Nie jestem wielkim miłośnikiem barokowej muzyki wokalnej. Zdarza się jednak czasem, że do uczestnictwa w koncercie bardziej przyciąga charyzma wykonawcy niż wykonywany przez niego repertuar. Tak właśnie było w przypadku piątkowego koncertu w NOSPR, podczas którego wystąpił Ian Bostridge i The Orchestra of the Age of Enlightenment pod dyrekcją Stevena Delvine’a. Użycie słowa „orkiestra” to w tym przypadku spora przesada, zespół który zagrał dla katowickiej publiczności składał się bowiem z dwojga skrzypiec, altówki, wiolonczeli, dwóch obojów, fagotu, teorby i klawesynu. W programie znalazły się kompozycje instrumentalne i wokalno-instrumentalne dwóch barokowych kompozytorów angielskich, Johna Blowa (1649-1708) i Henry’ego Purcella (1659-1695). Pierwszy z artystów, starszy o dekadę, wspierał twórczość drugiego jak tylko mógł, a na ironię losu zakrawa fakt, że przeżył młodszego i bardziej uzdolnionego kolegę o kilkanaście lat.
Artyści wykonali fragmenty dzieł scenicznych: instrumentalne wyjątki z maski Venus and Adonis Blowa, The Fairy-Queen, Oedipus, Pausanias, The Prophetess i King Arthur Purcella, dwie pieśni żałobne na śmierć królowej Marii: No, Lesbia, no Blowa oraz Incassum Lesbia Purcella, a także pieśni solowe tego ostatniego (If Music be the Food of Love, Now that the Sun hath veiled his light) i kilka utworów czysto instrumentalnych. Program był ułożony w ciekawy sposób, a kolejno następujące po sobie utwory były zaprezentowane tak, że całość była zróżnicowana pod względem temp i ekspresji, chociaż już nie pod względem dynamiki. Kameralny zespół historyczny siłą rzeczy dysponuje wolumenem brzmienia, który rzadko kiedy wykracza poza mezzopiano, więc wyobrażam sobie, że jeżeli ktoś siedział dalej niż na amfiteatrze, to mógł już mieć problemy z satysfakcjonującym odbiorem. Sama muzyka stanowi raczej egzotyczne połączenie intymności i zmanierowania, co chyba najbardziej wyczuwalne było w wykonaniach Bostridge’a. Jego ekspresja jest specyficzna, w specyficzny, wyrazisty sposób akcentuje niektóre wyrazy, co jednak pasuje do charakteru samej muzyki i do barokowej retoryki. Śpiewak nie był jednak w najlepszej formie, notorycznie śpiewał też odrobinę za nisko, pod dźwiękiem. Utwory obu kompozytorów reprezentowały podobny poziom: nie sposób było na podstawie tego programu orzec, że Blow był jakoś znacząco gorszym kompozytorem od Purcella. Pomimo tych wspomnianych przeze mnie niedogodności koncert był udany, a miłym jego akcentem były też krótkie przemowy Delvine’a do publiczności. Na bis artyści wykonali raz jeszcze If Music be the Food of Love.
foto. Izabela Lechowicz/NOSPR