Bardzo cenię i lubię artystów skromnych, rzeczowych, wykonujących swoją pracę bez ostentacji, bez gwiazdorzenia i obnoszenia się ze sobą i swoją wyjątkowością, stawiających na pierwszym miejscu wykonywaną muzykę. Wnoszą do wykonania dokładnie tyle ile trzeba, mają doskonałe wyczucie proporcji, a także pewien rodzaj uniwersalnej muzykalności, która sprawia, że odnajdują się w dziełach utrzymanych w bardzo różnych stylistykach. Do tej kategorii należał według mnie Pierre Monteux, Charles Mackerras czy Stanisław Skrowaczewski. Należy do nich także urodzony w 1927 roku i wciąż aktywny zawodowo szwedzki Maestro Herbert Blomstedt. Do jego mentorów należeli Paul Sacher, Igor Markevitch czy Leonard Bernstein, z którym zetknął się w Tanglewood (ale przyznawał potem, że jego ekstrawertycznego sposobu dyrygowania zbytnio nie cenił). Lista orkiestr, którym szefował Blomstedt jest długa, a bodajże najważniejsze z nich to Staatskapelle Dresden (1975-1985), San Francisco Symphony Orchestra (1985-1995) i Gewandhausorchester (1998-2005). Zawierający 33 płyty box wydany przez firmę Decca zawiera głównie rejestracje artysty z drugą z wymienionych orkiestr. To dobra okazja, aby bliżej przyjrzeć się sztuce wykonawczej szwedzkiego dyrygenta i ocenić, które z jego nagrań wnoszą coś do kanonu. Co my tu mamy?
CD 1
Bardzo przyzwoite (choć może nie najlepsze) wykonanie Koncertu na orkiestrę Béli Bartóka. Przejrzyste, bardzo dobrze zagrane, na jakość dźwięku też nie można narzekać. Nic tylko słuchać. Jako bonus otrzymujemy wczesny, jeszcze mocno pobrzmiewający Richardem Straussem poemat symfoniczny Kossuth. Interpretacja jest w punkt – jędrna, mięsista i wciągająca.
CD 2
Pierwsza i Trzecia Beethovena. Bardzo przyzwoite wykonania. Jest w nich pewna miękkość przywodząca na myśl nagrania Marrinera, ale Blomstedt jest jednak bardziej sprężysty, momentami ostrzejszy, bardziej zdecydowany. Jeśli chodzi o tempa – nie ma tu żadnych ekscesów, wszystko jest na swoim miejscu. Nie są to może nagrania rewelacyjne, ale słucha się ich z dużą przyjemnością. Ale jeśli ktoś jest zainteresowany tym, jak Blomstedt rozumie i czuje Beethovena – to pewnie sięgnie też po dwa jego cykle – pierwszy ze Staatskapelle Dresden, drugi z Gewandhausorchester.
CD 3
Dwie symfonie szwedzkiego kompozytora epoki romantyzmu Franza Berwalda – Pierwsza (Sérieuse) i Czwarta. To taki romantyzm klasycyzujący, trochę w stylu Mendelssohna. A ponieważ Mendelssohn wychodzi Blomstedtowi świetnie, to nic dziwnego, że także Berwald jest znakomity. Nie jest to muzyka genialna, ale słucha się jej z przyjemnością, tym bardziej, że dyrygent czuje ją, a orkiestra gra znakomicie – drapieżnie i z wyczuciem.
CD 4-6
Na pierwszy ogień idzie Czwarta Brahmsa z Gewandhausorchester. Tempa są wolne, a muzyka brzmi ciężko i masywnie. Nie jest to porywająca interpretacja, wolę jak jest w tym dziele więcej energii i ostrości. Płytę uzupełniają motety w wykonaniu MDR Chor Leipzig: Warum is das Licht op. 74 nr 1, Fest- und Gedenksprüche op. 109 i Trzy motety op. 110. To na pewno ciekawe, dobrze wykonane i niebanalne uzupełnienie albumu, w sumie ciekawsze niż sama symfonia. Na kolejnych dwóch płytach mamy kompozycje chóralne tego kompozytora – Pieśń przeznaczenia, Rapsodię na alt, chór i orkiestrę, Pieśń pogrzebową, Nänie, Gesang der Parzen oraz Niemieckie requiem. Nie czarujmy się – nie jest to lekka, przystępna i komunikatywna muzyka. Ma w sobie tyle wdzięku, smaku i barwy co sałatka ze żwiru i piasku polana cementem i okraszona płynnym asfaltem. Wykonania Blomstedta są bardzo dobre. Zwłaszcza mszę żałobną prowadzi dość szybko, bo zajmuje mu ona równo 70 minut. Dla porównania – wersja Gardinera trwa 65 minut, Klemperera – 69 minut, a Barenboima – 76 minut. Zwartość, z jaką Blomstedt kieruje tymi dziełami liczę zdecydowanie na plus, ale fatalizm i szaroburość samej muzyki i tak jest przytłaczająca.
CD 7-9
Dzieła Antona Brucknera. Czwarta jest przeciętna. Nie jest okropna, nie ma w tym wykonaniu nic, co byłoby zrobione ewidentnie źle, ale też jednocześnie w pamięć nie zapada, jak choćby wersja Klemperera czy Skrowaczewskiego. Znacznie lepsza jest Szósta, wykonana z większym zaangażowaniem, ostrzejsza i bardziej wyrazista od Czwartej. Płytę z nią uzupełnia Idylla Zygfryda Wagnera, wykonana dobrze, ciepło i lirycznie, ale jak na mój gust odrobinę za wolno. Kolekcję dzieł tego kompozytora zamyka Dziewiąta z Gewandhausorchester. Interpretacja budzi mieszane odczucia. Pierwsze ogniwo jest powolne, masywne i brak mu intensywności. Świetne, drapieżne Scherzo i bardzo dobre Adagio! Na deser dostajemy też Adagio z Kwartetu smyczkowego F-dur w opracowaniu Hansa Stadlmaira.
CD 10
Koncert fortepianowy Griega i e-moll Chopina z udziałem Olli Mustonena. Jeśli ktoś zastanawia się, czy Mustonen zawsze był takim ekscentrykiem jakim jest obecnie, czy zdziwaczał dopiero ostatnio, to informuję, że był taki zawsze. Oba wykonania są udziwnione na siłę, pełne emfatycznych gestów zwracających uwagę na pianistę i odwracających ją od muzyki. Orkiestra nie ma w tych utworach za wiele do roboty, więc i rola Blomstedta jest tu mała. Niespecjalnie ciekawa płyta.
CD 11
Obie suity do Peer Gynta Griega – świetnie zagrane i nagrane, słucha się ich z dużą przyjemnością. Oprócz tego na płycie znajdują się także dwa lekkie dzieła Carla Nielsena – uwertura Maskarada i siedmioczęściowa suita Aladyn. Zwłaszcza ta druga warta jest uwagi – jest bowiem świetnie orkiestrowana, barwna i błyskotliwa. Uwagę zwraca także kolorystycznie stosowany chór w dwóch ogniwach. Wykonanie – pierwsza klasa. Szkoda, że nie gra się tego dzieła częściej, bo zdecydowanie na to zasługuje.
CD 12
Muzyka sceniczna do Peer Gynta Griega – 19 z 26 numerów. To nagranie przeszło już do klasyki fonografii – i bardzo słusznie! Jest barwne, żywe, komunikatywne, w sugestywny sposób oddaje zawartość emocjonalną przepięknej muzyki norweskiego kompozytora. Orkiestra gra wybornie, a Blomstedt świetnie czuje tę muzykę.
CD 13
Krążek z muzyką amerykańską. Mamy tutaj Koncert obojowy i II Symfonię Johna Harbisona (ur. 1938) i II Symfonię Rogera Sessionsa (1896-1985). Ten pierwszy utwór jest o tyle ciekawy, że zawiera urozmaicające neoklasycznie zbudowaną narrację (ogniwa to Aria, Passacaglia i Fantasia) odniesienia do jazzu, ale skłamałbym nazywając go arcydziełem. Skomponowana w 1987 roku II Symfonia Harbisona powstała na zamówienie San Francisco Symphony Orchestra. Jest to dzieło krótkie, ale pomimo tego przeznaczone na dużą obsadę. Składa się z czterech części: Dawn, Daylight, Dusk i Darkness. Uwagę zwraca zwłaszcza nastrojowe ogniwo trzecie, jeśli zaś chodzi o pozostałe – trudno rozstrzygnąć, co miał na myśli twórca, nadając im właśnie takie, a nie inne tytuły, gdyż muzyka jest dziwnie nijaka. Symfonia jest orkiestrowana bogato, momentami nawet rozrzutnie, miejscami zaciekawia. Druga Sessiona ukończona została w 1946 roku, a prawykonania doczekała się rok później, kiedy poprowadził ją Pierre Monteux, grała zaś SFSO. Uwagę zwraca w tym dziele zwłaszcza poważna i piękna część wolna, pozostałe nie zapadają w pamięć aż tak bardzo. Wykonania są bardzo dobre.
