Niewiele jest w historii muzyki dzieł równie poruszających i uderzających jak te stworzone w ostatnich latach życia przez Ferenca Liszta. Frapują pod względem harmonicznym, obfitują w pomysły tyleż śmiałe co radykalne, są niezwykle oszczędne, surowe, a często też pesymistyczne i wręcz ponure. To muzyka wanitatywna, której głównym tematem jest przemijanie i idące za utratą złudzeń zdanie sobie sprawy z bezcelowości dążeń. Liszt, gwiazdor tamtych czasów, król życia, postać wpływowa i rozpoznawalna, zdał sobie sprawę jak bardzo złudny jest blichtr i blask, na których koncentrował się w pierwszych latach życia. To trudna w odbiorze, specyficzna, wytrawna muzyka.
Pierwsze z dzieł zawartych na płycie to poemat symfoniczny Von der Wiege bis zum Grabe (Od kołyski po grób), napisany w Rzymie w latach 1881/1882. Jest to kompozycja dużo późniejsza od dwunastu poematów stworzonych przez Liszta w Weimarze (tamte powstały w latach 1848-1857), różni się też od nich tym, że składa się z trzech ogniw (wszystkie poprzednie poematy są jednoczęściowe), jest instrumentowany zupełnie odmiennie (dużo bardziej ekonomicznie), nie ma też tego heroicznego, bombastycznego wyrazu, który cechuje tyle wcześniejszych dzieł węgierskiego twórcy. Najbliżej mu do Héroïde funèbre, czyli ósmego z wcześniejszych poematów. Inspiracją do napisania Von der Wiege bis zum Grabe była alegoryczna grafika, której autorem był węgierski plastyk Mihály Zichy. Jeśli jednak chcąc wyszukać dzieło będące natchnieniem dla Liszta wpiszecie w Google nazwisko malarza i klikniecie na zakładkę „Grafika”, to oczom Waszym ukażą się nie patetyczne alegorie, ale… wyuzdane obrazki pornograficzne, które Zichy także namiętnie tworzył (enjoy!). Jeśli o sam poemat chodzi, to składa się on z trzech ogniw: Die Wiege (Kołyska), Der Kampf ums Dasein (Walka o życie) i Zum Grabe: die Wiege des zukünftigen Lebens (Do grobu: kołyska przyszłego życia). Orkiestracja jest uderzająco ascetyczna: w pierwszej części Liszt użył tylko skrzypiec, altówek, harf i fletów, także później faktura jest przejrzysta, częste są też odcinki kameralne. Być może to właśnie z powodu owej surowości nigdy nie było to popularne dzieło. Wykonywane i nagrywane jest rzadko. Znajdziemy je jednak w dyskografii Artura Toscaniniego (jakość dźwięku jest w tej rejestracji paskudna), Georga Soltiego (świetna, drapieżna interpretacja z Orchestre de Paris), Kurta Masura (emocjonalnie płaska wersja, druga część jest beznadziejna – mało dynamiczna, a poza tym nie słychać tam w ogóle grających w dynamice ff dwóch trąbek, w których partii Liszt zapisał intrepido, co dosłownie znaczy po włosku „nieustraszony”), Bernarda Haitinka (świetnie pilnuje płynności narracji, ma wartkie tempo), Arpada Joó (przyzwoita wersja, choć drugie ogniwo jest zbyt powolne) czy Martina Haselböcka (specyficzne wykonanie na instrumentach historycznych, ciekawe pod względem kolorystycznym). Wykonanie Volkova jest bardzo dobre, tempa są trafnie dobrane. Drugie ogniwo mogłoby być szybsze, ale jest ono tak dopracowane pod względem dynamiki, że i tak słucha się go z przyjemnością. Skrajne ogniwa dają dyrygentowi mniej pola do popisu ze względu na charakter faktury i wolne tempo, wypada więc stwierdzić, że orkiestra, jaką miał do dyspozycji, spisała się znakomicie, a wszystkie elementy są na swoim miejscu.
Trois Odes funèbres (Trzy ody żałobne) powstały pomiędzy 1860 a 1866 rokiem, z czego dwie po śmierci dzieci kompozytora. Pierwsza z nich, Les morts: Oraison, napisania została po zgonie zaledwie dwudziestoletniego syna twórcy, Daniela; drugą, La notte (Noc) stworzył po śmierci córki Blandyny w wieku 26 lat; trzecia zaś, Le triomphe funèbre du Tasse, zadedykowana została dyrygentowi Leopoldowi Damroschowi (jest to dzieło zupełnie niezależne od poematu symfonicznego Tasso, choć Liszt wykorzystał w nim tematy z tego utworu).
