Sytuacja jest tragiczna! To nie są żarty! Mahlera nikt nie chce nagrywać! Jeśli wierzyć dyskografii opracowanej przez Mahler Foundation (dostępna jest TUTAJ) w samym XXI wieku taką V Symfonię zarejestrowano tylko 103 razy! To przecież całkowicie zrozumiałe, że wobec tego powstanie nowego nagrania było absolutną koniecznością. Jest to przecież repertuar kompletnie zapomniany, nieznany szerszej publiczności. Zresztą – po co się rozdrabniać? Czemu nie nagrać kolejnego cyklu? Melomani urządzają już przecież pikiety pod filharmoniami, a politycy idą do wyborów z hasłem: „More Mahler!”. Środowisko artystyczne musiało odpowiedzieć na te żądania. Tym razem batutę w dłoń chwycił estoński dyrygent Paavo Järvi, szef artystyczny Tonhalle-Orchester Zürich. Ekspertem od dzieł austriackiego kompozytora w żadnym razie nie jest. O ile się nie mylę zarejestrował do tej pory Drugą i Szóstą, a choć nie są to nagrania okropne, to i pamiętnymi określić ich nie można (nie liczę w tym momencie cyklu zarejestrowanego we Frankfurcie i wydanego na DVD i/lub blu-ray’u). Jest to więc świetny wybór, wiadomo przecież, że każdy szanujący się współczesny dyrygent musi mieć w CV komplet symfonii Mahlera. Ba, musi go mieć także każda szanująca się orkiestra, a wiadomo, że po zmianie szefa artystycznego trzeba całość nagrać od nowa.
Dość tych złośliwości, przejdźmy do rzeczy i przyjrzyjmy się nowemu nagraniu. Zrobię to dość skrótowo, bo prawdę mówiąc nie ma się o czym rozpisywać.
Część pierwsza jest obiecująca – orkiestra brzmi przejrzyście, barwnie, tempo jest umiarkowane i dobrze dobrane, a charakter muzyki został dobrze podkreślony. Uwagę zwraca perkusja, zwłaszcza głęboki dźwięk doskonale słyszalnego tam tamu. W drugiej części coś zaczyna się psuć. Jest to muzyka, która zdecydowanie wymaga większego uniesienia, większej dzikości, tutaj zaś wszystko jest cały czas starannie kontrolowane, komfortowe, prowadzone rzeczowo i w dość chłodny sposób. Czuć to zwłaszcza w odcinkach, w których faktura zagęszcza się, a tempo przyspiesza – są one dość rozczarowujące. Tam tam nadal jest słyszalny, ale tylko w cichych odcinkach. Tam gdzie jest głośno i i gdzie przydałoby się, aby jego dźwięk dobarwił kulminację, był kropką nad i – tam nie słychać go w ogóle.
Scherzo jest typowym Scherzem z Piątej. Dłuży się, choć tempo nie jest zbyt wolne, a solówki drzewa i blachy są pięknie zagrane.
Adagietto jest zwyczajnie mdłe. Kulminacja jest słabo zarysowana, a jedyne co robi orkiestra to odgrywa nuty. Dobrze że w dobrym tempie. Najlepiej wypada finał – jest rześki i klarowny, grany w wartkim tempie. Ale to za mało aby uratować całą interpretację.
Jest to Mahler jak spod linijki. Wyśmienicie zagrany, wyśmienicie nagrany, ale jednocześnie wyzuty z emocji i charakteru. Wszystko jest tu bezpieczne, prowadzone ani za szybko ani za wolno, bez ekscesów, bezosobowo i chłodno. Nie ma w tym wykonaniu nic osobistego. Wiemy jak świat wygląda – to jest biznes, powstają więc produkty. W takich kategoriach traktuję też ten album (podobnie jak nagranie Piątej pod Bychkovem, o którym pisałem już jakiś czas temu). Nie szukajcie tu ekscentryzmu, wyrazistości czy emocji jak u Barszaja, Bernsteina, Scherchena, Tennstedta czy… Neeme Järviego. Ale Paavo to typowy nowoczesny dyrygent. Profesjonalny, kompetentny, rzeczowy, zadyryguje wszystkim. Ale jak ktoś jest od wszystkiego to… no właśnie.
Gustav Mahler
V Symfonia cis-moll
Tonhalle-Orchester Zürich
Paavo Järvi – dyrygent
Alpha
Podoba Ci się to co robię? Chcesz wesprzeć moją pracę? Odwiedź profil Klasycznej płytoteki w serwisie Patronie.pl