Roman Statkowski przyszedł na świat w roku 1859, należał więc do tego samego pokolenia kompozytorów co Edward Elgar, Giacomo Puccini, Gustav Mahler, Richard Strauss czy Leoš Janáček. Nie jest to niestety twórca popularny i rozpoznawalny, jednak dzięki pojawiającym się na rynku nagraniom sytuacja pomału ulega zmianie. Statkowski kształcił się w warszawskim Instytucie Muzycznym u Władysława Żeleńskiego, następnie zaś w Petersburgu u Nikołaja Sołowiowa, Antona Rubinsteina i Nikołaja Rimskiego-Korsakowa. Przygotowanie do zawodu kompozytora miał więc znakomite, a ponieważ wena mu dopisywała, to pozostawił po sobie bogaty dorobek. Artysta ten był autorem m.in. sześciu kwartetów smyczkowych. Dwa z nich nagrał niedawno Kwartet Camerata. Są to premiery fonograficzne tych kompozycji. A więc gratka? A więc gratka!
I Kwartet smyczkowy opublikowano w 1893 roku w Berlinie. Dzieło jest zbudowane konwencjonalnie, składa się z czterech ogniw – Allegro commodo, Scherzo: Vivacissimo, Andantino i Allegro molto e con brio. Pierwsze zetknięcie z tym dziełem pozostawia pozytywne wrażenia. Słychać, że Statkowski miał dużą inwencję melodyczną, jego muzyka płynie swobodnie, jest wyrazista, a kompozytor baczy też, aby narracji za bardzo nie rozwlekać – całość trwa ok. 20 minut. Jeśli miałbym szukać jakichś analogii to temu lirycznemu, pogodnemu, a nawet idyllicznemu dziełu dość blisko jest do nastroju kompozycji kameralnych Dvořáka. Część pierwszą rozpoczyna brzmiący ludowo charakterystyczny dźwięk pustych kwint w partii wiolonczeli. W pamięć zapada ostatnie ogniwo z charakterystycznym zwrotem melodycznym, uwagę zwraca tu też sprawne obchodzenie się kompozytora z polifonią.
V Kwartet smyczkowy e-moll to już kompozycja późniejsza (opublikowana w 1929 roku), znaczenie bardziej rozbudowana i zaawansowana jeśli chodzi o harmonikę i poziom komplikacji formy. Jednak dłuższy czas trwania utworu nie do końca przekłada się na potoczystość narracji. Piąty jest przegadany. Dłuży się i rozwleka, nie angażuje też słuchacza tak bardzo jak Pierwszy. Statkowski był mniej więcej na tym samym poziomie nowatorstwa co Elgar. Był eklektykiem, któremu daleko było do takich twórców jak Janáček czy Szymanowskim. Nie znajdziemy tu praktycznie żadnych eksperymentów z brzmieniem – żadnych glissand, col legno, sul tasto czy sul ponticello. Szczytem ekstrawagancji jest pizzicato.
Oczywiście nie ma w tym nic złego, wszak nie każdy kompozytor musi być rewolucjonistą i nowatorem. Trza jednak jasno określić, z jakiego rodzaju muzyką będziemy mieć do czynienia. Kwartet Camerata gra dzieła Statkowskiego na bardzo przyzwoitym poziomie. Nie są to utwory wirtuozowskie, w których muzycy mogliby się pokazać. Pokazali więc solidny kunszt, bo na to pozwolił im kompozytor. Dobre i to!
Roman Statkowski
I Kwartet smyczkowy F-dur op. 10
V Kwartet smyczkowy e-moll op. 40
Kwartet Camerata
Włodzimierz Promiński – skrzypce
Andrzej Kordykiewicz – skrzypce
Piotr Reichert – altówka
Rafał Kwiatkowski – wiolonczela
DUX
Zrealizowano w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego