Zespół Il Giardino Armonico wraz z Giovannim Antoninim i Isabelle Faust zaprezentowali w NOSPR repertuar barokowy, z którego są najbardziej znani. Wybrali dziewięć (z dwunastu) koncertów Antonia Vivaldiego, wchodzących w skład zbioru L’estro Armonico op. 3 z 1711 roku. Były to kolejno, w pierwszej części wieczoru, koncerty nr 1 D-dur, nr 2 g-moll, nr 9 D-dur, nr 5 A-dur i nr 6 a-moll, w drugiej zaś nr 8 a-moll, nr 10 h-moll, nr 11 d-moll i, last but not least, nr 12 E-dur. Przyznam, że nagrania Antoniniego znam dość słabo, a to z jednego powodu – nie przepadam za nimi (mam na myśli przede wszystkim interpretacje Haydna i Beethovena). Słuchając ich często miałem poczucie mocno rozczarowującego braku zniuansowania. Antonini ma do wykonywanych utworów podejście dość rzeźnickie – zazwyczaj leci na łeb, na szyję, ostro, brutalnie, bez większych zawahań ekspresji. Faust z kolei bardzo cenię – ma dużą wrażliwość i wgląd w wykonywane dzieła. Gra na instrumencie z pracowni Antonia Stradivariego, pochodzącym z 1704 roku i nazywanym „Śpiącą królewną”. Połączenie dyrygenta i skrzypaczki wydało mi się tyleż prowokujące, co ciekawe. Mają oni już zresztą na koncie album, wydany w 2016 roku i poświęcony muzyce Pietra Locatellego. Wiadomo jednak, że na żywo jest inaczej i pewne rzeczy mogą wypaść w bardziej interesujący sposób.
Tak też właśnie stało się w Katowicach, a połączenie energii Antoniniego z wyrafinowaniem Faust dało ciekawe rezultaty. Skrzypaczka nie była zresztą cały czas na świeczniku. Kompozycje pomieszczone przez włoskiego twórcę w tym zbiorze są bowiem pomyślane w ten sposób, że w niektórych koncertach partie solowe przeznaczone są na czworo lub dwoje skrzypiec, a w niektórych partię solową ma też wiolonczela. Oczywiście wszyscy muzycy byli przygotowani na tip top, ale szczególnie wyróżnić trzeba skrzypka Stefano Barneschiego, który wcale nie był gorszy od Faust, a wprost przeciwnie – dialogowali jak równy z równym. Uwagę zwracały też wyraziste kontrasty dynamiczne. Niektóre odcinki, zwłaszcza te solowe, grane były eterycznie, koronkowo, a za chwilę słuchaczy zaskakiwał nagły wybuch emocji. Dźwięk stradivariusa Faust był dość dyskretny, przez co artystka nie wybijała się jakoś mocno ponad resztę zespołu. Nie był to rzecz jasna jędrny, mięsisty ton jaki można usłyszeć np. w grze Vengerova czy Mutter. Ale to też kwestia strun – nie wiem tego na 100%, ale obstawiam że Faust grała jednak na tych jelitowych, a nie metalowych. Antonini dyrygował ekspresyjnie, szerokimi gestami, sugestywnie i z energią. Sala NOSPR jest dość trudna przy małych składach ze względu na kubaturę (dźwięk lubi się tam wtedy nieco zgubić), ale na wczorajszym koncercie wszystko było na swoim miejscu, przynajmniej jeśli chodzi o grę zespołu. Akustycznie koncert był bowiem o tyle trudny w odbiorze, że na salę przebijały się odgłosy odbywającego się na pobliskim parkingu finału WOŚP. Publiczność dopisała, a wolnych miejsc nie było na sali prawie w ogóle. Wykonania przyjmowano z wielkim entuzjazmem, a artyści odwdzięczyli się za stojaka wykonując Pastorale in F z Concerto grosso op. 1 nr 8 Pietro Locatellego, utwór zarejestrowany przez nich na potrzeby wspomnianego już albumu z 2016 roku.
foto. Felix Broede
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl