Festiwal Górecki-Penderecki dobiegł końca. Tak się zresztą złożyło, że daty otwarcia i zamknięcia imprezy zbiegły się w czasie z 85. rocznicą urodzin obu kompozytorów. 23 listopada urodziny obchodził bowiem autor Anaklasis, a 6 grudnia – twórca Symfonii pieśni żałosnych. Ostatni koncert Festiwalu obejmował dwa awangardowe dzieła pierwszego z kompozytorów oraz kompozycję drugiego, która określić chyba można mianem przejściowej.
Najpierw zabrzmiały ukończone w 1960 Wymiary czasu i ciszy, dzieło przeznaczone na 40-głosowy chór mieszany, perkusję i smyczki, a zaraz po nim późniejsza o dziesięć lat Kosmogonia na sopran, baryton, chór mieszany i orkiestrę. To „wczesny Pender”, więc dużo tam intrygujących i nadal brzmiących świeżo efektów sonorystycznych, ale też i ukrytej symboliki. Punktem zwrotnym drugiego z tych dzieł jest więc kulminacja na akordzie Es-dur z mocno wyeksponowanym dźwiękiem G, który w solmizacji określany jest sylabą sol, co znaczy po łacinie „słońce”. Kiedy Penderecki pisał te dzieła – był w czołówce awangardy. Jak słucha się ich po upływie tylu lat? Znakomicie! Okrzepły, stały się już klasyką współczesności. Nie szokują, a słuchało się ich tym lepiej, że Liebreich starał się, co było dość zaskakujące, podkreślić raczej liryczną i poetycką stronę obu kompozycji. W partiach solowych w Kosmogonii wystąpili znakomici śpiewacy – Joanna Freszel (sopran), JingXing Tan (tenor) i Rafał Pawnuk (bas).
II Symfonia Kopernikowska Henryka Mikołaja Góreckiego to dzieło skrajnie emocjonalne, o czym świadczą już choćby oznaczenia wykonawcze w partyturze. Mamy tam con massina passione, con massima espressione czy con grande tensione. Tego maksymalizmu w interpretacji Liebreicha nie było. Z zadania swego wywiązał się poprawnie. Muzyka Góreckiego brzmiała więc interesująco jako muzyka Góreckiego, ale nie dało się zauważyć osobistego wkładu dyrygenta w to dzieło. Pełno jest w nim długo trzymanych, masywnych brzmień. Niestety, ataki orkiestry często nie były precyzyjne, co dodatkowo osłabiało wrażenie. Również uderzeniom bębnów w początkowym odcinku brakowało nieco stanowczości. Znakomicie – ostro i wyraziście – brzmiały za to puzony pod koniec pierwszej części (czyżby było to ilustracyjne przedstawienie ataków kleru na Kopernika?), a także perkusja – kotły i tam-tamy. Pięknie spisały się połączone chóry – Camerata Silesia i Chór Polskiego Radia. Soliści śpiewacy – Marita Sølberg i Michael Nagy – mieli momentami problemy, aby przebić się przez orkiestrę. Muzyka Góreckiego jest jednak na tyle dobrze napisana i na tyle ciekawa, że sama w sobie również robiła wielkie wrażenie i została z entuzjazmem przyjęta przez publiczność.
foto. Bartek Barczyk/NOSPR