Łukasz Borowicz nie ustaje w nagrywaniu i promowaniu zapomnianych dzieł kompozytorów polskich. Nie tak dawno temu pisałem o jego nowym albumie z muzyką Stefana Poradowskiego (link TUTAJ) i o mającym już kilka lat boxie z muzyką Andrzeja Panufnika (link TUTAJ), a tymczasem na rynek trafiła właśnie nowa płyta, zawierająca światowe premiery fonograficzne dwóch ważnych i ciekawych dzieł Feliksa Nowowiejskiego. Jest to Koncert fortepianowy op. 60 Słowiański oraz Koncert wiolonczelowy op. 55. Są to późne utwory tego kompozytora, późniejsze nawet niż opisywane już kiedyś przeze mnie znakomite symfonie (także zarejestrowane pod batutą Borowicza) – Druga i Trzecia (link do tamtej recenzji TUTAJ).
Koncert fortepianowy powstał w 1941 roku podczas pobytu Nowowiejskiego w Krakowie, dokąd artysta przeniósł się z Poznania i gdzie przebywał, starając się nie afiszować ze swoją obecnością. Był w końcu autorem Roty, okupanci nie mieli więc powodu do tego, aby go lubić. Zdrowie kompozytora już wówczas poważnie szwankowało, a przebyty w grudniu tego samego roku wylew definitywnie zakończył jego aktywność kompozytorską. Ze względu na okoliczności było to dzieło pisane bez perspektyw na wykonanie, do szuflady. Nieoficjalny podtytuł Słowiański (nie ma pewności, że pochodzi od kompozytora) wskazuje na charakter muzyki. Wiele tu typowo słowiańskiej rozlewności i śpiewnych melodii. Uwagę zwraca barwna, migotliwa orkiestracja, w której dużo jest brzmień instrumentów perkusyjnych. Wielka ich obfitość pojawia się w brawurowej, pełnej przepychu części pierwszej – Allegro con fuoco. Ogniwo drugie nosi tytuł Magia starego Krakowa, co zdradza, jakimi uczuciami darzył kompozytor miasto, w którym przebywał. Jest to część nastrojowa, orkiestrowana oszczędnie. Fortepian snuje tu swoją melodię ponad dość oszczędnym akompaniamentem smyczków. W żywym finale odzywają się echa poloneza. Pięknie brzmią także towarzyszące fortepianowi wtrącenia czelesty i harfy rozbrzmiewające na tle długo trzymanych flażoletów smyczków. Są tu też fragmenty utrzymane w powolnym tempie, w których role się odwracają i to fortepian akompaniuje śpiewnym melodiom dętych drewnianych. Partia solowa jest efektowna i błyskotliwa, przywodzi na myśl blask i przepych partytur kompozytorów późnoromantycznych, na czele z Rachmaninowem. Ale język muzyczny Nowowiejskiego jest odmienny, indywidualny i niebanalny. Choć zdradza fascynację twórcy wielką romantyczną pianistyką, to jest ona przefiltrowana przez jego styl i jego wrażliwość. Jacek Kortus poradził sobie z partią fortepianową brawurowo, wykonał ją muzykalnie i ze smakiem.
Równie atrakcyjną kompozycją jest wcześniejszy o kilka lat Koncert wiolonczelowy, ukończony w 1938 roku i zadedykowany Dezyderiuszowi Danczowskiemu (ojcu Kai Danczowskiej). Bartosz Koziak, solista, który wykonuje to dzieło, zarejestrował je na instrumencie należącym kiedyś do tego właśnie artysty. Koncert ten, jeden z bardzo niewielu międzywojennych polskich koncertów wiolonczelowych (oprócz Nowowiejskiego dzieło tego gatunku napisał Jan Maklakiewicz i… to by było na tyle), składa się z trzech ogniw – Allegro con brio, Aria – Andante tranquillo oraz Allegro moderato w formie passacaglii. Podobnie jak w Koncercie fortepianowym oraz w II i III Symfonii, także tutaj zwraca uwagę wielka witalność, barwność, lekkość i przejrzystość tej muzyki. Są tam miejsca prawdziwie zjawiskowe, jak choćby delikatny, wręcz szklisty początek Arii. Orkiestra użyta przez Nowowiejskiego jest rozbudowana, jednak jej brzmienie nigdy nie przytłacza solisty, a kompozytor używa jej oszczędnie i ze smakiem. Rola zespołu nie ogranicza się do akompaniowania popisom wiolonczeli, ma ona tutaj wiele do wyrażenia, można więc w zasadzie powiedzieć, że jest to trzyczęściowa symfonia koncertująca. Owa wspomniana przed chwilą jasność brzmienia dotyczy też partii solowej. Kompozytor nie waha się eksponować wysokiego rejestru wiolonczeli, co daje momentami efekty intrygująco barwne i niezwykle czarowne. Wiele ich znajdziemy zwłaszcza we wspomnianym już drugim ogniwie. Finał istnieje w dwóch wersjach – krótszej, bardziej efektownej, kończącej się w szybkim tempie i dłuższej, bardziej lirycznej, kończącej się cicho. Na płycie znalazły się (całe szczęście!) obie wersje. Bartosz Koziak znakomicie radzi sobie z trudną partią solową – gra ekspresyjnie, dobrze odnajdując się zarówno we fragmentach lirycznych jak i bardziej przebojowych.
Oba utwory są znakomite i zdecydowanie warte poznania. Dziwi fakt, że tak dobra muzyka musiała czekać ponad 80 lat na nagranie i docenienie, ale lepiej późno niż wcale. Jakość dźwięku jest bardzo dobra. Jest on bezpośredni i pełen głębi, ze świetnie zaakcentowanym rejestrem basowym. Na podziw i wielkie uznanie zasługuje staranne przygotowanie obu utworów przez solistów, orkiestrę i, last but not least, Łukasza Borowicza, który po raz kolejny udowodnił nam, jakie skarby pisali nasi kompozytorzy. Płytę bardzo gorąco polecam, a sam zaczynam czekać na nagranie chóralnej IV Symfonii Nowowiejskiego, którą artysta planuje w przyszłości nagrać.
Być może Łukasza Borowicza zainteresuje też któreś z nie nagranych do tej pory dzieł Eugeniusza Morawskiego? Nikt przecież nie zarejestrował jeszcze jego wczesnej kantaty Kordecki, intrygująco orkiestrowanej muzyki scenicznej do sztuki Lilla Weneda, dwóch dekadenckich pieśni na głos i orkiestrę, a także pełnej wersji monumentalnego poematu tanecznego Miłość. Premiera fonograficzna tych dzieł byłaby z pewnością wielkim wydarzeniem. A upodobania repertuarowe Borowicza sprawiają, że muzyka ta ma wielki potencjał aby go zainteresować.
Feliks Nowowiejski
Koncert fortepianowy op. 60 Słowiański*
Koncert wiolonczelowy op. 55**
Jacek Kortus – fortepian*
Bartosz Koziak – wiolonczela**
Łukasz Borowicz – dyrygent
Orkiestra Filharmonii Poznańskiej
DUX
Zrealizowano w ramach stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego