Ning Feng & Lawrence Foster w NOSPRze

Czwartkowy koncert NOSPRu pod batutą Lawrence’a Fostera miał ciekawy i niebanalnie ułożony program. Wykonano cztery dzieła, a wydarzenie uatrakcyjnił występ chińskiego skrzypka – Ning Fenga.

Na pierwszy ogień poszła popularna uwertura do Cyrulika sewilskiego Gioacchina Rossiniego. Foster poprowadził ją w umiarkowanym tempie, z elegancją i wdziękiem. Uwagę przykuwały zwłaszcza solówki dętych – oboju, waltorni i fagotu. Jako wprowadzenie do koncertu dzieło to sprawdziło się znakomicie.
Słuchając I Koncertu skrzypcowego Paganiniego w interpretacji Fenga można było poczuć się mocno zaskoczonym. Jest to utwór lekki jeśli idzie o nastrój, może nie nazbyt jeśli idzie o treść, ale za to najeżony wymyślnymi trudnościami technicznymi. Wszak chodzi tu przede wszystkim o popis solisty. Feng zagrał to dzieło jakby to była dziecinna igraszka, coś, co można machnąć od niechcenia w przerwie między porannym rogalikiem a kawą. Była to gra pełna blasku, bardzo przy tym zróżnicowana jeśli idzie o barwę i brzmienie. Staccato było bardzo szorstkie i wyraziste, w momentach śpiewnych chiński skrzypek grał zaś dźwiękiem pełnym, ciepłym i ekspresyjnym. Pięknie brzmiały zwłaszcza lekkie i eteryczne flażolety. Nie wahał się też okazjonalnie wprowadzać do narracji staromodnego portamenta, które znakomicie pasowało do nieco nonszalanckiego i buńczucznego charakteru utworu. Minusy? W finale Feng grał tak szybko, że niektóre frazy były zbyt zagonione. Zagrał je w ten sposób, bo mógł to zrobić i chodziło mu w pierwszym rzędzie o pokazanie wielkiej sprawności i fajerwerków technicznych, ale dzieło więcej by zyskało, gdyby frazy były bardziej zaokrąglone. Brakowało mi też we włoskiej części koncertu większych kontrastów dynamicznych, zwłaszcza w uwerturze Rossiniego, który miał przecież przezwisko signor crescendo. Orkiestra brzmiała lekko i to był wielki plus, ale większe zróżnicowanie w zakresie dynamiki przecież by nie zaszkodziło.

Druga część koncertu rozpoczęła się kolejnym dziełem na skrzypce i orkiestrę. Tym razem była to kompozycja współczesna – napisany w 2005 roku koncert Atacama francusko-chilijskiego twórcy Marco Antonio Pérez-Ramireza (rocznik 1964), utwór inspirowany twórczością Iannisa Xenakisa. Feng pokazał się tu od kompletnie odmiennej strony, bo też była to kompletnie odmienna kompozycja od romantycznego i popisowego dzieła Paganiniego. Surowa, sucha, pozbawiona emocji, ale przecież nie ekspresji. Skrzypek pokazał tu, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, świetnie też różnicował poszczególne odcinki pod względem barwy. Także orkiestra brzmiała w tym utworze sucho, intencjonalnie jałowo, a jej brzmienie zostało przez twórcę odbarwione, co niosło ze sobą trafne skojarzenia z widokiem wyjałowionej przez słońce pustyni. Kompozytor był obecny na koncercie i zebrał swoją porcję oklasków. A Atacamy dobrze byłoby posłuchać jeszcze raz, bo jest tego warty. Koncert zamknęło wykonanie Gry w karty Strawińskiego. To neoklasyczne dzieło zawiera praktycznie dosłowny cytat z uwertury do Cyrulika sewilskiego, który był bardzo czytelny w kontekście wykonania tego dzieła na początku koncertu. Interpretacja Fostera była lekka i dowcipna, a orkiestra znakomicie wywiązała się z postawionego przed nią zadania.

fot. Grzegorz Mart/NOSPR

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.