Hans Rott należy w gronie kompozytorów do kategorii wielkich pechowców. Miał talent, ale nie zdołał go rozwinąć. Na przeszkodzie najpierw stanęła choroba psychiczna, a następnie śmierć w wyniku gruźlicy, która zabrała artystę w wieku zaledwie 25 lat. Rott załamał się cztery lata przed śmiercią. Pokazał wówczas świeżo ukończoną Symfonię E-dur Johannesowi Brahmsowi i Hansowi Richterowi, zależało mu bowiem na wykonaniu dzieła. Brahms miał podobno przyjąć ten utwór fatalnie. Uznał, że Bruckner ma stanowczo zbyt duży wpływ na studentów konserwatorium, a młodemu adeptowi kompozycji zalecił zajęcie się w życiu czymś innym. Rott zaczął mieć urojenia prześladowcze, a w czasie jednej z podróży pociągiem wyciągnął rewolwer i wymachując nim zaczął domagać się zatrzymania pociągu, argumentując że Brahms podłożył dynamit pod tory. Po umieszczeniu w zakładzie dla psychicznie chorych jego stan uległ krótkiej poprawie, ale niedługo później kompozytor wpadł w depresję, a na końcu swoje zrobiła gruźlica.
O randze talentu Rotta świadczą słowa wypowiedziane przez jego młodszego o 2 lata kolegę z wiedeńskiego konserwatorium, Gustava Mahlera, który widział w nim twórcę nowego typu symfonii. Rott nie miał szansy na zyskanie rozgłosu, a za jego życia i przez wiele lat po śmierci jego dzieła znane były tylko wąskiemu gronu badaczy. Cieszył się uznaniem nie tylko Mahlera, ale także wspomnianego już Brucknera, którego muzyką się zresztą inspirował.
Symfonia E-dur jest dziełem napisanym w latach 1878-1880. Prawykonania doczekała się dopiero w 1989 roku, kiedy w Cincinatti poprowadził ją Gerhard Samuel, który też jako pierwszy ją nagrał. Do tej pory utwór ten doczekał się już kilkunastu rejestracji, a wśród dyrygentów, którzy utrwalili go są m.in. Leif Segerstam czy Jakub Hrůša, którego nagranie ukazało się nie tak dawno temu nakładem Deutsche Grammophon. Ja jednak zdecydowałem się sięgnąć po rejestrację lubianego i cenionego przeze mnie Estończyka, Paavo Järviego. Symfonia E-dur składa się z czterech części. Trwa ponad 50 minut, przy czym każde kolejne ogniwo jest dłuższe od poprzedniego. Cała rzecz rozpoczyna się nastrojowo i romantycznie, od miękkiego sola trąbki płynącego leniwie ponad falującym akompaniamentem smyczków. Szybko dochodzi do tutti noszącego znamiona stylu Brucknera, a wpływy tego kompozytora słychać także później, choćby w chorale snutym przez dęte blaszane czy w całej części wolnej. Bardzo mocno zaskakuje ogniwo trzecie (Frisch und lebhaft), słychać bowiem wyraźnie ile zaczerpnął z niego Mahler, pisząc Scherzo ze swojej Pierwszej. Jest to chyba zresztą najbardziej zapadająca w pamięć i najbardziej wyrazista część z całej symfonii, dowcipna i radosna. Największą wadą finału jest to, że jest przegadany i rozwleczony. Tyczy się to zwłaszcza bombastycznego zakończenia, które wydaje się ciągnąć bez końca.
Rott nie cierpiał bynajmniej na niedobór pomysłów, wręcz przeciwnie! Zawiódł raczej proces selekcji, co nie dziwi w przypadku młodego i niedoświadczonego twórcy, którego rozpierały pomysły i entuzjazm. Jest to tym bardziej oczywiste kiedy weźmie się pod uwagę, że kompozytor nie miał szansy na własne uszy przekonać się jak długie i przegadane jest jego dzieło. Porównajmy sytuację Rotta z Das Klagende Lied i Totenfeier Mahlera. W przypadku obu tych dzieł można zaobserwować jak utwór przechodził przez sito selekcji, jak twórca oddzielił ziarna od plew, a fragmenty nie do końca udane zostały w zręczny sposób usunięte z wersji ostatecznej. Oczywiste są też w przypadku Symfonii Rotta reminiscencje stylów Antona Brucknera i Richarda Wagnera, ale w tym też nie ma nic dziwnego, twórca nie działał przecież w próżni, a jako zorientowany progresywnie młody gniewny ku tym dwóm twórcom zwrócić się musiał. Kolejnym błędem wynikającym z niedoświadczenia jest przesada w stosowaniu blachy, która sprawia że w niektórych fragmentach kwintet jest prawie całkowicie niesłyszalny. W ostatniej części dość irytującym sposobem na zintensyfikowanie napięcia jest bezustanne stosowanie dźwięków kotłów i trójkąta. Czy jest to arcydzieło? Zdecydowanie nie. To obietnica, która ze względu na śmierć kompozytora nigdy nie miała szansy na spełnienie. Czy warto Symfonii wysłuchać? Tak, bo to najdłuższe i najbardziej ambitne dzieło młodego kompozytora, a jego wykonanie zawarte na płycie jest bardzo dobre. Paavo Järvi dyryguje nim ostro i zdecydowanie, utrzymuje szybkie tempa i nie pozwala mu rozejść się w szwach.
Jako uzupełnienie mamy na tej płycie także dwa ogniwa orkiestrowej Suity B-dur, które otrzymują tu swoją premierę fonograficzną. Jednym uchem wpadają i drugim natychmiast wypadają, nie są bowiem niczym więcej jak szkolnymi wypracowaniami.
Hans Rott
Symfonia E-dur
Suita na orkiestrę B-dur
Frankfurt Radio Symphony Orchestra
Paavo Järvi – dyrygent
RCA
PS. A teraz puśćmy na chwilę wodze fantazji. Co by było, gdyby niektórym ze sławnych kompozytorów dane było dożyć późnej starości? Jak by pisali? Czyje utwory by poznali? Jaki wpływ one by na nich wywarły? Zadajmy sobie te pytania – z pełną świadomością, że odpowiedzi nigdy nie poznamy. Pomyślmy że każdy z naszych przykładowych twórców żył 90 lat – w pełnym zdrowiu i w pełni władz umysłowych.
Wolfgang Amadeus Mozart (1756-1846) – może Mozart spotkałby się z Chopinem? Co sądziłby o Symfonii fantastycznej Berlioza? Jak przyjąłby późne kwartety Beethovena i jak wpłynęłyby one na jego muzykę? Czy odnalazłby wspólny język z Mendelssohnem?
Ludwig van Beethoven (1770-1860) – ile symfonii by napisał? Czy poszedłby w kierunku programowości w swojej muzyce? Jak wyglądałaby harmonika jego dzieł? Co sądziłby o poematach symfonicznych Liszta i sonatach Chopina?
Franz Schubert (1797-1887) – co Schubert sądziłby o pieśniach Musorgskiego i o dramatach muzycznych Wagnera? Jaki wpływ wywarłaby na niego muzyka Chopina?
Felix Mendelssohn (1809-1899) – w którą stronę poszedłby Mendelssohn w swojej twórczości? Co by powiedział o Carmen czy o Parsifalu?
Fryderyk Chopin (1810-1900) – jak pisałby Chopin po Tristanie? Co powiedziałby o symfoniach Czajkowskiego i o Preludiach Szymanowskiego? A o Preludium do Popołudnia Fauna Debussy’ego i o utworach Ravela?
Georges Bizet (1838-1928) – co sądziłby Bizet o muzyce Debussy’ego i Ravela? Jaki wpływ wywarłaby na niego ich orkiestracja? Co by powiedział o weryzmie i o operach Pucciniego czy Leoncavalla? A o I Symfonii Szostakowicza?
Modest Musorgski (1839-1929) – co by powiedział Musorgski o utworach Janáčka? A jak przyjąłby Pietruszkę czy Stabat Mater Szymanowskiego? Co by sądził o Pierrot lunaire?
Piotr Czajkowski (1840-1930) – jak wpłynęłoby na utwory Czajkowskiego wysłuchanie Ognistego ptaka czy utworów młodego Prokofiewa? A co by powiedział o Dafnisie i Chloe Ravela?
Juliusz Zarębski (1854-1944) – co sądziłby Zarębski o muzyce młodego Lutosławskiego czy Panufnika? Czy spodobałaby mu się symfonika Mahlera czy Szostakowicza?
Gustav Mahler (1860-1950) – ile swoich symfonii zdążyłby nagrać Mahler? Co by powiedział o muzyce Szymanowskiego, Lutosławskiego, Panufnika? Co by powiedział podczas spotkania młodziutkiemu Pendereckiemu? Co by sądził o Święcie wiosny czy Mszy głagolickiej?
Mieczysław Karłowicz (1876-1966) – jak Karłowicz zareagowałby na to, co dzieje się w muzyce XX wieku? W którym kierunku by poszedł? Ekspresjonizm? A może folkloryzm? Jak odebrałby Pieśń o ziemi czy muzykę Poulenca?
Karol Szymanowski (1882-1972) – jak Szymanowski odbierałby utwory sonorystów – Kilara czy Góreckiego? Co by sądził o Pasji Pendereckiego? Co by powiedział o utworach Bouleza?