Gidon Kremer & Giancarlo Guerrero w NFMie

W piątkowy wieczór we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki zabrzmiały dzieła Kaii Sariaho, Béli Bartóka i Gustava Holsta. Program był ciekawie pomyślany, a koncert uświetniła obecność znakomitego skrzypka, Gidona Kremera. Całość poprowadził Giancarlo Guerro.

Urodzona w 1952 roku fińska kompozytorka Kajia Sariaho nie jest u nas postacią zbyt rozpoznawalną, dlatego obecność w programie jej krótkiego dzieła orkiestrowego Asteroid 4179: Toutatis była odejściem od repertuarowej rutyny. Utwór okazał się ciekawy w brzmieniu. Autorka wykorzystywała głównie wysoki rejestr orkiestry, a długo trzymane dźwięki wprowadzały nastrój grozy i tajemniczości. Nic w tym dziwnego, gdyż asteroida teoretycznie pewnego dnia może uderzyć w ziemię. Jednak nie dane nam było nacieszyć się tym dziełem zbyt długo – skończyło się zanim narracja zdążyła się rozwinąć.

Ukończony w 1908 roku I Koncert skrzypcowy Bartóka ma dość nieciekawą historię. Kompozytor podarował autograf dzieła kobiecie, która darzył uczuciem. Ona co prawda nie odwzajemniała go, ale manuskrypt sobie zatrzymała, a koncert doczekał się prawykonania dopiero po jej śmierci, pod koniec lat 50. To jeszcze wczesny Bartók, nie tak awangardowy i efektowny jak choćby w Cudownym mandarynie. Kremer wykonał partię solową w sposób zaskakująco miękki. Ocieplał brzmienie wibracją, ale przez cały czas grał dość cicho i z trudnem przebijał się przez orkiestrę, którą zresztą Guerrero prowadził w ostrożny i stonowany sposób, w widoczny sposób bacząc na solistę i nie chcąc go zagłuszać. Także drugie ogniwo, w założeniu żywe i pełne temperamentu, wypadło nadspodziewanie spokojnie i dopiero pod koniec wykonawcy włożyli w muzykę więcej energii. Był to więc Bartók zaskakująco nieśmiały i ostrożny, a przez to chyba nie do końca atrakcyjny. Publiczność przyjęła jednak Kremera z wielkim entuzjazmem, a gorąca owacja sprawiła że artysta zagrał dwa bisy. Najpierw zabrzmiało jedno z preludiów Mieczysława Wajnberga, a potem utwór gruzińskiego twórcy Igora Lobody – Requiem.

Po przerwie zabrzmiały Planety Holsta. Było to dość nierówne wykonanie, które w ogólnym rozrachunku nie pozostawiało po sobie korzystnego wrażenia. Były tu momenty słabe z punktu widzenia dramaturgii, były i ogniwa zagrane w zasadzie poprawnie. W gwałtownym i brutalnym Marsie orkiestra nie była jeszcze rozegrana, a brzmienie poszczególnych sekcji orkiestry nie było do końca zgrane. Zwłaszcza blacha była dość nieśmiała. Cieszyły jednak ucho detale w rodzaju cichego brzmienia tam-tamu. Wenus wypadła znakomicie – była prowadzona w dobrym tempie, a muzyka była rozkołysana i delikatna. Świetnie zabrzmiało drewno i czelesta. Dwie szybkie części – MerkuryJowisz, były wykonane szybko i energicznie, co do nich pasowało. Problematyczna była interpretacja Saturna. Był on prowadzony zaskakująco wolno, przez co z muzyki opadło całe napięcie. Podobała mi się tu jednak barwa brzmienia puzonów w piano. Uran ponownie był szybki i efektowny, a Guerrero plastycznie podkreślił humorystyczny charakter muzyki. Korzystne wrażenie pozostawił Neptun, który brzmiał selektywnie, prowadzony był w dobrze dobranym tempie, a frazowanie było staranne. Nie wiem czy śpiewający w zakończeniu Chór NFM nie był jednak zbyt liczny jak na potrzeby tej muzyki, brzmiał bowiem zbyt głośno i mięsiście. Generalnie w całym wykonaniu bardzo korzystne wrażenie robiło drewno i perkusja (pięknie zagrana była zwłaszcza partia czelesty), blacha zachwycała trochę mniej. Szkoda że prawie w ogóle nie słychać było organów. Ich brzmienie wzbogaca kolorystykę Marsa, Saturna, Urana oraz Neptuna. Szkoda że nie wykorzystano w pełni ich potencjału.
foto. Karol Sokołowski / NFM

Zrealizowano w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.