CD 14-16
Trzy krążki z utworami Paula Hindemitha. Mamy tu Metamorfozy symfoniczne na temat Webera, symfonię Mathis der Maler, Trauermusik, koncert altówkowy Der Schwanendreher, Konzertmusik, suitę z baletu Noblissima Visione (te rzeczy są z San Francisco Symphony Orchestra) oraz Symphonia Serena i symfonię Die Harmonie der Welt (te utwory Blomstedt nagrał z Gewandhausorchester). Nagrania te uchodzą za wzorcowe rejestracje dzieł niemieckiego kompozytora i jakoś się temu nie dziwię. Blomstedt świetnie odnajduje się w estetyce tej kanciastej, momentami trochę oschłej muzyki, traktuje ją przy tym rzeczowo i przejrzyście, a gra orkiestry jest znakomita.
CD 17
Absolutnie pierwszorzędna II Symfonia Mahlera (pisałem o niej obszernie TUTAJ). Pisząc swój przewodnik oceniłem ją jako jedną z najlepszych rejestracji dostępnych na rynku. Przy ponownym odsłuchu albumu interpretacja Blomstedta nie straciła nic z komunikatywności i siły wyrazu.
CD 18 & 19
Szkocka i Włoska Felixa Mendelssohna. Przepiękne interpretacje! Bardzo żywe, pełne barw, energii, sprężystości i wdzięku. Tempa wartkie – ani chwili nudy! Blomstedtowi wyjątkowo dobrze odpowiada estetyka tego kompozytora i potrafi też sugestywnie oddać treść emocjonalną jego muzyki. Na kolejnym krążku znajdują się oba koncerty fortepianowe tego kompozytora i dwie kompozycje solowe – Rondo capriccioso i Variations sérieuses. Gra te dzieła Jean-Yves Thibaudet, a czyni to z gracją, lekko i perliście. Dyrygent nie ma tam za wiele do roboty, tak samo jak orkiestra (w tym wypadku Gewandhausorchester), ale to co mają do zrobienia zrobili dobrze.
CD 20-22
Drugi cykl sześciu symfonii Carla Nielsena, nagrany przez Blomstedta, lepszy od pierwszego, zarejestrowanego dla EMI (teraz Warner) z Danish Radio Symphony Orchestra. Wszystko tu jest lepsze – gra orkiestry, jakość dźwięku, a też i same interpretacje są bardziej żywe, bardziej ostre i dzięki temu bardziej idiomatyczne. Dynamizm i wyrazistość tych wykonań robi wielkie wrażenie, tym bardziej że orkiestra gra te dzieła z zachwycającą wirtuozerią. Muzyka Nielsena jest specyficzna i dość trudna do przyswojenia (osobiście nie czuję, żebym ją przetrawił tak jak choćby Mahlera czy Sibeliusa), ale jest warta wysiłku, który trzeba włożyć w jej odbiór. Okazuje się też, że Blomstedt nie zawsze trzymał się tego, co zapisane w partyturze. Dobrym przykładem jest zakończenie Nieugaszalnej, w której dyrygent mocno zwalnia, robiąc przy tym diminuendo. Obu tych rzeczy nie ma w partyturze i prawdę mówiąc nie jestem przekonany, czy pasują do tej euforycznej i triumfalnej muzyki.
CD 23
Carmina Burana Carla Orffa. To budujące wykonanie, bowiem można poczuć się zaskoczonym ile muzyki odkrył Blomstedt w tym utworze. Szybkie tempa, ani chwili nudy, doskonały balans pomiędzy sekcjami, poczucie humoru i dobre wyczucie pewnej rustykalności tej muzyki – oto wielkie zalety tej interpretacji, choć nie miałbym nic przeciwko temu, aby wykonanie było bardziej charakterne, zmysłowe i drapieżne.