Literackim kośćcem Les morts: Oraison jest wiersz poety i księdza, Felicité de Lamennaisa, który kompozytor wpisał do partytury i który służyć ma dyrygentowi jako wskazówka w kierowaniu narracją. Chór męski wykonuje refren wiersza (Beati mortui qui in Domino moriuntur – Błogosławieni zmarli, którzy umierają w Panu), potem pojawia się fragment psalmu De profundis, a także Te Deum i Sanctus. Początek utworu jest ciekawy i nastrojowy, końcówka natomiast – rozczarowująca – oficjalna i bombastyczna. Brzmi jak rzecz napisana pod przymusem i bez natchnienia.
La notte to wariacyjne rozwinięcie jednego z ogniw z drugiej księgi cyklu fortepianowego Lata pielgrzymstwa, zatytułowanego Il penseroso (Zamyślony). Zainspirowane zostało rzeźbą nagrobną Michała Anioła o tym samym tytule, przedstawiającą księcia Urbino, Lorenza di Mediciego, znajdującą się w kościele San Lorenzo we Florencji. Na cokole znajduje się zaś egzystencjalny wiersz autorstwa rzeźbiarza, dotyczący tego, że los posągu jest lepszy niż los żywych ludzi, gdyż nie musi cierpieć, doświadczać wstydu i o niczym nie wie, o niczym nie słyszy. Kompozytor wprowadził też w środku dzieła liryczny epizod z melodią węgierską z cytatem z Eneidy Wergiliusza: Dulces moriens reminiscitur Argos („Swe słodkie Argos przypomni i skona”). Ta oda o wiele ciekawsza jest od poprzedniej, głównie ze względu na ów węgierski cytat, który jest autobiograficzny i profetyczny w kontekście śmierci kompozytora w Bayreuth.
Le triomphe funèbre du Tasse to z kolei oda zainspirowana opisem pogrzebu Torquata Tassa, napisanym przez Pierantonia Serassiego, późniejszego biografa poety. Zbierają się na nim zaciekli krytycy literata, roniący krokodyle łzy nad jego grobem. Muzycznie nie jest to zbyt ciekawy utwór – ucho wyławia co prawda znane już z poematu melodie, ale podobnie jak w pierwszej odzie, grandilokwencja zdecydowanie góruje tu nad natchnieniem. Jeśli ody są ciekawe, to ze względu na wątki autobiograficzne i romantyczny synkretyzm. Z tego względu poznać je warto i posłuchać choćby raz, ale jakoś nie dziwi mnie, że nie weszły do repertuaru. Słuchając ich z partyturą czułem się nimi znudzony i rozczarowany. Heinrich Heine napisał kiedyś o Berliozie, że miał „za mało talentu jak na swój geniusz”. Cóż, z Lisztem bywało podobnie.
Zwei Episoden aus Lenaus Faust (Dwa epizody z Fausta Lenaua) to mało znany dyptyk (w sumie to dwa poematy symfoniczne, nieprawdaż?), napisany między 1856 a 1861 rokiem. Pierwsza jego część to przepiękna, nastrojowa Der nächtliche Zug (Nocna procesja) z uroczystym chorałem, a druga – drapieżny Der Tanz in der Dorfschenke (Taniec w wiejskiej karczmie), choć bardziej znana jest pod tytułem Walc Mefisto i jako taka często wykonywana i nagrywana bywa osobno. Oba ogniwa świetnie się uzupełniają, szkoda więc, że tak rzadko wykonywane są razem. Volkov świetnie prowadzi pierwszą część dyptyku, sugestywnie buduje napięcie i wydobywa z orkiestry dokładnie to, czego muzyka w danym momencie potrzebuje. Solówka rożka angielskiego, ciche bicie dzwonów, wejścia fletów w szybszym tempie, wreszcie plastycznie zbudowana, soczysta i uroczysta kulminacja – wszystkie te elementy są tu przedstawione w doskonałych proporcjach. Także wykonanie Walca Mefisto jest bardzo satysfakcjonujące, ze świetnymi solówkami (skrzypce, flet, harfa) choć brak w nim zapamiętania i iskry szaleństwa, jakie znaleźć można choćby w koncertowym wykonaniu Stokowskiego (crescendo tam-tamu też robi u niego robotę). Volkov zdecydował się w swojej wersji na wykorzystanie bardzo rzadko granego, alternatywnego zakończenia, które następuje po kadencji harfy i które, choć zaczyna się głośno, to stopniowo wygasa i kończy się w cichej dynamice. Nie jest ono lepsze niż to bardziej popularne, ale dobrze jest wysłuchać ich choć raz i wyrobić sobie swoją opinię.
Mamy więc bardzo przyzwoite wykonania rzadko granych dzieł. Zdecydowanie warto poznać późny poemat, dyptyk według Lenaua oraz La notte. Pozostałe dwie ody to bardziej ciekawostka historyczna. Dźwięk jest w porządku, tak samo jak gra orkiestry.
Ferenc Liszt
Von der Wiege bis zum Grabe
Trois Odes funèbres
Zwei Episoden aus Lenaus Faust
BBC Scottish Symphony Orchestra
Ilan Volkov – dyrygent
Hyperion
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl