Rosyjski kompozytor i pianista Anton Rubinstein (1829-1894) był bratem Nikołaja, pianisty któremu Piotr Czajkowski chciał zadedykować swój I Koncert fortepianowy. Rubinstein stwierdził, że utworu nie zagra, bo jest on, łagodnie mówiąc, mało wartościowy, i ewentualnie się zastanowi jeśli Czajkowski wprowadzi żądane poprawki. Ten jednak zachował się jak na rasowego artystę przystało – strzelił mianowicie jeszcze większego focha i oznajmił, że nie zmieni w swoim utworze ani jednej nuty, po czym zakończył spotkanie. Historia pokazała kto miał rację – Koncert b-moll stał się hitem (chociaż kompozytor wprowadził tam pewne poprawki), a dzieła Czajkowskiego zna chyba każde dziecko. A Rubinsteinowie? Pamiętani są ze względu na tę historię, ale ich utwory były do niedawna całkowicie zapomniane.
Dyrygent Michail Jurowski postanowił jednak wrócić do twórczości tego artysty i przypomnieć światu jego operę sakralną w ośmiu obrazach, zatytułowaną Mojżesz, pisaną w latach 1885-1891. Operzysko to trwa prawie 3 godziny i 20 minut i zajmuje całe trzy płyty. Dzieło zostało zaprezentowane w całości dopiero w 2017 roku w Warszawie, kiedy Jurowski poprowadził Polską Orkiestrę Sinfonia Iuventus, Chór Filharmonii Narodowej i zespół złożony z prawie 20 solistów.
Rubinstein był kompozytorem zorientowanym… niezbyt awangardowo, delikatnie rzecz ujmując. Nie pociągała go ani muzyka Liszta ani Wagnera, a Berlioz chyba też średnio go interesował, podobnie jak działalność Potężnej Gromadki. Można w Mojżeszu znaleźć ładne momenty, rzecz w tym, że albo otoczone są taką ilością muzycznej waty albo toną w takiej powodzi grandilokwencji, że przechodzą przez uszy bez większego wrażenia. Dzieło jest długie. Bardzo długie. Za długie. Skutkuje to monotonią i wrażeniem, że owo wzniosłe, patetyczne i nadęte dzieło było pisane nie tylko bez wyczucia dramaturgii, ale też bez jakiegokolwiek samokrytycyzmu. Nie pomaga też wspomniana już wtórność użytego języka muzycznego. Słuchając Mojżesza ma się w zasadzie nieustanne déjà vu. Słucha się tego dzieła, a do głowy pcha się natrętna myśl „ja już to gdzieś słyszałem”. Zaraz potem przychodzi kolejna „ja już to słyszałem, ale tam to brzmiało lepiej”. I chociaż wychwala się tę muzykę pod niebiosa, a spotkać się można nawet ze stwierdzeniem że to „odkrycie stulecia” (!?) – to utwór się nie broni.
Broni się za to wykonanie, bo zaangażowania i umiejętności nikomu tu nie można odmówić. Szczególnie trudne zadanie kondycyjne stało przed wykonującym partię tytułową Stanisławem Kuflyukiem, który poradził sobie z nim bez zarzutu. Solistów mamy tu ok. dwudziestu, a próżno byłoby szukać kogoś kto sprawuje się gorzej. Świetnie wypada zwłaszcza Małgorzata Walewska w roli Johabet, matki Mojżesza, oraz Torsten Kerl w roli Faraona. Znakomicie brzmi przygotowany przez Bartosza Michałowskiego Chór Filharmonii Narodowej, a Michail Jurowski prowadził Polską Orkiestrę Sinfonia Iuventus pewnie i z zaangażowaniem. Nie mogę oczywiście wykluczyć że znajdą się tacy, którym muzyka Rubinsteina przypadnie do gustu i którzy się Mojżeszem zachwycą. Ja jednak zdecydowanie do nich nie należę.
Anton Rubinstein
Mojżesz
Soliści: Stanisław Kuflyuk, Torsten Kerl, Evelina Dobračeva, Małgorzata Walewska, Chen Reiss, Adam Zdunikowski, Marek Kalbus i inni.
Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus
Chór Filharmonii Narodowej
Chór Dziecięcy Artos im. Władysława Skoraczewskiego
Michail Jurowski – dyrygent
Warner Classics
Powiem szczerze, bardzo mnie zaintrygował ten wpis i na pewno sprawdzę twórczość Rubinsteina 🙂 Może mnie przekona do siebie ta muzyka 🙂 Czekam na kolejne ciekawe artykuły, pozdrawiam 🙂