Julian Rachlin, Raphaela Gromes & Wiener KammerOrchester w Wiener Konzerthaus

Dwa koncerty (18 i 19 czerwca) założonej w 1946 roku Wiener KammerOrchester uświetnić miał początkowo udział dwóch gwiazd – prowadzącego zespół skrzypka i dyrygenta Juliana Rachlina oraz wiolonczelisty Mishy Maisky’ego. Ten ostatni jednak z powodów zdrowotnych zmuszony był zrezygnować z występu, a jego miejsce zajęła Niemka Raphaela Gromes, rocznik 1991, artystka związana kontraktem nagraniowym z firmą Sony. Program się nie zmienił.

W pierwszej części znalazły się dwa evergreeny na wiolonczelę i orkiestrę – Kol nidrei Maxa Brucha oraz I Koncert a-moll Camille’a Saint-Saënsa. Pierwsze z tych dzieł to wariacje na temat dwóch tematów żydowskich. W pierwszym (tytułowa modlitwa, oznaczająca po aramejsku „wszystkie ślubowania”, wykonywana w przeddzień święta Yom Kippur) solo wiolonczeli imituje śpiew kantora w synagodze. Druga to opracowanie środkowego fragmentu pieśni do słów Lorda Byrona O weep for those who wept on Babylon’s Stream autorstwa angielskiego kompozytora i muzykologa Isaaca Nathana. Wykonanie partii solowej przez Gromes wzbudziło mieszane uczucia. Z jednej strony mocna wibracja, z drugiej zaś – pewien niedostatek siły tonu, który sprawiał że artystka nie ciągnęła długich fraz w satysfakcjonujący sposób, a dźwięk niknął jej gdzieś pośrodku. Koncert Saint-Saënsa jest dziełem tyleż popularnym co trudnym. Instrument solowy pełni w nim rolę dramatycznego deklamatora, któremu dyskretnie akompaniuje niewielka orkiestra. Także tutaj wykonanie Gromes nie było do końca satysfakcjonujące. Do wspomnianych już powyżej mankamentów dołączył także fakt prześlizgiwania się przez artystkę przez szybkie odcinki i chowanie się w nich za orkiestrą, która nie jest tu przecież duża i nie ma dużego wolumenu brzmienia. Ale interakcje z zespołem wypadły dobrze, chociaż Gromes niepotrzebnie grała tu tak bardzo mimiką, starając się niepotrzebnie podkreślić i podbić dramatyzm muzyki, a przy tym przypodobać się publiczności. Rachlin prowadził zespół w satysfakcjonujący sposób – szybko, ostro i drapieżnie.

Drugą część wypełniła w całości Trzecia Beethovena. Od ładnych kilkudziesięciu lat nikogo już nie dziwi ani nie szokuje fakt wykonywania symfonii tego twórcy przez zespoły kameralne. Oczywiście brzmienie jest kompletnie odmienne niż wtedy, kiedy grają je „normalne” orkiestry. Balans pomiędzy sekcjami jest inny, a to samo dotyczy też temp. O wykonaniu pod batutą Rachlina można powiedzieć wiele, ale zacząć trzeba od tego, że była to doskonale zbalansowana interpretacja. Tempa dobrał dyrygent bardzo szybkie, ale Trzecia ani razu nie zamieniła się w jego wykonaniu w bezrefleksyjną rąbaninę, jak to się czasem dzieje (choćby u Norrigtona). Była w tym graniu elegancja, wdzięk i śpiewność, ale także stanowczość i bojowość. Rachlin mocno zaznaczał akcenty rytmiczne w kwintecie, co nadawało narracji wyrazistości. Smyczki grały z minimalną wibracją, a drewno i blacha miało ciepłe, miękkie brzmienie, jakże odmienne od ostrych dźwięków wydobywających się z dęciaków w nagraniach historycznych. Świetnie wypadła solówka oboju w marszu żałobnym i waltornie w Scherzo! Było w tym wykonaniu dużo napięcia i emocji, a mało romantycznej retoryki. Eroika Rachlina brzmiała świeżo i bardzo zajmująco, dodać też trzeba że była niezwykle potoczysta. Jednym słowem – świetna, dopracowana i finezyjna interpretacja!
We wtorek po raz pierwszy słyszałem Wiener KammerOrchester na żywo. Było to bardzo pozytywne doświadczenie, a orkiestra z pewnością zasługuje na to, aby dać jej kredyt zaufania i aby wybierać się na jej koncerty w przyszłości.
foto. Vasilka Balevska
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.