Sformułowana przez Alfreda Hitchcocka zasada kształtowania dramaturgii mówi, że najpierw powinno nastąpić trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno rosnąć. Tak było też w tym tygodniu w Wiedniu. Zaczęła się od Tetzlaffa i fenomenalnego wykonania przez niego koncertu Szostakowicza, potem był Biondi, a skończyło się koncertem w Konzerthaus, w którym wzięła udział Martha Argerich, Lilya Zilberstrein oraz dwaj bracia: Anton i Daniel Gerzenbergowie (panowie wystąpili w drugiej części koncertu).
Zaczęło się od Fantazji f-moll KV 608 Wolfganga Amadeusa Mozarta w opracowaniu Ferrucia Busoniego na dwa fortepiany. Potem znów Mozart – Sonata D-dur KV 125a na cztery ręce. Oba te utwory zagrane były szybko, lekko, ale też jednocześnie drapieżnie. Na pierwszym planie była bardziej Zilberstein, Argerich trochę usunęła się w cień, pozwalając estradowej partnerce wysunąć się na pierwszy plan. Była to też niejako naturalna konsekwencja wyboru rejestrów (przynajmniej w Sonacie), bo Argerich siedziała po lewej stronie, a Zilberstein po prawej, Argentynka grała więc niższe dźwięki. Andante i wariacje B-dur Roberta Schumanna w opracowaniu na dwa fortepiany były zagrane romantycznie – utwór ten został przez artystki dobrze zniuansowany pod względem tempa, dynamiki i ekspresji. Pierwszą część koncertu zwieńczyło dzieło Dariusa Milhauda – Scaramouche op. 165b. Wykonanie było świetne – lekkie, figlarne, rozkołysane, z przymrużeniem oka. Najlepiej wypadła końcowa samba – zadziorna i energiczna.
Druga część koncertu rozpoczęła się od dwóch rzadko granych dzieł Bedřicha Smetany – jednoczęściowej Sonaty e-moll i Ronda C-dur. Oba utwory przeznaczone są na dwa fortepiany i na osiem rąk. Oba też Argerich, Zilberstein i Gerzenbergowie nagrali w Lugano w 2012 roku. Wczorajsze wykonanie było o niebo lepsze od tamtej rejestracji – było o wiele bardziej finezyjne i dopracowane, zarówno jeśli chodzi o dramatyczną Sonatę jak i dowcipne Rondo. Nie są to jednak najlepsze utwory Smetany i dlatego nie wykonuje się ich zbyt często. Wreszcie na koniec – Tańce symfoniczne Siergieja Rachmaninowa. Argerich nagrała je już trzy razy – z Nicolasem Economou, Nelsonem Freire i Nelsonem Goernerem. Śmiało można więc powiedzieć, że jest to jeden z jej numerów popisowych. Jej wykonanie tego dzieła z Zilberstein było o tyle dobre, że obie artystki były ze sobą świetnie zgrane pod względem temperamentów. Obie grają zdecydowanie, wyraziście i lubią szybkie tempa. Było to więc wykonanie drapieżne, pełne energii i znakomite pod względem zróżnicowania ekspresji.
Jeśli mam być szczery to pierwszy raz widziałem wielką salę Konzerthausu nabitą do absolutnie ostatniego miejsca, a były też przecież dostawki w miejscu częściowo zdemontowanej estrady i krzesła dostawione na samej estradzie. Warty odnotowania i zaznaczenia był także wielki entuzjazm, z jakim przyjmowano Argerich, bo to ona była bez wątpienia magnesem, który ściągnął do Konzerthausu tak liczną publiczność. Po każdym utworze rozlegały się huraganowe owacje, a na koniec zgotowano wykonawcom owację na stojąco, co w Wiedniu zdarza się przecież bardzo rzadko i jest wyjątkiem, a nie regułą.
Artyści wykonali trzy bisy, między innymi opracowane na osiem rąk W grocie króla gór Griega i Allegretto z Siódmej Beethovena.
foto. Markus Aubrecht
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl