Znam dobrze salę Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Byłem tam wiele razy i słyszałem w tym miejscu wiele świetnych koncertów. Nawet lepiej znam siedzibę Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Katowice leżą niedaleko moich rodzinnych stron, więc staram się jeździć tam kiedy tylko nadarzy się okazja. Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie odwiedzenie obu sal i porównanie ich pod względem akustyki. O obu mówi się, że są ósmym cudem świata, ale jak jest naprawdę? Czy któraś z nich jest lepsza? Oczywiście najlepiej byłoby usłyszeć tę samą orkiestrę grającą ten sam repertuar, ale okazje tego typu trafiają się raczej rzadko. Orkiestra Symfoniczna Radia Bawarskiego z udziałem Marissa Jansonsa grała ten sam program w NFMie i w NOSPRze 2 i 3 lutego, ale nie było mi wtedy po drodze. Okazja trafiła się paradoksalnie całkiem prędko, bo już w drugiej połowie marca. Dwóch niezwykle charyzmatycznych artystów – wiolonczelista Nicolas Altstaedt i dyrygent Eiji Oue wespół z orkiestrą NFM Filharmonii Wrocławskiej wykonali na dwóch koncertach w obu miastach ten sam program. W pierwszej części Koncert wiolonczelowy C-dur Josepha Haydna, w drugiej V Symfonia cis-moll Gustava Mahlera. Altstaedta słyszałem w listopadzie w Warszawie, kiedy wykonał komplet sonat wiolonczelowych Beethovena. Wrażenia po tym koncercie miałem jak najbardziej pozytywne, a to chyba najlepsza rekomendacja. Eiji Oue to postać, która wygląda i zachowuje się jak żywcem wyjęta z filmu Quentina Tarantino. Kto widział japońskiego Maestro w akcji ten dobrze wie o czym piszę. Jest niezwykle charyzmatyczny, energiczny i nie boi się odrobiny showmaństwa. Do tej pory pamiętam jego Szeherezadę Rimskiego-Korsakowa, którą równo rok temu wykonał w Filharmonii Narodowej.
NFM
Na Haydnie w NFMie wylądowałem na pierwszym balkonie, na chórze. Miałem więc dyrygenta przodem do siebie, a solistę tyłem. Nie polecam. Altstaedta nie słyszałem prawie w ogóle. Udało mi się wyłowić coś z kadencji, ale poza tym słyszałem przypadkowe dźwięki. Mała orkiestra, którą Oue kierował od klawesynu, brzmiała przejrzyście. Tutaj nie można było mieć pretensji o jakiekolwiek braki w brzmieniu. Altstaedt zasłużył w moim odczuciu na nagrodę. W czasie kadencji Oue patrzył się na niego i stroił (domyślam się, że mimowolnie) dziwne miny w rytm muzyki. Zignorowanie go i zrobienie swojego musiało być z perspektywy wiolonczelisty szczytem stoicyzmu.
Podczas drugiej część koncertu przeniosłem się już na amfiteatr, powodowany zresztą nie tyle względami akustycznymi, co towarzyskimi. Mahlerem mnie Oue zaskoczył. Znam jego nagranie Pieśni o ziemi Mahlera. To interpretacja introwertyczna, skupiona i wyciszona. Być może dlatego spodziewałem się czegoś równie głębokiego. Jednak to co usłyszałem we Wrocławiu było efekciarskie, niespójne, przerysowane i zaprezentowane niemal w krzywym zwierciadle. Podoba mi się kiedy wykonawca daje coś od siebie, ale Oue szedł na łatwiznę. Kiedy napięcie rosło – podkręcał tempo i dynamikę. Frazownie było dziwaczne – niektóre pasaże były zagrane bardzo powoli, podczas gdy inne Oue zagonił i zatarł ich kontury. Nie miałem poczucia budowania przez wykonawców spójnej narracji. Ta Piąta była raczej zlepkiem oderwanych od siebie epizodów. Najlepiej z całej symfonii wypadło Adagietto, które płynęło naturalnie i bez udziwnień. W dyrygowaniu Oue znać wpływ Leonarda Bernsteina, jego mentora i przyjaciela. Niektóre gesty, te najbardziej przerysowane i groteskowe, były wzięte wprost od niego. Dyrygent wie jak zrobić wrażenie na mniej wyrobionej publiczności, ale usytuowana z tyłu sali loża szyderców musiała momentami dusić wybuchy śmiechu. Taki sposób dyrygowania wymaga od orkiestry dużej rutyny i oswojenia z gestykulacją i pantomimiką dyrygenta. Tutaj wyraźnie tego zabrakło, a zespół momentami nie nadążał za Oue. Emocje wyraźnie przeważały nad jakimkolwiek zarysowaniem formy, o cyzelowaniu detali nie wspominając. Sala NFMu ma to do siebie, że ma doskonałą akustykę, która wyłapie wszystko i niczego nie wybaczy. Oue najwyraźniej za dużo wybaczał na próbach. Szkoda, bo to świetny dyrygent, którego stać na dużo więcej. Miałem też momentami wrażenie, że dźwięk jest zdecydowanie zbyt głośny i nie ma wystarczająco dużo przestrzeni, aby się rozszedł.
NOSPR
Pierwszą część koncertu spędziłem na drugim balkonie. Pomimo tego słyszałem wyraźnie każdy dźwięk. Samego Altstaedta również słyszałem bardzo dobrze i nareszcie mogłem docenić piękno jego gry. Przepięknie wypadła kadencja w pierwszej części, z pianami tak cichymi i przejmującymi, że cała sala wstrzymywała oddech. Orkiestra brzmiała lepiej niż podczas piątkowego koncertu. Grała ostrzej, bardziej wyraziście akcentowała rytmy. Było w tym wykonaniu dużo dobrej energii.
Mahler… Nie wiem co się stało pomiędzy piątkowym a niedzielnym koncertem. W piątek usłyszałem wykonanie Piątej, które było zaledwie poprawne. To co usłyszałem w niedzielę było porywające. Oue zachował dziwaczne pomysły dotyczące frazowania w marszu, nadal była to interpretacja skrajnie emocjonalna, obliczona na wielkie efekty. Ale był w tym wszystkim jakiś flow i uważność gry, których brakowało mi w piątek. Przesiadłem się podczas drugiej części na amfiteatr, miałem więc orkiestrę mniej więcej kilka metrów przed sobą. Wrażenie było paradoksalne. W NFMie czułem, że sala jest momentami zbyt mała jak na tak wielkie dzieło i na taką obsadę. W Katowicach wszystkie wybuchowe kulminacje brzmiały dużo lepiej, bardziej naturalnie i przestrzennie. Słyszałem też mnóstwo rzeczy, które we Wrocławiu mi umknęły. A to tam-tam w cichej dynamice, a to harfa, a to taki z pozoru nieistotny szczegół jak burknięcia kontrafagotu w finale. Wszystko to złożyło się na bogate i pełne doświadczenie. W zasadzie jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała, było zbytnie wyrównanie poziomu dynamiki. To było cały czas od mezzoforte w górę. Gra była o wiele lepsza, bardziej staranna, lepiej wyczuta.
A więc – NFM czy NOSPR?
Dźwięk orkiestr w NFMie ma w sobie jakieś ciepło, którego czasem brakuje mi w wielkiej sali NOSPRu. Katowicka sala ma z kolei ogromną przestrzeń, która świetnie nadaje się do słuchania utworów napisanych na wielkie składy. Czy któraś z sal jest zdecydowanie lepsza? Nie. Ze względu na patriotyzm lokalny wolę NOSPR; ale ze względów towarzyskich wybrałbym NFM 😉
Foto: Izabela Lechowicz/NOSPR