Manfred Honeck, Anne-Sophie Mutter & Pittsburgh Symphony Orchestra w Wiener Konzerthaus

Najbardziej znane amerykańskie orkiestry to te określane mianem „wielkiej piątki”, a więc Boston Symphony Orchestra, Chicago Symphony Orchestra, Cleveland Orchestra, New York Philharmonic i Philadelphia Orchestra. Założona w 1896 roku Pittsburgh Symphony Orchestra jest w porównaniu z nimi trochę takim brzydkim kaczątkiem, nie jest bowiem w tym zestawieniu uwzględniana. Natomiast jeśli spojrzymy na listę dyrektorów muzycznych tego zespołu, to jest ona imponująca. Znajdziemy na niej znakomitych dyrygentów, m.in. Fritza Reinera, Williama Steinberga, André Previna, Lorina Maazela czy Marissa Jansonsa. Od 2008 roku szefem orkiestry jest zaś austriacki dyrygent Manfred Honeck, nagrywający z nią płyty dla japońskiej wytwórni Exton. Na ich podstawie (zakładając że uda nam się je gdziekolwiek dostać) można wyrobić sobie bardzo wysoką opinię na temat tego zespołu, a dotyczy to zwłaszcza zjawiskowej sekcji dętych blaszanych, ze szczególnym uwzględnieniem waltorni. Wśród tych nagrań znajdują się także dzieła Gustava Mahlera – Pierwsza, Trzecia, CzwartaPiąta. Podczas sobotniego koncertu, będącego też inauguracją sezonu w Wiener Konzerthaus trafiła mi się okazja aby porównać interpretację pierwszego z tych dzieł (zarejestrowanego w 2008 roku) z tym, jak orkiestra brzmi teraz i jak zmieniła się od tego czasu koncepcja dyrygenta.
Podczas koncertu (wieńczącego też europejską trasę koncertową PSO) solistką była Anne-Sophie Mutter, skrzypaczka, której nie trzeba przedstawiać nikomu zainteresowanemu szeroko pojętą muzyką klasyczną. Z Honeckiem współpracuje od dawna, nagrała też z nim już Koncert a-moll Antonína Dvořáka. Jednak podczas tego występu wykonała innego skrzypcowego evergreena, a mianowicie Koncert e-moll Felixa Mendelssohna. Artystka ma na koncie dwie rejestracje tego dzieła – pierwszą z Herbertem von Karajanem z 1980 roku (Mutter miała wtedy 17 lat!), a drugą z Kurtem Masurem i Gewandhausorchester Leipzig z 2008 roku. Także więc tutaj pole do porównań koncepcji i brzmienia jest szerokie.

Koncert otworzyło jednak inne dzieło – Short Ride in a Fast Maschine Johna Adamsa z 1986 roku, które słyszałem już na żywo w wykonaniu Edwarda Gardnera i Bergen Philharmonic Orchestra. Prawykonał je jednak w roku powstania zespół z Pittsburgha pod dyrekcją Michaela Tilsona Thomasa. Wykonanie pod batutą Honecka natychmiast ujawniło, że mamy do czynienia ze znakomitym zespołem, który z łatwością wrzuca najwyższy bieg. Szczególnie duże wrażenie robiła gra blachy. Rzeczywiście – ta orkiestra ma się czym pochwalić!

Jeśli chodzi o Koncert Mendelssohna, to jego interpretacja była bardzo odmienna od tej znanej z pozostałych nagrań Mutter. Dźwięk był ten sam – jędrny, rozwibrowany (ale nie zanadto!), krystalicznie czysty i oszałamiająco precyzyjny jeśli chodzi o intonację i artykulację, nawet w najszybszych odcinkach. Tempo, które Mutter przyjęła podczas występu z Honeckiem było szybsze od tego z jej nagrań, zwłaszcza w pierwszym ogniwie, przez co całość nie była tak sentymentalna i rozlewna. Oczywiście było tu też sporo kontrastów pod względem temp – drugie ogniwo było dość wolne i liryczne, a finał żywy i zadziorny. Z wielkim zajęciem słuchało się też orkiestry, która miała przejrzyste brzmienie, a Honeck wydobył mnóstwo nieoczywistych detali z partii blachy – nie jest to coś, czego można się spodziewać słuchając tego dzieła! Na bis Mutter i orkiestra wykonali temat z Listy Schindlera Johna Williamsa, zadedykowany ofiarom rosyjskiej agresji na Ukrainę.

Pierwsza Mahlera była elektryzująca – od pierwszego do ostatniego dźwięku. Honeck miał ją drobiazgowo przemyślaną i rozplanowaną, ze świetnie uchwyconymi i dopieszczonymi do perfekcji gradacjami dynamiki i wielką rozpiętością zastosowanych temp. Były tam momenty może nawet zbyt ciche i powolne, w których akcja całkowicie się zatrzymywała, były też momenty niezwykłego wzmożenia emocji. Można by poczynić zarzut, że były to kontrasty zmanierowane i przejaskrawione, a jednak całość spinała się w spójną i konsekwentnie przeprowadzoną opowieść. Jakość gry orkiestry – fenomenalna, a na pierwszy plan bezapelacyjnie wysuwała się wspomniana już wcześniej blacha. Honeck nie przegapił żadnej okazji, aby podkreślić walory brzmienia tej sekcji. Działo się tak nawet w przypadku tuby, która zwykle pełni rolę basowej podstawy orkiestry. Tutaj miała piękne, dźwięczne solówki – w pierwszej części, kiedy nisko trzymany dźwięk tego instrumentu towarzyszy cichym uderzeniom bębna basowego w przetworzeniu i w części trzeciej, kiedy jest jednym z instrumentów prezentujących temat w kanonie. Także wszystkie pozostałe dęte – trąbki, puzony i zwłaszcza waltornie, zaprezentowały się znakomicie. Pewnym problemem było to, że w niektórych fragmentach dominowały brzmienie, a zdarzało im się też całkowicie przykrywać kwintet. Dęte drewniane – także pierwsza klasa, zwłaszcza klarnety na początku pierwszej części i fagoty w drugiej. Kwintet bardzo dobry, ze świetnie dopracowaną artykulacją, ale brakowało mu nieco masy, barwy i rozlewności. Honeck dyrygował oszczędnie, lekkimi i eleganckimi ruchami podkreślając akcenty rytmiczne. Tempo w drugiej części było na początku mocno osadzone, kwintet akcentował mocno i dopiero potem dyrygent narzucał szybsze tempo. W trzeciej części środkowy odcinek z cytatem z Pieśni wędrownego czeladnika był prowadzony bardzo powoli, praktycznie na granicy słyszalności, podobnie jak liryczne odcinki w finale. Generalnie interpretacja Honecka nie różniła się jakoś bardzo od tej znanej z jego nagrania Pierwszej. Jego pedantyczna wręcz chęć do wyolbrzymiania zmian tempa przywodziła mi na myśl skojarzenia z dawnymi interpretacjami Willema Mengelberga, Hermanna Scherchena czy Leonarda Bernsteina, a jeśli miałbym szukać analogii wśród współcześnie działających kapelmistrzów, to na myśl przychodziło mi porównanie Austriaka do Teodora Currentzisa. Choć wiem też z doświadczenia, że Honeck potrafi prowadzić orkiestrę szybko i pewnie, bez bawienia się w przesadne rubata. Wiedeńska publiczność przyjęła występ Pittsburgh Symphony Orchestra owacyjnie, a zespół odwdzięczył się dwoma bisami – PorankiemPeer Gynta Griega i fragmentem Rosenkavaliera Richarda Straussa.

Pozostaje jednak najważniejsze pytanie, na które jednak będzie mi bardzo trudno udzielić odpowiedzi – jak ma się jakość gry PSO do gry orkiestr z „wielkiej piątki”? Nigdy nie słyszałem na żywo Cleveland Orchestra (choć grali w piątek i w sobotę w Musikverein) ani Philadelphia Orchestra. New York Philharmonic słyszałem w 2006 roku, Boston Symphony Orchestra w 2018 roku w Musikverein z Nelsonsem i Trzecią Mahlera, a Chicago Symphony Orchesta z Mutim słyszałem dwa razy w styczniu tego roku i raz w 2020 roku. W przypadku nagrań sytuacja jest o tyle utrudniona, że ich jakość w dużej mierze zależy od reżysera dźwięku, sprzętu użytego przy nagrywaniu i wielu innych czynników. Aby wyrobić sobie wiarygodną opinię na temat jakości gry tych pięciu orkiestr (+ ewentualnie PSO) trzeba by stworzyć idealne warunki, aby wysłuchać ich gry: po pierwsze – musiałoby się to odbyć dzień po dniu; po drugie – musiałoby się to odbyć w tej samej sali; po trzecie – trzeba by korzystać z tego samego miejsca; po czwarte – repertuar musiałby być taki sam; po piąte – dobrze byłoby, aby wszystkimi koncertami kierował jeden dyrygent. Oczywiście jest to marzenie ściętej głowy, sytuacja, która nigdy nie będzie miała miejsca. Ale nawet biorąc to pod uwagę muszę stwierdzić, że PSO reprezentuje poziom bardzo wysoki. Może nie wszystkie jej sekcje są tak dobre jak blacha i nie jest z tego powodu aż tak jednolitym organizmem jak Concertgebouw, Wiener Philharmoniker czy Berliner Philharmoniker, ale brakuje jej do nich naprawdę niewiele.

 

foto. Andrea Humer/Konzerthaus Wien

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.