Do tej pory zawsze słuchałem na żywo Riccarda Mutiego dyrygującego najlepszymi orkiestrami złożonymi z doświadczonych muzyków. Były to albo Wiener Philharmoniker albo Chicago Symphony Orchestra, kiedy więc dowiedziałem się o jego wiedeńskim występie z Orchestra Giovanile Luigi Cherubini, od razu mnie on zaciekawił. Zespół ten ma swoją siedzibę w Piacenzie, a składa się z muzyków włoskich do trzydziestego go roku życia. Powstał w 2004 roku, a jego założycielem był właśnie Muti.
Jako pierwsza zabrzmiała Uwertura w stylu włoskim C-dur Franza Schuberta z 1817 roku. Spotkał ją los wielu utworów granych przez orkiestry na rozgrzewkę, a mianowicie przeszła nie robiąc większego wrażenia. Włoski zespół zagrał ją czysto i równo, ale jednocześnie była za ciężka, zwłaszcza w otwierającym ją odcinku utrzymanym w wolnym tempie. Partię solową w późnym Koncercie klarnetowym A-dur KV 622 Wolfganga Amadeusa Mozarta wykonał austriacki artysta Daniel Ottensamer, klarnecista związany z Wiener Philharmoniker. Wirtuozem tego instrumentu był jego ojciec Ernst, związany z tym samym zespołem, jest nim także brat Daniela, Andreas, grający z Berliner Philharmoniker. Dzieło to wypadło znakomicie. Grane było wartko, w znakomicie dobranych przez Mutiego tempach, lekko, z wdziękiem i elegancją właściwą dla stylu tego kompozytora. Ottensamer grał przepięknie, dźwiękiem miękkim, jedwabistym i plastycznym, z urzekajacą finezją. Piana miał absolutnie zjawiskowe – eteryczne, grane zdawałoby się na granicy słyszalności. Publiczność nagrodziła swojego muzyka gromką owacją, która słusznie mu się należała.
Drugą część koncertu wypełniła w całości muzyka włoska, a konkretniej dwa dzieła, które Muti zarejestrował już wiele lat temu z orkiestrą La Scali dla wytwórni Sony. Pierwszym z nich było preludium orkiestrowe Contemplazione op. 26 Alfreda Catalaniego, kompozytora należącego do tej samej generacji co Puccini. Chyba pierwszy raz słyszałem jakiekolwiek jego dzieło grane na żywo. Włoska młodzieżówka była tu w swoim żywiole – smyczki i drzewo śpiewało pięknie, a Muti pięknie kształtował frazy, ale nie zmieniło to faktu, że to muzyka dość miałka, która jednym uchem wpada i drugim natychmiast wypada. Ostatnim dziełem w programie były wyjątki z suity z muzyki scenicznej do sztuki Turandot Carla Gozziego autorstwa Ferrucia Busoniego. W programie koncertu znalazły się numery 1 (Die Hinrichtung, der Stadttor, der Abschied), 2 (Truffaldino. Introduzione e marcia grotesca), 7 (Nächtlicher Walzer) i 8 (In modo di marcia funebre e finale alla turca). To barwne dzieło oparte zostało na autentycznych melodiach pochodzących z Dalekiego Wschodu, przy czym Busoni z jakichś nie znanych mi bliżej powodów uznał za takową także Greensleeves, którą zacytował w swoim utworze (w ogniwie piątym – Das Frauengemach). Orkiestra wykonała te cztery ogniwa z ogniem, rozmachem i entuzjazmem. Doskonałe wrażenie robiło subtelne cieniowanie dynamiki i świetny dobór temp. Muti doskonale wiedział co robi, wybierając suitę Busoniego do programu tego koncertu – znakomicie czuje tę muzykę i z wielką sugestywnością podkreśla jej zalety. Wybór suity Busoniego był ciekawy i niebanalny – nie jest to w końcu dzieło bardzo popularne. Na bis zabrzmiało wykonane z pasją Intermezzo z Fedory Umberta Giordaniego. Jest coś ujmującego w sposobie, w jaki Włosi wykonują swoją muzykę. Mogą nie być to wiekopomne arcydzieła, ale grane są z zaangażowaniem i wylewnością, która sprawia że stają się prawdziwymi perełkami, a słucha się ich z wielką przyjemnością.
foto. Silvia Lelli
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl