Przed nami kolejna płyta z dziełami Siergieja Rachmaninowa w wykonaniu Philadelphia Orchestra pod batutą obecnego szefa artystycznego zespołu, Yannicka Nézet-Séguina. Dyrygent zarejestrował już z Trifonovem komplet koncertów fortepianowych tego twórcy i Rapsodię na temat Paganiniego (pisałem już na temat dwóch pretensjonalnie zatytułowanych albumów z tej serii TUTAJ i TUTAJ) oraz I Symfonię i Tańce symfoniczne (pisałem o nich TUTAJ). Przyszła kolej na brakujące dzieła – II i III Symfonię oraz najbardziej znany z poematów symfonicznych Rosjanina, czyli Wyspę umarłych. Po co nagrania te w ogóle powstały? Nie mam pojęcia, ale po kolei.
Zaskakuje już sam początek Drugiej, w którym dyrygent zmienił rytm. Kontrabasy i wiolonczele grają w introdukcji w tempie largo najpierw H wielkie (ćwierćnuta), a następnie c małe (półnuta, przedłużona za pomocą ligatury o ćwierćnutę w następnym takcie). U Nézet-Séguina pierwszy dźwięk brzmi jak szesnastka, a akcent przypada na c. Dziwne to i nie bardzo potrzebne. Ale nie to jest najgorsze, nie to sprawia, że tego Rachmaninowa słucha się tak źle. Brakowało mi pulsu, wyrazistego unerwienia narracji, wprowadzenia do niej suspensu. Tutaj wszystko toczy się gładko, a kulminacje przechodzą bez większego wrażenia. Jesteśmy lata świetlne od może nieco chłodnych, ale chyba bardziej akuratnych wykonań Marissa Jansonsa, Vladimira Ashkenazy’ego czy cieplejszych w wyrazie, a momentami ognistych wykonań w stylu André Previna czy Jurija Temirkanowa. Nie mówię już nawet o hiperromantycznych odczytaniach Nikołaja Gołowanowa i Leopolda Stokowskiego, bo wersja YN-S nijak ma się do ich interpretacji. Nie zapominajmy też o tym, że Trzecią nagrał z Filadejfijczykami sam Rachmaninow i pod jego batutą brzmi ona dość lakonicznie. Słusznie – wszak sama muzyka jest uczuciowa i nie wymaga dosładzania i topienia jej w sentymentalnym sosie. Wymaga namiętnej pasji, zapamiętania, ale też dyscypliny. Bez niej całkowicie się roztapia. Tak dzieje się w trzecim ogniwie II Symfonii pod batutą Nézet-Séguina, tak dzieje się też w pięknym śpiewnym temacie granym w Trzeciej przez wiolonczele. Pod batutą Kanadyjczyka muzyka nie płynie, nie jest rozśpiewana, zatrzymuje się tu całkowicie, a napięcie natychmiast z niej wyparowuje. Jeśli chodzi o artykulację to przeważa oleiste legato, swoiste mazando. Tak samo jest z Wyspą umarłych. Nie słucha się tych nagrań dobrze i do historii fonografii to one nie przejdą.
Filadelfijczycy mają styl Rachmaninowa w małym palcu. Mogliby grać jego utwory przez sen – i tak to właśnie tutaj brzmi. Nie są to oczywiście nagrania beznadziejne, orkiestra ma na koncie gorsze rejestracje w tym repertuarze (vide te Charlesa Dutoita), no ale najwyraźniej zasada jest prosta – jak jesteś szefem Filadelfijczyków to tradycji musi stać się zadość i musisz dyrygować Rachmaninowem, choćbyś nie miał w tej muzyce za dużo do powiedzenia.
Jakość dźwięku jest dość kiepska. Jest on ciasny, głuchy, pozbawiony pogłosu, masy i przestrzeni. Jak to jest że realizowane dobrych kilka dziesiątków lat temu realizacje Ormandy’ego nadal brzmią świetnie, a nowe nagranie tej samej orkiestry w teoretycznie lepszej (bo nowszej) technologii jest do luftu?
Siergiej Rachmaninow
II Symfonia e-moll op. 27
III Symfonia a-moll op. 44
Wyspa umarłych op. 29
Philadelphia Orchestra
Yannick Nézet-Séguin – dyrygent
Deutsche Grammophon
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl