Koncert laureatów Konkursu Fitelberga w Filharmonii Śląskiej

Pamiętam jak relacjonowałem Konkurs Fitelberga w 2012 roku. Jako początkujący dziennikarz postanowiłem podejść do sprawy sumiennie, każdego dnia jeździłem więc do Katowic i uczestniczyłem we wszystkich przesłuchaniach na każdym etapie. Teraz nie było to dla mnie możliwe (bo książka sama się nie dokończy, a termin goni), można więc powiedzieć, że przyszedłem na gotowe, wpadłem bowiem na inaugurację, a teraz na koncert laureatów. Plus tego taki, że nie znając laureatów, mogłem posłuchać ich na świeżo, bez osadu wrażeń z ich występów w ramach zmagań konkursowych. Zostali nimi w tym roku Mikhail Mering (Izrael, trzecia lokata, dyrygował Bajką Moniuszki), Sergey Simakov (Niemcy, druga lokata i Symfonia C-dur nr 36 Linzka Mozarta) oraz Jong-Jie Yin (Chiny, pierwsze miejsce i IX Symfonia Dvořáka). Oczywiście był to koncert galowy, nie obyło się więc bez części oficjalnej – wręczenia nagród, przemów, wyczytywania partnerów konkursu, etc. Niespecjalnie przepadam za tego typu wydarzeniami, dlatego z ulgą przyjąłem fakt, że wszystko poszło gładko, w sympatycznej atmosferze i bez wielkiego zadęcia. A potem zabrzmiała muzyka.

Mikhail Mehring dyrygował uwerturą Moniuszki elegancko, ale też jednocześnie ostrożnie. Tam gdzie tempo było umiarkowane – tam to pasowało, bo muzyka była frazowana starannie i brzmiała z gracją, ale tam gdzie było ono szybsze – brakowało nieco energii. Nie wszystkie ataki orkiestry były też precyzyjne. Ruchy dyrygenta wydawały mi się momentami nienaturalnie sztywne, co nie pasowało do muzyki.

Symfonia Linzka w wykonaniu niemieckiego dyrygenta Sergey’a Simakova była elegancka, frazowana starannie i z wyczuciem. Podobał mi się sposób, w jaki dyrygent cieniował dynamikę i jak delikatnie i ze smakiem różnicował tempo. Miał płynne, pełne gracji ruchy, umiejętnie podkreślał też zawarty w tej muzyce humor. Uśmiechał się do orkiestry i generalnie wydawał się dużo bardziej wyluzowany niż Mehring.

W końcu przyszła pora na Dziewiątą Dvořáka i Yina. Co mi się podobało w jego dyrygowaniu? Dobry kontakt z orkiestrą – widać było interakcje pomiędzy nimi, wymianę spojrzeń i uśmiechów; ekonomia i adekwatność ruchów (kierował orkiestrą bez batuty). Była w tym muzykowaniu dobra energia. Jeśli czegoś nie było – to takiego ostatecznego szlifu. Zdarzały się tu miejsca, zwłaszcza w pierwszej części, w których instrumenty wypełniające harmonię wyskakiwały na pierwszy plan, a w finale ginęły gdzieś nawet bardzo oczywiste detale w partii blachy. Tempa w pierwszym ogniwie były dziwnie dobrane. Trzeci temat (o którym pisałem już w kontekście wykonania Shemeta) był zagrany stanowczo zbyt wolno, przez co fragment ten brzmiał pretensjonalnie i cukierkowato. Domyślam się, że dyrygenci są obecnie pod presją zaprezentowania swojej własnej, wyjątkowej wizji danego dzieła, no ale bez przesady. Całe szczęście później było już znacznie lepiej. Largo było piękne, w Scherzo Yin trzymał wyrazistą, żywą pulsację i umiejętnie podkreślił humor tej muzyki. Także finał był generalnie bardzo dobry.

Jest oczywiście za wcześnie aby wyrokować jak potoczą się kariery zwycięzców konkursu. Dla mnie osobiście zbiorowym zwycięzcą jest Orkiestra Filharmonii Śląskiej, która po tygodniu wytężonego grania nadal brzmiała świetnie, pokazując wielką klasę. Chapeau bas!

foto. Wojciech Mateusiak Fotografia/Filharmonia Śląska

 

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.