradzają się w znane już perkusyjne efekty, przywodzące na myśl grę na cymbałach. W ostatnim ogniwie, Melancholy… da capo, twórca powraca do nastroju pierwszej części, zamykając całość wyrazistą klamrą narracyjną.
Koncert skrzypcowy 1001 Nights in the Harem op. 25 powstał w 2007 roku, a prawykonała go Patricia Kopatchinskaja. Say określił ten swój czteroczęściowy utwór (Allegro, Allegro assai, Andantino, Allegro – Andantino) mianem „erotycznego i epickiego” – jest to trafne określenie. Bogata orkiestracja z dużym udziałem perkusji (bębny kudüm, bendir i darbuka w części pierwszej, drugiej i czwartej) i użyciem tanecznych rytmów nadaje tej muzyce specyficznego, sensualnego klimatu. Ogniwo trzecie oparte jest na motywach pieśni Kâtibim, która mnie osobiście mocno kojarzy się z La Mantovaną – renesansową włoską melodią, która z Półwyspu Apenińskiego dotarła do każdego prawie kraju Europy i Bliskiego Wschodu. Użył jej też Smetana w Wełtawie z cyklu Moja ojczyzna i to z tym dziełem jest chyba obecnie najmocniej kojarzona. Partia skrzypcowa jest ciekawie prowadzona – orientalna, ekspresyjna, giętka, pełna ornamentów, zróżnicowana pod względem artykulacji (przepiękne flażolety w trzeciej części!). To frapująca muzyka – oryginalna, barwna, komunikatywna i wciągająca.
Jeśli chodzi o wykonania – to nie sądzę, aby można było postawić im jakikolwiek zarzut. Wszystkie zostały wszak autoryzowane przez Saya, który w obu sonatach wykonuje też partię fortepianu. Friedemann Eichhorn gra jędrnym dźwiękiem, który pasuje do charakteru tej egzotycznej, namiętnej muzyki. Także German Radio Saarbrücken-Kaiserslautern Philharmonic Orchestra grająca pod batutą Christopha Eschenbacha brzmi satysfakcjonująco, a jakość dźwięku nie pozostawia nic do życzenia. Ciekawy jest także booklet, w którym znajdują się omówienia pióra kompozytora. Polecam, jest czego słuchać i jest co poznawać!
Fazil Say
Complete Violin Works
II Sonata na skrzypce i fortepian Kaz Dağları (Mount Ida) op. 82*
Cleopatra na skrzypce op. 34
I Sonata na skrzypce i fortepian op. 7*
Koncert skrzypcowy 1001 Nights in the Harem op. 25**
Friedemann Eichhorn – skrzypce
Fazil Say – fortepian*
Christoph Eschenbach – dyrygent**
German Radio Saarbrücken-Kaiserslautern Philharmonic Orchestra**
Naxos
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl
Widzę Panie Oskarze, że zainteresował się Pan Fazilem Say jako kompozytorem, podobnie jak ja. W moim przypadku zainteresowanie pojawiło się całkiem niedawno i przypadkowo. Oglądałem program muzyczny z Waldemarem Malickim i to p. Waldemar wspomniał o Fazilu jako kompozytorze. Zacząłem zapoznawać się z jego muzyką od koncertu na flet ney. Utwór mnie nie zachwycił, ale brzmienie samego instrumentu bardzo mi się podoba. Potem słuchałem pierwszej symfonii „Stambuł” i 3 symfonii „Wszechświat”. Pierwsza symfonia to utwór bardzo programowy, np. pierwsza część traktuje o historycznym Stambule, a najsłabsza, moim zdaniem, druga część stanowi sprzeciw wobec wykorzystania religii do celów politycznych. Zaletą dzieła i oryginalnym pomysłem jest wykorzystanie fletu ney i cytry kanun. Prócz tych elementów symfonia nie jest wybitnie oryginalna, a jak na moje ucho jest zbyt nachalnie tonalna i roi się w niej od repetycji i to takich wprost – cały rząd taktów to samo. 3 Symfonia to tez utwór programowy. W niej ciekawe jest wykorzystanie thereminu, który reprezentuje najważniejszy głos we wszechświecie. Utwór jest dość dziwaczny. Według mnie muzyka Fazila Say bardziej sprawdzi się jako świetna i pomysłowa muzyka filmowa, i nie powinno się tej muzyki klasyfikować jako „poważne” dzieła orkiestrowe, mimo, że przyjemnie się tego słucha, przynajmniej pierwszej symfonii 😉 Na podstawie przytoczonych wcześniej moich odczuć i odbioru muzyki Fazila Say nie poszukiwałem już innych jego utworów. Może lepiej posłuchać 3 symfonii Sayguna?
Dzień dobry, nie znam niestety jeszcze ani I ani III Symfonii Fazila Say’a ani twórczości Sayguna, więc o nich się nie wypowiem (ale zainteresował mnie Pan, więc w wolnej chwili rzucę uchem, tym bardziej że widziałem, że są dostępne na Youtubie). Ale jedno jest pewne – jeśli muzyka sama w sobie jest słaba, to żadne programy ani idee jej nie pomogą (jak mawiał Kilar – „jak masz message to idź na pocztę”). Z twórczości Say’a polecam szczególnie koncert skrzypcowy, myślę że nie powinien Pan być zawiedziony.
Koncert skrzypcowy jest, z poznanych przeze mnie dzieł Fazila, rzeczywiście najciekawszy 🙂 Z innego tematu -bardzo chętnie poczytałbym, co sądzi Pan o symfoniach Allana Petterssona, włączając w to symfonie z instrumentem solowym czyli drugi koncert skrzypcowy i koncert na altówkę.
A ja posłuchałem polecanych przez Pana utworów – Koncertu na flet ney i symfonii nr 1 i 3 i stwierdzam, że miał Pan zupełną rację. Lekka, przystępna, dobrze napisana, ale w sumie dość prosta muzyka. Z symfonii Petterssona słuchałem jak do tej pory tylko 8, która mi się podobała. Szalenie specyficzna muzyka, ale coś w sobie ma i chciałbym poświęcić jej więcej czasu. Tak samo jak choćby symfoniom Eduarda Tubina czy Rueda Langgarda. A jakie są Pańskie wrażenia odnośnie muzyki Patterssona?
Petterssona słuchałem tylko po jednym razie VI, XIV, XV symfonii i koncertu skrzypcowego. Wszystkie te dzieła są jednoczęściowe. Muzyka w nich przechodzi metamorfozy i ewoluuje. XIV i XV symfonia są jak dla mnie dość hałaśliwe. W muzyce Petterssona można odnaleźć wiele napięć, walki, żalu, tęsknoty i nadziei, ale nie na triumf, czy ostateczne zwycięstwo, a nadziei bardziej na pocieszenie. Momenty rozluźnienia i wyciszenia są wywalczone. XIV symfonię kończy tajemniczy i niepokojący, a nawet złowrogi akord C-dur, który nie przynosi rozwiązania. Pod względem struktury bardzo ciekawe jest, że kompozytor cytuje melodie ze swoich piosenek. Na podstawie czegoś prostego powstają bardzo złożone partytury. Koncert skrzypcowy jest wymagający, ponieważ skrzypce grają praktycznie cały czas, raz bardziej indywidualnie, potem w zgodzie, w kierunku unisono, z orkiestrą. Można słuchać utworu na dwa razy – skupiając się na grze solisty, a potem na grze orkiestry 😀
Przywołał Pan kompozytora duńskiego. Akurat Langgaarda słuchałem w ubiegłym roku – I, II, VI symfonię, Muzykę Sfer, Sinfonia Interna, Messis na organy i II i III kwartet smyczkowy. W pierwszej symfonii urzekły mnie części środkowe, skrajne są przeładowane i hałaśliwe. Szósta symfonia sprawia wrażenia dzieła jednoczęściowego – tematu z opracowanymi wariacjami w różnej formie. Jest pełna kontrastów i napięcia. Słuchałem w wykonaniu Wiedeńczyków 🙂 Musiałbym odświeżyć sobie dzieła tego kompozytora.
Słuchałem we wspominanym okresie też 5 symfonii Pera Nørgårda. Na szczęście zapisałem swoją interpretację dzieła, które mnie bardzo zaintrygowało. Mogę te wrażenia teraz przywołać i zacytować 🙂
5 symfonia Nørgårda, też jest w pewien sposób symfonią losu. Dzieło trochę dziwne, balansuje na granicy chaosu, a jednak ma swoją wyraźną, indywidualną pulsację i dającą się wyczuć narrację. Utwór jest stosunkowo długi, czego podczas słuchania w ogóle nie dostrzegam. Zakończenia pojawia się nieoczekiwanie i nagle. Pierwsza część reprezentuje świat. Patrzę i ten świat jest koherentny, odbieram jednocześnie wszystkie co się w nim dzieje. Dalej następuje walka natury z człowiekiem. Mimo tego sporu odczuwam, że człowiek i wszystkie inne składniki natury pochodzi z jednego źródła. W drugiej części rodzi się surowa, nieukształtowana jeszcze indywidualność. Muzyka staje się coraz bardziej osobista i dramatyczna, podkreślona zostaje indywidualność. Finał ukazuje jednostkę w wirze świata, w dramatycznych zmaganiach, które wieńczy ledwo zauważalne, piskliwe ostatnie tchnienie. Muzyka zamienia się w pyłek kwiatowy i znika. Ciekawe co symbolizuje cytat piosenki świątecznej?
Potem poszukałem czy ktoś podzielił się swoim odbiorem dzieła. Było coś o wojnie czy nawet o spacerze ze smokiem. Tym samym bardzo dobiegliśmy od muzyki Fazila 😀
Tak, od Saya odbiegliśmy bardzo mocno 😉 Jeśli chodzi o Nørgårda, to mam na półkach płyty z jego III i VI Symfonią oraz Terrains vagues. Nie ukrywam, że jakoś mnie nie porwała jego muzyka. Nie wgłębiałem się w nią też jakoś bardzo, po prostu zajrzałem do tego zaułka, powiedziałem „nie idę tam” i się wycofałem. Być może błędnie!
Czy słusznie to trzeba samemu ocenić 🙂 Też Nie wnikałem w muzykę Nørgårda ponad tę jedną symfonię. Tymczasem, żeby powrócić do muzyki tureckich kompozytorów ciekawy jestem Pana wrażeń i odbioru drugiej oraz trzeciej symfonii Sayguna 🙂
Dam znać co o nich myślę, może uda mi się posłuchać ich w weekend 😉 Pozdrawiam!