Komplet nagrań, które Leopold Stokowski zarejestrował w latach 60. i 70. dla wytwórni Decca w technologii Phase 4 przeszedł już, całkiem słusznie, do historii fonografii. Jakość dźwięku tych rejestracji nawet dziś zapiera dech w piersiach, a że dyrygent lubował się w wyciąganiu z wykonywanych utworów różnych kolorystycznych smaczków – dobrze odnalazł się w możliwościach, jakie oferowała ta technologia. Zebrane tu nagrania ukazywały się już osobno, ale po raz pierwszy zostały zebrane i wydane w jednym boxie.
Słuchając tych rejestracji obowiązkowo trzeba pamiętać o tym, że dla Stokowskiego słowo „interpretacja” znaczyła coś bardzo innego niż dla dyrygentów działających w drugiej połowie XX wieku i dla tych pracujących obecnie. Teraz odchodzenie od zapisu partytury jest raczej wyjątkiem niż regułą, dla kapelmistrzów działających wcześniej było jednak inaczej. Stąd obecne w wykonaniach Stokowskiego drastyczne nieraz zmiany – retusze w instrumentacji, skróty, a także autorskie podejście do kwestii temp, dynamiki i frazowania. Również dźwięk, który dyrygent wydobywał z kierowanych przez siebie orkiestr był szalenie specyficzny – bogaty, ciepły, nasycony, zniewalająco zmysłowy… Technika Phase 4 tylko pomagała wzmocnić te cechy. Dla mnie osobiście te interpretacje są fascynujące i bardzo żywe, ale puryści mogą poczuć się podejściem dyrygenta rozczarowani.
Nagrań Stokowskiego dla Dekki mogło być jeszcze więcej, jednak w pewnym momencie 91. letni dyrygent doszedł do wniosku, że wiązanie się z jedną tylko wytwórnią jest dla niego zbyt ograniczające. W odpowiedzi na to producent nagrań, Tony D’Amato, zerwał z nim kontrakt, stwierdzając, że skoro Maestro nie chce nagrywać dla niego na wyłączność – nie będzie nagrywał w ogóle. Szkoda, że panowie nie potrafili się dogadać, bo obaj mieli ciekawe pomysły. D’Amato chciał namówić Stokowskiego na nagranie symfonii Mahlera, a dyrygentowi marzyła się Rapsodia na temat Paganiniego Rachmaninowa z udziałem Horowitza.
Pisałem już nieraz o niektórych z tych nagrań – o Morzu Debussy’ego (link TUTAJ), o Symfonii fantastycznej Berlioza (TUTAJ), o Szeherezadzie Rimskiego-Korsakowa (TUTAJ) i o Piątej Beethovena (TUTAJ). Nie będę do nich wracał w tym tekście.
Pierwszy krążek, noszący tytuł Inspiration, jest dość nietypowy, zawiera bowiem tylko i wyłącznie kompozycje chóralne, nagranie z Norman Luboff Choir i The New Symphony Orchestra of London. Wybór nie jest zbyt ciekawy – mamy tu aranżacje dzieł m.in. Humperdincka, Bacha, Czajkowskiego, Glucka czy Wagnera. Ten typ repertuaru nawiązuje do początków kariery Stokowskiego. Mało kto o tym teraz pamięta, ale Maestro był z wykształcenia organistą, a popularność zdobył najpierw jako dyrygent chóralny w Londynie i Nowym Jorku. Najciekawiej z tego zestawienia prezentuje się Wokaliza Rachmaninowa, piękna jak zawsze.