CD 24 & 25
Dwie płyty poświęcone Schubertowi – Piąta, Niedokończona, Wielka i dwie uwertury – Rosamunda i Włoska. Piękne wykonania, bezpretensjonalne, pełne wigoru i świetnie zagrane i nagrane. Piąta idealnie lekka i pełna wdzięku. Niedokończona – o wiele lepsza niż ta zrealizowana niedawno w Lipsku dla DG, bardziej drapieżna, ostrzejsza i zdecydowanie bardziej wyrazista. Wielka jest inna od wersji z Lipska – bardziej elastyczna pod względem temp, bogatsza pod względem kolorystyki, ale pomimo tego nie odebrałem jej jako lepszą lub gorszą. Jest po prostu inna.
CD 26-29
Cztery krążki poświęcone muzyce Jeana Sibeliusa. Są tu wszystkie symfonie, poemat symfoniczny Tapiola i Valse triste. Wszystko absolutnie znakomite! Kiedy po raz pierwszy słuchałem tego cyklu – wydał mi się nieco zbyt neutralny i nawet sterylny, ale nie miałem takich odczuć kiedy wróciłem do tych interpretacji. Blomstedta prowadzi dzieła Sibeliusa z prostotą, bezpośrednio i bez żadnych manieryzmów. Dwie pierwsze, jeszcze zupełnie romantyczne symfonie, są dzięki temu świeże i pełne energii. Takie samo podejście dyrygent prezentuje w późniejszych dziełach, trafnie oddając surowy charakter tej muzyki. Nie ma tu manieryzmów Barbirolliego, emfazy Bernsteina czy mechanicznej motoryki Maazela. A co jest? Znakomicie zagrana, świetnie i przejrzyście wykonana muzyka. Kiedy słuchałem tych wykonań – przypomniało mi się, jak Sibelius powiedział, że w odróżnieniu od innych kompozytorów, serwujących swoim odbiorcom egzotyczne koktajle, on chciał dać słuchaczom czystą źródlaną wodą. Stwierdzenie to pasuje bardzo do sposobu dyrygowania Blomstedta. Nie ma tu żadnych retorycznych zwolnień, które potrafią zepsuć zakończenia Czwartej czy Siódmej. Dyrygent trafia w emocjonalne sedno tych dzieł.
CD 30-33
Świetna kolekcja dzieł Richarda Straussa. Jest tam Zaratustra, Dyl, Don Juan, Alpejska, Śmierć i wyzwolenie, Życie bohatera i Metamorfozy. Te rzeczy zostały zarejestrowane z SFSO. Blomstedt zinterpretował je w punkt. Wykazał się świetnym wyczuciem proporcji, co uchroniło jego wykonania od popadnięcia w patos i przesadę. Jest to trudne zwłaszcza w przypadku Alpejskiej czy Zaratustry, ale dyrygent prowadzi te dzieła wartko, nie rozpływając się w nastrojach. Emocje tam są, ale odpowiednio dawkowane. Gra orkiestry – świetna, soczysta, ciepła, ale jednocześnie selektywna. Dźwięk – rewelacja! Ostatnia płyta z muzyką Straussa zarejestrowana została z Gewandhausorchester. Mamy na niej Burleskę z Jeanem-Yvesem Thibaudetem, walce z Kawalera srebrnej róży i Sekstet z Capriccia. Wykonania są bardzo dobre, ale kompozytor ociera się tu o kicz tak mocno, że nie obejdzie się bez opatrunków na uszy. Zdecydowanie nie jest to moja bajka.
Które wykonania z tego boxu najbardziej zapadły mi w pamięć? Jest ich całkiem sporo. To interpretacje utworów Berwalda, chóralne utwory Brahmsa, dzieła Griega, Hindemitha, Mahlera, Mendelssohna, Nielsena, Sibeliusa, Richarda Straussa – są wspaniałe! Słucha się ich z wielką przyjemnością, angażują i fascynują. Blomstedt nie wydziwia, podąża za oczekiwaniami kompozytorów, ale czyni to z pełnym przekonaniem, usuwa się w cień, pozwalając przemówić muzyce i ukazać jej piękno. Co do reszty boxu – to nawet jeśli wykonania dzieł Beethovena czy Brucknera nie są definitywne, to jakość realizacji ze strony orkiestry nie schodzi poniżej bardzo wysokiego poziomu. Dzięki dużemu zróżnicowaniu stylistycznemu box daje bardzo dobre pojęcie o klasie Blomstedta i o tym, w jakim repertuarze artysta czuje się najlepiej. Gorąco polecam!
Herbert Blomstedt
Complete Decca Recordings
Decca
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl