Anne-Sophie Mutter przedstawiać nikomu nie trzeba. Artystka całkiem słusznie uchodzi za jedną z najlepszych działających obecnie skrzypaczek, a każdy jej występ cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Polska publiczność miała w tym sezonie koncertowym aż pięć okazji, żeby to zainteresowanie wyrazić. Artystka trzy razy wystąpiła z recitalem z twórczością Johannesa Brahmsa, Johanna Sebastiana Bacha i Krzysztofa Pendereckiego (w Krakowie,we Wrocławiu i w Katowicach), miała też dwa koncerty z NOSPRem (w Warszawie i w Katowicach). Jeśli o recitale idzie – wybrałem się do Katowic. Program występu był bogaty, zróżnicowany, pokazał też Mutter zarówno od strony jak najlepszej, jak też trochę bardziej kontrowersyjnej.
Skrzypaczka wespół z towarzyszącym jej już od wielu lat pianistą Lambertem Orkisem rozpoczęła występ od Scherza z Sonaty F-A-E Brahmsa (którą, nawiasem mówiąc,kompozytor napisał wespół z Robertem Schumannem i Albertem Dietrichem). Mutter zagrała je ostro i szybko, dźwiękiem mocnym i pewnym, niepozbawionym dużej wibracji we fragmentach lirycznych.
Jako drugi punkt programu zabrzmiało Duo concertante na skrzypce i kontrabas Pendereckiego, utwór napisany dla Mutter i Romana Patkoló (który dołączył tu do artystki) w 2011 roku. I to jak zabrzmiało! Pewnie, wirtuozowsko, z pazurem i energią. Trudno jest mi wyobrazić sobie artystów, którzy mogliby wykonać ten utwór lepiej, wydobyć z niego jeszcze więcej treści.
II Partita d-moll BWV 1004 Bacha, kończąca się przesławną Chaconne, była chyba najbardziej kontrowersyjnym punktem występu. Rzecz w tym, że Mutter nie mogła się zdecydować, co takiego chce w tym dziele pokazać. Raz grała zupełnie bez wibracji, jak w wykonawstwie historycznym, a w niektórych pasażach dorzucała vibrato nad wyraz hojnie, sprawiając, że brzmiały sentymentalnie i zdecydowanie nazbyt romantycznie. Były tu jednak miejsca przepiękne, doskonale wyczute i zagrane z wrażliwością i delikatnością. Jeśli chodzi o dynamikę to Mutter robi ze swoim instrumentem co tylko chce. Zdarzały się tam miejsca na granicy słyszalności, eteryczne i delikatne.
Drugą część koncertu zajęły już w całości dzieła Pendereckiego – solowa La Follia z 2013 roku i II Sonata na skrzypce i fortepian z 1999 roku. Artystka zapragnęła w ten sposób uhonorować 85. urodziny kompozytora i muszę powiedzieć, że lepszego prezentu Penderecki nie mógłby sobie wymarzyć. Oba utwory wypadły rewelacyjnie i zjawiskowo, a wirtuozeria Mutter posłużyła tym razem do stworzenia nastroju specyficznego i mrocznego, typowego właśnie dla dzieł Pendereckiego. Podziw budziła zwłaszcza budowa dramaturgii w Sonacie – wszystko było tam dokładnie przemyślane, a żaden z elementów formy nie był pozostawiony przypadkowi. Penderecki dołączył do Mutter i Orkisa podczas braw, wyjątkowo długich i wyjątkowo zasłużonych.
foto. Bartek Barczyk
Druga połowa tego koncertu to były istne tortury. Zdecydowanie nie przypadło mi do gustu