Choć oficjalnie Leopold Stokowski pamiętany jest jako dyrygent amerykański pochodzenia brytyjskiego, to on sam uważał się (nieco na wyrost) za Polaka i wielokrotnie podkreślał swoje polskie korzenie. Pomimo tego języka polskiego nigdy nie poznał, a ojczyznę odwiedzał bardzo sporadycznie. Jego pierwszy koncert na ziemiach polskich odbył się dopiero w maju 1959 roku w Warszawie. Artysta wykonał wtedy Rapsodię hiszpańską Maurice’a Ravela, I Symfonię Witolda Lutosławskiego (znaną wtedy po prostu jako Symfonia) i Stabat Mater Karola Szymanowskiego (Stokowski poprowadził to dzieło tylko dwukrotnie, za drugim razem w 1966 roku w Nowym Jorku, podczas Polish Commemoration Concert, podczas którego pokierował American Symphony Orchestra). Stokowski ponownie odwiedził Polskę rok później, wykonując tym razem dwa programy. 8 i 13 maja z Orkiestrą Filharmonii Śląskiej wykonał w Hali Ludowej w Zabrzu Toccatę Bolesława Szabelskiego (zachowało się wcześniejsze o dwa lata nagranie live tego utworu pod dyrekcją Stokowskiego z Chicago Symphony Orchestra), III Symfonię Johannesa Brahmsa i VII Symfonię Ludwiga van Beethovena. Podczas drugiej pary koncertów, 20 i 21 maja z Orkiestrą Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy w Toruniu wykonał (jedyny raz w karierze!) uwerturę Bajka Stanisława Moniuszki, Kaprys włoski Piotra Czajkowskiego oraz, ponownie, Siódmą Beethovena. Miałem przyjemność pisać o muzyce polskiej w repertuarze tego artysty (link TUTAJ), dlatego z entuzjazmem przyjąłem pojawienie się na rynku albumu zatytułowanego Leopold Stokowski in Poland, wydanego przez Polskie Radio. W wydawnictwie tym zebrano utwory kompozytorów polskich, wykonane przez Stokowskiego podczas jego koncertów w Polsce (oprócz Toccaty Szabelskiego). Mamy więc Bajkę Moniuszki, mamy Symfonię Lutosławskiego, mamy też, last but not least, Stabat Szymanowskiego.
Album otwiera zarejestrowana w Bydgoszczy Bajka. Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Pomorskiej pierwszoligowym zespołem nie jest, trudno więc spodziewać się prawdziwie rewelacyjnej jakości gry. Ale nawet mając na to baczenie interpretacja Stokowskiego jest zajmująca. Bogata pod względem wydobytych z muzyki emocji, dopracowana pod względem artykulacji, cieniowania dynamicznego i zróżnicowania temp. Dźwięk sekcji smyczków jest ciepły, głęboki i bardzo ekspresyjny. Wykonanie jest tak ciekawe i zajmujące, że miejsca, w których intonacja nie jest idealna, a wejścia są nierówne, zupełnie tracą na znaczeniu.
O interpretacji Pierwszej Lutosławskiego już pisałem (link i szczegóły TUTAJ), dodam więc tylko że jest to wykonanie porywające dynamizmem, ze świetnie wyeksponowaną motoryczną rytmiką, ostre i wyraziste. Podobno nie przypadło do gustu autorowi, który sam wykonywał to dzieło w zdecydowanie bardziej drętwy i ostrożny sposób. Mnie wizja Stokowskiego przekonuje, wciąga i fascynuje. Powiem więcej – uważam że pod względem interpretacyjnym to jedyna tak wyrazista i intrygująca wersja. Pozostali dyrygenci – Wit, Lintu czy Salonen, starali się wiernopoddańczo podążać za interpretacją samego Lutosa. Pozbawiony takiego wzorca Stokowski zinterpretował to dzieło w sposób bardzo odmienny i bardzo swoisty. Brawa za charyzmę, brawa za dynamizm (czasem stojący na pograniczu brawury), wreszcie brawa dla orkiestry za świetne wykonanie.
Mamy wreszcie Stabat Mater, wykonane tym razem (co zdarza się dość rzadko!) po łacinie. Tytuły poszczególnych ogniw brzmią więc tym razem Stabat Mater dolorosa (Stała Matka bolejąca), Quis est homo qui non fleret (I któż, widząc tak cierpiącą), Eia Mater, fons amoris (O Matko, źródło wszechmiłości), Fac me tecum pie flere (Spraw, niech płaczę z Tobą razem), Virgo virginum praelcare (Panno słodka, racz mozołem) oraz Christe, cum sit hinc exire (Chrystus niech mi będzie grodem). To wykonanie mało romantyczne, mało liryczne, prowadzone w wyrazisty, zdecydowany i ostry sposób. Bardzo pasuje to do odcinków bardziej brutalnych, takich jak część druga czy piąta. Jednak fragmenty delikatniejsze i bardziej wyciszone także zaprezentowane zostały z wyczuciem. Niestety, kulminacje nie wypadają korzystnie ze względu na niską jakość dźwięku – są mocno przesterowane. Jeśli chodzi o solistów to Hiolski śpiewa nadto ekspresyjnie, operowo, wyolbrzymiając znaczenie słów. Głosy Bolechowskiej i Szczepańskiej są bardzo rozwibrowane. Chór śpiewa bardzo starannie, co docenić można w całym dziele, a szczególnie w części czwartej, w której ma okazję popisać się umiejętnym cieniowaniem dynamiki. Jest to bardzo świeża, pełna życia i surowej energii interpretacja, która może się podobać, jeśli ktoś lubi tę muzykę.
W książeczce znaleźć można ciekawe i niepublikowane wcześniej zdjęcia z wizyt Stokowskiego w Polsce, fragmenty recenzji z jego występów i zwyczajowy biogram. Na stronę graficzną i edytorską (bohomaz na okładce, podatne na zniszczenie tekturowe pudełko, wypadający booklet, który nie jest do niczego przymocowany) spuśćmy, jak zawsze przy albumach z tej serii, zasłonę milczenia. Pod względem muzycznym (a to nas wszak bardziej interesować powinno) jest to bez wątpienia bezcenne uzupełnienie oficjalnej dyskografii jednego z najznakomitszych dyrygentów ubiegłego stulecia.
Leopold Stokowski in Poland
Stanisław Moniuszko
Uwertura koncertowa Bajka*
Witold Lutosławski
I Symfonia
Karol Szymanowski
Stabat Mater
Alina Bolechowska – sopran
Krystyna Szczepańska – alt
Andrzej Hiolski – baryton
Leopold Stokowski – dyrygent
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Pomorskiej*
Orkiestra i Chór Filharmonii Narodowej
Polskie Radio