Jednym z najulubieńszych kompozytorów Stokowskiego był Czajkowski, nic dziwnego więc, że znajdziemy tu kilka jego kompozycji – V Symfonię, uwertury Romeo i Julia, Rok 1812, fragmenty baletów Śpiąca królewna i Jezioro łabędzie, a także mniej znaną jego kompozycję – Marsza słowiańskiego. Piąta była jednym z najchętniej nagrywanych przez dyrygenta utworów, a ta interpretacja może uchodzić za najbardziej udaną. Fascynuje wnikliwością i doskonałym wczuciem się w to dzieło, umiejętnością wydobycia ukrytych w nim ogromnych emocji, porywa energią. Stokowski nie byłby Stokowskim, gdyby i tu trochę nie pokombinował. W przypadku tego utworu zrezygnował z bardzo charakterystycznej pauzy pod koniec czwartej części. Zmienił również zakończenie Romea i Julii – zamiast znanego z oryginału tutti mamy tu zakończenie, które powoli rozpływa się w ciszy i które jest nawet lepsze od oryginalnego. O fragmentach baletów nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa – są wykonane w ciekawy i interesujący sposób. Piorunujący jest Marsz słowiański – Stokowski interpretuje go ze zniewalającą charyzmą i pazurem. Orkiestra gra ostro, pewnie i buńczucznie. Z dzieł Czajkowskiego rozczarowuje jedynie uwertura Rok 1812 – zagrana powoli, ospale i bez energii. Stokowski dodał chór w zakończeniu, a po ostatnim dźwięku orkiestry słychać wybrzmiewające powoli dzwony, ale to za mało, żeby zatrzymać dłużej uwagę na tej interpretacji.
Inni kompozytorzy rosyjscy również są reprezentowani licznie. Mamy tu Poemat ekstazy Skriabina z Czech Philharmonic Orchestra. Emocjonalność tego utworu odpowiadała Stokowskiemu, ale wydaje mi się, że nagranie live wydane przez BBC Legends razem z Symfonią fantastyczną jest jeszcze lepsze. Dźwięk czeskiej orkiestry jest tutaj w kulminacjach nieco przesterowany. Rimski-Korsakow jest, oprócz Szeherezady, reprezentowany przez Kaprys hiszpański. Nie sądzę, żeby istniało lepsze nagranie tego utworu niż właśnie to. 91. letni Stokowski prowadzi New Philharmonia Orchestra w wykonaniu, które jest oszałamiająco barwne, a także doskonale wyczute pod względem dramaturgii. Przepiękna interpretacja! Równie efektowne i dramatyczne są Tańce połowieckie Aleksandra Borodina. Ognista i pazurzasta interpretacja Stokowskiego na długo zapada w pamięć. Modest Musorgski miał mniej szczęścia – zaaranżowane przez dyrygenta fragmenty (czy też jak chciał LS – „syntezy symfoniczne”) z Borysa Godunowa są zagrane przez L’Orchestre de la Suisse Romande w powolny, ostrożny i nazbyt delikatny sposób. Obrazki z wystawy i Noc na Łysej Górze pojawiają się tutaj w orkiestracji Stokowskiego. Dyrygent chciał nadać pierwszemu z nich bardziej słowiańskiego charakteru niż wersja Ravela, co mu się też w pełni udało. Pominął dwie części wchodzące w skład oryginału fortepianowego (Tuileres i Rynek w Limoges), na które najwyraźniej nie miał pomysłu. To co robi z resztą przechodzi ludzkie pojęcie. Jego Obrazki są orkiestrowane w jaskrawy, krzykliwy sposób, co pewnie nie każdemu przypadnie do gustu, ale jest w tym wykonaniu tyle porywającej charyzmy i przekonania, że nie sposób się im oprzeć. To samo tyczy się Nocy na Łysej Górze. Opracowując swoją wersję dyrygent oparł się na oryginalnych szkicach Musorgskiego, a zignorował ulizaną i wygładzoną wersję Rimskiego-Korsakowa. Jego Noc to popis orkiestrowej makabreski i wirtuozerii najwyższej próby. Oba te utwory są może w tej wersji przeładowane, ale nie można się przy nich nudzić!
Igor Strawiński jest reprezentowany przez uroczą Pastorałkę, a także przez suitę z baletu Ognisty ptak, kolejny z popisowych numerów Stokowskiego. Romantyczna, pełna patosu i emfazy interpretacja tego dyrygenta jest skrajnie odmienna od interpretacji kompozytora, ale o ile bardziej bogata w wydobywaniu z orkiestry rozmaitych odcieni i efektów specjalnych. Glissanda smyczków w pierwszej części są przepiękne i zmysłowe, Piekielny taniec króla Kościeja rzuca na kolana przepotężną kulminacją i ostrymi, wyraziście artykułowanymi rytmami, a zakończenie jest majestatyczne, choć niestety przesterowane.
Mamy tu też Koncert skrzypcowy Aleksandra Głazunowa z grającą ciepłym i miękkim dźwiękiem Silvią Marcovici. To jedyne nagranie tego utworu zrealizowane przez Stokowskiego, co wymogły zresztą okoliczności. W 1972 roku, w wieku 90. lat Stokowski obchodził 60. lecie pracy dyrygenckiej i z tej okazji powtórzył dokładnie program swojego pierwszego koncertu. Utwór Głazunowa nie jest może najlepszym istniejącym utworem tego gatunku, ale dobrze, że jest okazja usłyszeć właśnie to mniej znane dzieło zamiast kolejnego nagrania koncertu Beethovena czy Brahmsa.
Jeśli o tych kompozytorów chodzi – również ich dzieła znalazły się w niniejszym boxie. Z tego samego koncertu co Koncert Głazunowa pochodzi interpretacja I Symfonii Brahmsa – ostra, agresywna, utrzymana w szybkich tempach, pełna mocy i energii. VII Symfonia Beethovena mocno rozczarowuje – tempa są bardzo powolne, a ciepłe, jedwabiste brzmienie zupełnie nie pasuje do tego utworu. Stokowski wygładza również wszelkie akcenty rytmiczne i dynamiczne, co tylko pogarsza sprawę. Uwertura Egmont jest przyciężka, ale pełna mocy. IX jest fascynująca – szybka, drapieżna, pełna energii i ekscentrycznych pomysłów. A to Stokowski dodaje waltornie w Scherzo, a to likwiduje wszystkie pauzy na początku czwartej części, a to, zamiast dodać – ujmuje perkusję z zakończenia. Soliści – Heather Harper, Helen Watts, Alexander Young i Donald McIntyre – są świetni, a jakość dźwięku rzuca na kolana. Ciekawi również VIII Symfonia Niedokończona Schuberta. Stokowski fenomenalnie buduje mroczny i tajemniczy klimat tego dzieła, a kiedy trza – eksponuje piękne, śpiewne melodie. Nadspodziewanie powolna i mroczna jest również Symfonia d-moll Césara Francka. Nie wiem, czy słyszałem to dzieło zagrane wolniej, w sposób tak skoncentrowany, romantyczny i pełen piękna. Hilversum Radio Philharmonic Orchestra nie jest pierwszoligowym zespołem, ale grają dla Stokowskiego tak, jakby od tego zależało ich życie. Rewelacyjna jest solówka rożka angielskiego w drugiej części, a sposób w jaki wykonawcy budują kulminację w ostatniej części (temat smyczków na tle długo trzymanych dźwięków waltorni i arpeggiów harf) zapiera dech w piersiach.
Mamy tu też arcyciekawe interpretacje muzyki francuskiej. Wykonanie Preludium do Popołudnia fauna Claude’a Debussy’ego brzmi pod palcami Stokowskiego romantycznie, momentami wręcz lubieżnie. To samo tyczy się orgiastycznych kulminacji z Dafnisa i Chloe Ravela. Sposób w jaki dyrygent rozpoczyna Świt to temat na osobny artykuł. To jest tak barwne, pełne życia i wyobraźni, że bledną tym tym nagraniu wszystkie inne rejestracje tego utworu, wliczając w to interpretacje takich mistrzów kolorystyki jak Charlesa Dutoita. Jako ciekawostkę mamy tu też pstrokatą i rzadko wykonywaną Fanfarę z baletu L’Eventail de Jeanne. Stokowski nie miał chyba ani zrozumienia ani zbytniej sympatii dla L’Ascension Oliviera Messiaena. Wykonuje ten cykl pospiesznie i powierzchownie, a bizantyński przepych brzmienia jakoś gryzie się ze stylistyką tego dzieła.
Mamy tu też dużo orkiestracji, z których Stokowski był w swoim czasie bardzo znany, a które obecnie wracają do łask i, co za tym idzie, do repertuaru innych dyrygentów. Można się spierać, czy jego aranżacje utworów Bacha były trafione. Są specyficzne. To Bach przefiltrowany przez ciemne i nasycone brzmienie romantycznej orkiestry, ale zanim skrytykuje się Stokowskiego za pisanie tych aranżacji – trzeba zdać sobie sprawę, że na początku XX wieku muzyka lipskiego kantora była dużo mniej popularna niż dziś. Nie było zespołów zorientowanych historycznie, a uniwersalnym medium była właśnie wielka romantyczna orkiestra symfoniczna. Można więc powiedzieć, że Stokowskim zrobił Bachowi dość specyficzną przysługę. Mnie osobiście te aranżacje raczej nie porywają – są ciężkawe i nazbyt sentymentalne. Wyjątek robię w zasadzie dla brawurowej Toccaty i fugi d-moll, tutaj zagranej przez Czech Philharmonic dość powoli, z mocą i niezwykłym dostojeństwem. Przejmująca i zaskakująco mroczna jest też Passacaglia i fuga c-moll.
Również transkrypcje utworów pozostałych kompozytorów mogą budzić mieszane uczucia. Moment muzyczny f-moll Schuberta jest niezwykle urokliwy, a Trumpet Voluntary Jeremiaha Clarke’a słucha się z przyjemnością dzięki pięknej solowej partii trąbki, ale to trzy inne aranżacje przykuwają uwagę. Preludium cis-moll Rachmaninowa brzmi jak fragment soundtracku do horroru, a Mazurek a-moll op. 17 nr 4 Chopina (popularnie zwany Żydkiem) jest zmieniony niemal nie do poznania. Brzmi tak, jakby napisał go Debussy. Puryści pewnie nie będą nim zachwyceni, ale mnie egzotyzm aranżacji Stokowskiego kompletnie oczarował. Jeśli już przy Debussy’m – najlepszą chyba aranżacją Stokowskiego jest Zatopiona katedra tego kompozytora. Wyczucie nastroju tej kompozycji, sposób użycia orkiestry, budowanie klimatu niesamowitości i tajemniczości są tu zniewalająco sugestywne i absolutnie fascynujące.
Myślę jednak że najwięcej kontrowersji wzbudzą wykonania Czterech pór roku Vivaldiego (w roli solisty Hugh Bean) i Mesjasza Händela. Ignorowanie elementów ilustracyjnych w dziele Vivaldiego, powolne tempa i ogólna romantyczność tych wykonań czyni z nich dania wyjątkowo ciężkostrawne!
Mieszane uczucia budzi sześć fragmentów z oper Wagnera. Mamy tutaj bardzo przyzwoite Preludium do Śpiewaków norymberskich i pięć fragmentów z Pierścienia Nibelungów w opracowaniu Stokowskiego: oklepaną na dziesiątki tysięcy razy Jazdę walkirii, przepiękny Szmer lasu, bombastyczne Wejście bogów do Walhalli, energetyczną Podróż Zygfryda po Renie i dziwnie agresywnego Marsza żałobnego.
Box zawiera też, last but not least, jedyne nagranie utworu Edwarda Elgara przez Stokowskiego – Wariacje Enigma. Jeśli ktoś uważa muzykę tego kompozytora za stonowaną i mdłą – powinien posłuchać tej interpretacji. Buńczuczna i zawadiacka energia, kapitalne wyczucie kolorystyki sprawiają że jest to wykonanie nie tylko niezwykle indywidualne, ale też porywające i angażujące.
Ostatnią płytę zajmują wywiady z muzykami, którzy znali Stokowskiego i pracowali pod jego dyrekcją. Ciekawa sprawa!
Nie jestem obiektywny w ocenie tych interpretacji. Wychowałem się na nich i wiele z nich nadal uważam za absolutnie wzorcowe (Dafnisa, Marsza słowiańskiego, Noc na Łysej Górze, Symfonię Francka, Piątą Czajkowskiego, Szeherezadę, Ognistego ptaka, Preludium do Popołudnia fauna). Nie sądzę, żeby po Stokowskim udało się komukolwiek wiele dodać do tych utworów. To fascynujące i bardzo indywidualne kreacje, niepodobne do żadnych innych.
Jedyny zarzut jak mógłbym postawić wydawnictwu do niezbyt racjonalne rozdysponowanie miejscem na krążkach. Jest tu kilka płyt, gdzie muzyka zajmuje tylko 30 – 40 minut. Podejrzewam, że cały materiał zawarty w boxie dałoby się spokojnie zmieścić na 17-18 płytach, gdyby utwory zostały inaczej rozdysponowane.
Czy muszę mówić, że polecam z całego serca?
Leopold Stokowski
Complete Decca Recordings