Hagen Quartet gra dzieła Haydna, Debussy’ego & Beethovena w Wiener Konzerthaus

Hagen Quartet to jeden z najbardziej znanych i cenionych zespołów kameralnych naszych czasów. Powstał w 1981 roku, a założyło go rodzeństwo z Salzburga: skrzypkowie Lucas i Angelica (od 1987 roku drugim skrzypkiem w zespole jest Rainer Schmidt), altowiolistka Veronika i wiolonczelista Clemens. Artyści mają już na koncie wiele nagrań. Znajdziemy w ich dorobku kwartety Wolfganga Amadeusa Mozarta, Ludwiga van Beethovena, Antonína Dvořáka, Dmitrija Szostakowicza czy Leoša Janáčka. Jeśli o interpretacje dzieł tego ostatniego twórcy idzie – to nie znam lepszych ich rejestracji, bardziej intensywnych i lepiej trafiających w idiom tej muzyki. Jeśli zaś chodzi o czwartkowy występ Hagen Quartet w Wiener Konzerthaus, to repertuar dobrali ciekawie. Była to zresztą część większej całości, serii czterech koncertów, podczas których jako pierwszy wykonywany jest kwartet Haydna z op. 76, następnie utwór napisany przez któregoś z klasyków XX wieku (m.in. Bartóka lub Ravela), a na koniec jeden z późnych kwartetów Ludwiga van Beethovena.

Jako pierwsze zabrzmiało późne dzieło Josepha Haydna – Kwartet d-moll Hob. III/76 z 1797 roku, wchodzący w skład zbioru sześciu kwartetów napisanych dla hrabiego Josepha Georga von Erdődy. Nazywa się go zwyczajowo Quintenquartett, a to dlatego że ważną rolę pełni w pierwszej jego części motyw opadających kwint. Artyści wykonali to dzieło z wymaganą w utworach tego twórcy gracją, humorem (czasem dosadnym, jak w trzeciej części, nazywanej Menuetem czarownic), ale jednocześnie przejrzyście. Zdziwił mnie trochę kontrast pomiędzy poszczególnymi ogniwami. Otóż w pierwszym wibracji było bardzo mało, druga część była już za to znacznie bardziej ekspresyjna, a Menuet i finałowe Vivace assai były pod tym względem jakoś wypośrodkowane. Drugim utworem był Kwartet g-moll Claude’a Debussy’ego z 1893 roku, jedyne dzieło tego gatunku w dorobku Francuza. To już oczywiście zupełnie inny świat jeśli chodzi o brzmienie, artykulację, barwę i fakturę niż wcześniejsze o sto lat dzieło Haydna. Kwartet francuskiego twórcy jest też o wiele bardziej dramatyczny, pełen napięcia, a momentami też namiętności. Artyści znakomicie odnaleźli się w tej estetyce – grali ten utwór pełnym, ekspresyjnym dźwiękiem, świetnie zaznaczali akcenty rytmiczne, pięknie operowali też dynamiką, schodząc momentami organicznie w eteryczne piana wykonywane na granicy słyszalności. Było to bardzo sugestywne emocjonalnie i angażujące.

Koncert zwieńczyło wykonanie Kwartetu cis-moll op. 131 Ludwiga van Beethovena, czyli dla odmiany znów dzieło późne w dorobku danego twórcy. Złożony z siedmiu części, zaawansowany i złożony, jest też kompozycją bardzo osobistą. Wykonanie Hagen Quartet miało w sobie barwność i wielką emocjonalną sugestywność. Artyści odnaleźli się zarówno w odcinkach, w których konieczne było budowanie długich łuków narracyjnych, jak i tam, gdzie potrzebna była ostra artykulacja i dobitne zaakcentowanie rytmiki, jak to miało miejsce w ogniwie piątym, dowcipnym ale jednocześnie drapieżnym Presto. Była tam świetna gra dynamiką i barwą (zwłaszcza we fragmencie granym sul ponticello), był humor i element zaskoczenia.

Zdarzały się co prawda w grze zespołu jakieś delikatne zawahania intonacji, ale przy tak gorącej i zaangażowanej grze nie osłabiły ogólnego bardzo pozytywnego wrażenia.

 

foto. Andrej Grilc

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.